Sorman G. - Rok Koguta. O Chinach, rewolucji i demokracji.pdf

(10176 KB) Pobierz
Spis rzeczy
Prolog: Chiny wymyślone ......................
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
9
Opozycjoniści ....................................................................
17
Chwasty ............................
39
Mistycy ......................
60
Upokorzeni ................
*• •
83
Wykorzystywani ...............................................................
107
Pozorny rozwój ............................
123
Cienie demokracji ........................
143
Państwo bezprawia........ ............................................
160
Koniec partii..........................
182
Republikanie ...................................................
Morał . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2 3 0
Podziękowania.......... ..........................................................
Bibliografia ............
239
Nota transkrypcyjna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 248
Mapa........................................................
Indeks nazwisk . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 251
Indeks nazw geograficznych ....................................
237
PROLOG
Chiny wymyślone
Chiny się przebudziły, a świat drży. Drży, ponieważ nasze wyobrażenia
o Chinach są silniejsze niż rzeczywistość. Nie po raz pierwszy. Zachod­
ni obserwatorzy często przejawiali zadziwiający dar widzenia tego kraju
takim, jakim on wcale nie jest. Natomiast chińscy przywódcy, począwszy
od czasów Cesarstwa, a kończąc na paitii komunistycznej, posiadali z ko­
lei dar oszukiwania ludzi Zachodu. Czy chińskie mocarstwo pogrąży Za­
chód? Naprawdę wartość całej chińskiej gospodarki nie przewyższa war­
tości gospodarki jednego państwa europejskiego, takiego jak Francja czy
Włochy, a Chiny pozostają jednym z najbiedniejszych krajów świata.
Świat drży przed Chinami, bo raczej je sobie wyobraża, niż dobrze
zna. To długa historia. -
Jezuici, Jean-Paul Sartre i szefowie przedsiębiorstw
Kiedy cztery wieki temu włoscy i francuscy jezuici odkryli Chiny, szcze­
gólnie godne uwagi było to, czego nie zauważyli. Jeśli wierzyć ich opo­
wieściom, które na długo zadecydowały o postrzeganiu Chin przez Euro­
pejczyków, Chińczycy nie wyznawali żadnej religii, a rządził nimi
cęsarz-filozof. W bestsellerze z 1702 roku, dziele francuskich jezuitów
zatytułowanym
Les lettres edifiantes et curieuses
(Listy budujące i cieka­
we), naród chiński opisany jest jako bezkształtna, przesądna masa; jed­
nak mandaryni, uczniowie Konfucjusza, wydali się naszym podróżnikom
wspaniałymi erudytami. Te Chiny — znacznej mierze wyobrażone —zro­
w
biły tak wielkie wrażenie na filozofach Oświecenia, szczególnie na Leib­
nizu i Wolterze, że chcieli oni, by Europa także korzystała z oświecone­
go despotyzmu i moralności bez Boga. Byt Najwyższy Woltera ma
chińskie geny. W gabinecie Woltera, w Femey honorowe miejsce zajmo­
wał portret Konfucjusza opatrzony dewizą: „Mistrzowi Kong, który był
prorokiem we własnym kraju”. Pewna wizja Chin zastąpiła rzeczywiste
Chiny, podstawy sinologii są zaś natury ideologicznej.
A prawdziwe chińskie społeczeństwo? Było gdzie indziej: lud cierpiał
z powodu chciwości mandarynów, nie zawsze mianowanych na podstawie
10
Rok Kogut.
zdanego egzaminu, czasem skorumpowanych. Konfucjanizm uznawano
często za doktrynę antyklerykalną, całkowite przeciwieństwo ufności, ja­
ką lud pokładał w Buddzie i taoistycznych Nieśmiertelnych. Cesarz? Je­
śli chińskie dynastie uznawano za prawowite, to jak wytłumaczyć fakt, że
od czasów pierwszego cesarza do rewolucji republikańskiej w 1911 roku
było ich aż dwadzieścia osiem, a pomiędzy nimi dokonano takiej samej
liczby zamachów stanu, z rewolucją włącznie?
Kogo jednak interesują prawdziwe Chiny? Sinologów? Do niedawna
większość francuskich prac uniwersyteckich poświęcano „filozofii kon-
fucjańskiej” i obyczajom dworskim, a tylko nieliczne dotyczyły współczes­
nego społeczeństwa. To szczególne upodobanie do kultury mandaryń-
skiej, będące bezpośrednią kontynuacją tradycji jezuitów i Woltera, co
prawda ustępuje, lecz powoli. Od jednego zaledwie pokolenia ludzie
uczą się chińskiego tak samo jak pozostałych żywych języków, nie tylko
po to, aby rozpocząć karierę sinologa. Ekonomiści, prawnicy, socjolodzy
nareszcie wyprawiają się do Chin, tak jakby chodziło o jakiś normalny
kraj - bo to jest normalny kraj! Lecz ich prace jeszcze nie sprawiły, że
miejsce wyimaginowanych Chin w naszych głowach zajęli konkretni
Chińczycy. Żadnemu sinologowi nie udało się dotrzeć do szerokiej pu­
bliczności, jak to zrobił Alain Peyrefitle w latach 1973-1994. Jednak na­
wet w tytułach jego książek Chiny umieszczane były niejako na innej pla­
necie:
Quand la Chine s*eveillera le monde tremblera
(Kiedy przebudzą
się Chiny, świat zadrży w posadach),
U Empire immobile
(Nieruchome im­
perium),
La tragedie chinoise
(Chińska tragedia). W tekstach tych nie
ma w ogóle mowy o chińskiej jednostce. Chiny według Peyrefitte’a są
wielką, organiczną, pogrążoną we śnie lub tragiczną całością. Na jaki in­
ny naród mielibyśmy odwagę rzutować w ten sposób nasze własne sny
i koszmary?
Pierwsze „zmyślenie” Chin miało korzenie konserwatywne. Drugie,
w latach siedemdziesiątych, będzie już „postępowe”, ale wcale nie bar­
dziej realistyczne. Jezuici marzyli o powszechnej ewangelizacji, a także
o władcy-filozofie;
i
odkryli to wszystko w Pekinie. Nasi rzekomo postę­
powi intelektualiści marzyli o równie powszechnej rewolucji i o genial­
nym przewodniku; gdzie mieliby ich szukać, jeśli nie tam?
W trzysta lat po podróży Lecomte’a pisarzom: Rolandowi Barthesowi,
Philippe’owi Sollersowi i Jacquesowi Lacanowi - a także wielu innym
z tego pokolenia - podczas wyprawy do Pekinu również udało się nicze­
go nie zauważyć. W samym środku wojny domowej, zwanej Wielką Pro­
letariacką Rewolucją Kulturalną, Maria-Antonietta Macciocchi, uważa-
Chiny wymyślone
na wówczas we Włoszech i we Francji za intelektualny autorytet, napisa­
ła: „Po trzech latach niepokojów »rewolucja kulturalna^ zapoczątkuje ty­
siąclecie szczęścia” . Nowi filozofowie, na przykład myśliciele chrześci­
jańscy Guy Lardreau i Christian Jambet, w latach siedemdziesiątych
ubiegłego wieku dopatrywali się w osobie Mao nowego wcielenia Chry­
stusa, a w
Czerwonej książeczce
—nowej wersji Ewangelii. Ich metafo­
ryczna wizja maoizmu była lustrzanym odbiciem jezuickiej interpretacji
konfucjanizmu, powrotną drogą wyobraźni. Jean-Paul Sartre, zawsze wy­
czulony na estetykę przemocy, był aalttpM tii maoistą, lecz nie uważał
wcale, by podróż do Chin była konieczna, ^Głupszym od nieuka jest
głupiec uczony” - pisał Molier1. ..
hi
JH#Wizysef dali się nabrać ń it o powtórne zmyślenie Chin. W tych
samych latach siedemdziesiątych belgijski pisarz Pierre Ryckmans (alias
Simon Leys) oraz Rene Vienet, reżyser, autor filmu
Chinois, encore un ef­
fo rt pour etre revolutionnairesl
(Chińczycy, jeszcze jeden wysiłek, żeby
stać się rewolucjonistami!), w któiym próbuje opowiedzieć za pomocą ob­
razu o naturze dyktatury maoistowskiej, zaobserwowali —wśród innych
wskazówek —że nurt Rzeki Perłowej unosi powiązane ze sobą trupy aż do
jej ujścia, gdzie leży Hongkong. Nie brakowało również pisanych infor­
macji o masakrach —dla tych, którzy chcieli się z nimi zapoznać. Ale
Ryckmans i Vienet znali prawdziwe Chiny, co sprawiało, że ich słowa
i oskarżenie maoizmu były mniej na czasie niż jezuicko-lewackie fanta­
zje. W 1971 roku Rene Vienet i Chan Hing-ho1 we własnej serii wydaw­
2
niczej „Biblioteka azjatycka” opublikowali książkę
Les habits neufs du
president Mac
(Nowe ubrania prezydenta Mao) Simona Leysa, która sta­
ła się potem klasyczną pozycją analizy maoistowskiej dyktatury. Tak jak
o gułagach i nazistowskich obozach śmierci, tak i o maoistowskich zbrod­
niach nie można było nie wiedzieć w chwili, gdy je popełniano.
W łatach siedemdziesiątych należało pewnie być maoistą, tak jak
w XVIII wieku Europejczycy mieli bzika na punkcie chińszczyzny (nie­
winna moda), a w połowie XX wieku byli towarzyszami drogi stalinizmu.
A dzisiaj znowu, bez większych zmian, nadeszło trzecie „zmyślenie” Chin.
Czy delegacje mężów stanu i biznesmenów, które nieustannie przyby­
wają do Pekinu, rozumieją Chiny fajląf niż przedwczorajsi jezuici i wczo­
rajsi postępowi intelektualiści? To A pewnego. Ich motywacją są inte-
1 Molier,
Uczone biatogloivy,
2,7, w:
Teatr
, tom 2, przel. Tadeusz Żeleński (Boy), Pań­
stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978. Wszystkie przypisy pochodzą od redakcji.
2 W pisowni
hanyu pinyin:
Chen Qinghao.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin