Obrazki z natury (Junosza).pdf

(296 KB) Pobierz
Obrazki z natury
Klemens Junosza
Warszawa, 1899
Pobrano z Wikiźródeł dnia 10.03.2017
KSIĄŻKI DLA WSZYSTKICH.
Klemens Junosza
OBRAZKI Z NATURY
NIEKOSZTOWNA KURACJA
GRABARZ KSIĄŻEK
WARSZAWA
NAKŁADEM i DRUKIEM M. ARCTA
1908
Tekst jest
własnością publiczną
(public
domain).
Szczegóły licencji na stronie
autora:
Klemens Szaniawski.
NIEKOSZTOWNA KURACJA
 Na
niewielkim dziedzińcu, rozciągającym się przed
skromnym
dworkiem
szlacheckim,
zatrzymała
się
przechodząca piękność wiejska.
 Postawiła
konewkę z wodą na ziemi, oczy przysłoniła ręką
czerwoną, muskularną, obnażoną po łokcie i bacznie
przypatrywała się tumanowi kurzu na drodze.
 Wśród
tego tumanu, jak w obłoku widniał zdaleka punkt
drobny zrazu, potym większy, większy, aż nareszcie
zarysowały się dość widocznie sylwetki trzech koni i wozu, na
którym siedziało dwuch ludzi.
 Przysadzista
piękność przymrużyła oczy i poznała
przedewszystkim fornala Maćka, potym konie dworskie i wóz,
klasnęła w ręce i pobiegła pędem do kuchni, wołając na cały
głos:
 —
Pan jedzie! pan jedzie!
 Wieść
ta rozbiegła się lotem błyskawicy po folwarczku,
dworku, ogrodzie. Kto żył, powtarzał: pan jedzie!
 —
Tatuś jedzie! — zaśpiewała melodyjnym sopranem
panienka z dużym warkoczem barwy lnu, pełną, niby świeżo
upieczona bułka, buzią i habrowemi oczami
 Pan
wracał z Warszawy, po całotygodniowej nieobecności
— nic więc dziwnego, że go z podwójną czułością witano.
 Taka
podróż przecież nie trafia się codzień. Z zapadłych
kątów, od dróg żelaznych oddalonych, rzadko wyruszają
ludzie; chyba ważny bardzo interes może ich skłonić do
takiego kroku.
 Wybiera
się więc szlachcic do Warszawy, jak do Kamerunu;
a sprawunki! Boże miłosierny, czyż można obejść się bez
sprawunków?
 Maciek
jeszcze wczoraj rano wybrał się po pana na kolej i,
naturalnie nie wybrał się bryczką, ani koczem, ale długim
wozem w drabinach, jak do siana. Sama pani tak kazała i
zaleciła, żeby słomy nabrać dużo, bo sprawunków będzie moc,
a co jeden, to delikatniejszy.
 Maciek
medytował godzinę przynajmniej, zanim wóz jak się
należy, narządził. Rozpuścił go na całą długość drabin, lusznie
wybrał, co najmocniejsze, zaopatrzył się w postronki i w
słomę... boć to warszawskie sprawunki na byle jakim wozie
wieźć ryzyko. Licho wie, z czego one są, ale najprędzej ze
szkła, bo warszawiacy, wiejskim ludziom na psotę wszystko ze
szkła robią, żeby się tłukło w drodze.
 Sama
pani mówiła, że tego będzie sporo, a pani zwykle
dobrze wie, co mówi...
 Przed
tygodniem, gdy mąż miał do Warszawy wyjeżdżać,
pani wypisała litanję przerażająco długą — aż jegomość jęknął,
ujrzawszy taki cyrograf.
 Ale
w błogim stanie małżeńskim nie można się lada czym
przerażać, przeciwnie, trzeba być nieustraszonym a
cierpliwym.
 Wiedział
dobrze o tym pan Ignacy (właśnie ten pan Ignacy,
którego powrót do domu anonsowano tak głośno) i jak tylko
przybył do Warszawy i ulokował się w Saskim hotelu, w tej
chwili uzbroił się w okulary i zaczął odczytywać rękopis swej
małżonki wraz z licznemi komentarzami.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin