Feather Jane - Prawie poślubiona.pdf
(
2008 KB
)
Pobierz
Jane Feather
Prawie poślubiona
Tytuł oryginału Almost a Bride
0
1
Szelest kart wykładanych na pokryty suknem stolik, pobrzękiwanie
monet, gdy gracze ustalali wysokość stawek, dyskretne szepty obsługi
ogłaszającej zakłady były jedynymi dźwiękami w wewnętrznej sali klubu
gry Brooke'a. Sześciu mężczyzn siedziało wokół stołu do gry w faraona, a
pięciu z nich grało przeciw bankierowi. Skórzane paski chroniły koronkowe
mankiety ich koszul, a skórzane daszki osłaniały oczy przed blaskiem
licznych
świec
rzucających migotliwą poświatę na stół. Bankier z
nieprzeniknioną twarzą wykładał karty, sprawdzał wysokość stawek,
wypłacał lub zgarniał pieniądze po zakończeniu kolejki. Widzom zebranym
w pokoju mogło się wydawać,
że
ani wygrane, ani przegrane nie robią
żadnego
wrażenia na Jacku Fortescu, księciu St. Jules.
Niektórzy z nich wiedzieli jednak,
że
daleko temu do prawdy. W
eleganckim salonie, mimo późnej pory wciąż jeszcze gorącym po upalnym
dniu i przesyconym zmieszaną z zapachem potu wonią zwietrzałych perfum
oraz rozlanego wina, gra toczyła się o coś więcej niż zazwyczaj. Napięcie
pomiędzy bankierem a jednym z graczy stało się wręcz namacalne. Pozostali
kolejno odpadali z gry, przestawali obstawiać, a ich zapamiętanie zastąpiła
chęć obserwacji toczonego między dwoma graczami pojedynku.
Frederick Lacey, hrabia Dunston, wciąż obstawiał karty, z gorączkową
wręcz zapalczywością. Gdy przegrał, pchnął jedynie swoje pieniądze w
stronę bankiera i ponowił zakład. Książę, beznamiętny jak zwykle, odwracał
karty w stałym porządku, kładąc na przemian wygrane po prawej, przegrane
po lewej. Tylko jeden raz badawczo spojrzał szarymi oczami na
przeciwnika, a potem ponownie zwrócił wzrok na stół. Wszyscy milczeli.
S
R
1
– Na Boga, w Jacka chyba diabeł wstąpił tej nocy – mruknął Charles
James Fox, który stał przy drzwiach, obserwując grę. Jak kilku innych
mężczyzn w tym pokoju, miał na sobie ekscentryczny strój makaroniarza –
niemożliwie obcisłą kamizelkę w szkarłatne i złote prążki oraz przepasany
wstążką słomkowy kapelusz, który leżał na pokrytych jaskrawoniebieskim
pudrem włosach.
– I jak się zdaje, diabelnie sprzyja mu szczęście – odparł, również
półgłosem jego towarzysz, którego strój, choć pełny koronek,
żabotów
i
złotego aksamitu, wydawał się ponury w porównaniu z ubiorem rozmówcy.
– Zresztą już od
ładnych
paru miesięcy.
– Jak zawsze, gdy gra przeciw Laceyowi – zauważył Fox i pociągnął
potężny
łyk
burgunda. – Byłem
świadkiem,
jak zeszłej nocy wygrał od
niego dziesięć tysięcy gwinei w kwindecza.
– A dwadzieścia tysięcy w poniedziałek. Zdaje mi się,
że
Jack nie gra
dla samej gry, za tym kryje się jakiś diabelski cel – stwierdził George
Cavenaugh. – Powiedziałbym,
że
chce zrujnować Laceya. Ale dlaczego?
Fox nie odpowiedział od razu, bo przypomniał mu się dawny skandal.
Nikt dokładnie nie wiedział, o co właściwie poszło, a była to tak odległa
przeszłość,
że
teraz nie miał chyba istotnego znaczenia. Pokiwał głową.
– Jack się zmienił, odkąd wrócił z Paryża – odparł, wzruszając
nieznacznie ramionami. – Nie umiałbym dokładnie określić, o co tu chodzi,
bo jak zawsze jest czarujący i beztroski, ale pod tym czai się jakaś osobliwa
bezwzględność, której wcześniej nie było.
– Nic dziwnego. Każdy, kto zdołał wyjść cało z tego piekła morderczej
anarchii, został nim jakoś napiętnowany – stwierdził posępnie George. –
Mówią,
że
ledwie uszedł z
życiem,
ale nie chce puścić pary z gęby, tylko jak
S
R
2
zwykle przewrotnie się uśmiecha i zmienia temat. – Wyciągnął kieliszek ku
przechodzącemu obok lokajowi, który dolał mu wina.
Obydwaj
śledzili
w milczeniu grę. Przed Frederickiem Laceyem
wznosił się już tylko jeden rulon monet. Jego dłoń zawisła nad nim przez
chwilę, a mężczyzna po raz pierwszy tej nocy zdawał się wahać. St. Jules
trzymał nóżkę kieliszka w dwóch idealnie wypielęgnowanych palcach.
Wielki szafir w pierścieniu błyszczał w blasku
świec.
Książę czekał.
Lacey gwałtownie nabrał tchu i położył pieniądze na asa. Książę
odwrócił następną kartę w pudełku, pierwszą, a tym samym przegrywającą.
Był nią as. Poczerwieniała od pijaństwa twarz Laceya pobladła. Książę z
obojętną miną umieścił asa na zrzutkach i sięgnął po następną kartę.
Odwrócił ją i odsłonił dziesiątkę pik, która zdawała się szydzić z pobladłego
hrabiego. Książę ułożył monety w stos, który zalśnił przy jego
łokciu,
i
spojrzał w milczeniu na hrabiego. Do odsłonięcia pozostały już tylko trzy
karty.
Frederick Lacey walczył z dusznością. W ciągu ostatniego miesiąca
przegrał wszystko, co miał, z księciem, któremu w jakiś dziwny,
niewytłumaczalny sposób sprzyjało szczęście. St. Jules zawsze grał o
wysoką stawkę. Jako młodzieniec stracił przy stołach gry fortunę; wyjechał
potem za granicę,
żeby
ją odzyskać, i kilka lat później powrócił z
dwukrotnie większym niż przedtem majątkiem. Tego już nie stracił, tylko
pomnażał wytrwałą i zręczną grą. Był urodzonym graczem i nie powtórzył
błędu z czasów młodości. Prawie nigdy pod koniec wieczoru nie wstawał od
kart pokonany.
Lacey utkwił wzrok w dwóch stosikach kart przed bankierem i w
trzech kartach w jego pudełku. Wiedział, jakie to karty, jak każdy, kto
przyglądał się grze i pamiętał zrzutki. Gdyby wezwał do ich odkrycia i
3
S
R
obstawił porządek, w którym będą odsłaniane, miałby szansę na wygraną.
Jeżeliby trafił, St. Jules musiałby wypłacić mu cztery do jednego.
Wystarczyłaby jedna duża wygrana, a odegrałby się całkowicie. Uniósł
głowę i napotkał spojrzenie człowieka, którego nienawidził tak bardzo,
że
brakowało mu słów. Wiedział, do czego St. Jules chce doprowadzić. I tylko
on jeden w tym zatłoczonym, dusznym pokoju wiedział dlaczego. Lecz
wystarczyłby
łut
szczęścia, aby mu się wymknąć. I nie tylko to. Wtedy
pobiłby przeciwnika jego bronią. Gdyby St. Jules zaryzykował i przegrał,
musiałby zapłacić cztery do jednego i byłby zrujnowany.
A St. Jules podejmie ryzyko. Lacey wiedział o tym.
Powoli zsunął z palców pierścienie, wyjął diamentową szpilkę z
koronkowego
żabotu
i z wolna położył je na
środku
stołu. Tak samo powoli
powiedział:
– Wzywam do odwrócenia kart.
– Czy to cała stawka? – W głosie księcia zabrzmiało lekkie
niedowierzanie. W porównaniu z tym, co wygrano i przegrano tej nocy,
wartość zakładu była
żałosna.
Oblicze hrabiego poczerwieniało.
– Nie, to tylko zadatek. Stawiam wszystko, co mam, milordzie. Lacey
Court i dom na Albermarle Street z całą ich zawartością.
W pokoju rozległ się szmer przyśpieszonych oddechów. Widzowie
wymieniali spojrzenia.
– Z całą zawartością? – dociekał książę, delikatnie podkreślając każde
słowo. – Z wyposażeniem i ludźmi?
– Ze wszystkim – padła stanowcza odpowiedź.
Jack Fortescu przesunął swoje pieniądze na
środek
stołu.
S
R
4
Plik z chomika:
teaw123
Inne pliki z tego folderu:
Feather Jane - Aksamit.pdf
(900 KB)
Feather Jane - Cnota.pdf
(1570 KB)
Feather Jane - Fiołkowa tajemnica.pdf
(1522 KB)
Feather Jane - Kusicielka.pdf
(1271 KB)
Feather Jane - Nieproszona miłość.pdf
(1794 KB)
Inne foldery tego chomika:
Abbott Jeff
Abigail Gordon
Adam Bahdaj
Adam Bochiński
Adam Huert
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin