Heller Michał - Wszechwiat jest tylko drogą. Kosmiczne rekolekcje.pdf

(810 KB) Pobierz
Wstęp
DROGA PRZEZ WSZECHŚWIAT
N
a początku była gorąca plazma – mieszanina cząstek elementarnych i promieniowania w tak
wielkich ciśnieniach i temperaturach, że właściwie trudno mówić o indywidualnych cząstkach
i kwantach promieniowania. Ale w miarę wszechobejmującej ekspansji ciśnienia i temperatury
spadały, a w niemal bezpostaciowej plazmie zaczęły się pojawiać zarysy pierwszych struktur:
kwarki łączyły się w protony i neutrony – budulce przyszłych jąder atomowych. Tak zaczęła się moja
historia. Była ona z pewnością poprzedzona prehistorią, ale utkaną z tak wielu znaków zapytania, że
lepiej pozostawić ją w mrokach początku.
Gdy historia Wszechświata liczyła sobie kilka minut (niewyobrażalnie wiele w tamtej skali
czasu), temperatura opadła na tyle, że protony i neutrony mogły łączyć się w jądra najprostszych
pierwiastków chemicznych, głównie wodoru i helu. Tych kilka pierwszych minut było kluczowe dla
mojej historii – to wówczas zapadły pierwsze decyzje dotyczące przyszłego składu chemicznego
Wszechświata. Bardziej złożone struktury, nawet dużo prostsze od struktury białka, były jeszcze
ciągle tylko możliwościami zawartymi w prawach przyrody, ale gdyby nie te możliwości,
Wszechświat na zawsze pozostałby jałowy.
Potem historia toczyła się coraz wolniej, jakby bardziej ociężale. Po kilkuset tysiącach lat
promieniowanie przestało oddziaływać z cząstkami elementarnymi, skutkiem czego protony miały
szanse wyłapać elektrony i utworzyć atomy wodoru. Ale powstanie galaktyk z pierwotnych, małych
zaburzeń gęstości wymagało już miliardów lat. W galaktykach rodziły się gwiazdy i w swoich
wnętrzach przepalały wodór na cięższe pierwiastki. Droga od wodoru do węgla, pierwiastka, na
którym oparta jest chemia organiczna, także nie była prosta. Ciąg reakcji jądrowych, niezbędnych, by
pokonać tę drogę, wymagał specjalnych warunków fizycznych – ciśnień i temperatur. Gwiazdy rodzą
się, ewoluują (spalając swoje paliwo jądrowe) i umierają w spazmach, które kończą się
gwałtownymi wybuchami. Z prochów jednych gwiazd rodzą się następne. Potrzeba było kilku
generacji gwiazd, aby wodór mógł się przekształcić w węgiel. To był ważny krok w kierunku
powstania życia.
Materia kosmiczna okazała się płodna. Potrzeba było tylko odpowiedniej niszy, by chemia
organiczna, chemia związków węgla, przekształciła się w biochemię. Spazmy rodzenia się gwiazd
często prowadzą do powstania układów planetarnych. Grawitacyjna pępowina łączy młode planety
z macierzystym słońcem, a prawa fizyki rzeźbią ich powierzchnie w odmienny sposób niż
w gwiazdach. Możliwości jest bardzo wiele, ale tylko wąski przedział fizycznych parametrów
umożliwia dalszy ewolucyjny postęp.
Ziemia powstała około 4,5 miliarda lat temu. Ostatni wspólny przodek wszystkiego, co żyje,
zwany przez biologów LUCA (Last
Universal Common Ancestor),
pojawił się na Ziemi 3 miliardy
lat temu; pierwsze rośliny – 0,5 miliarda lat temu; pierwsze ssaki – 225 milionów (już tylko
milionów!) lat temu;
Homo sapiens
– 0,2 miliona lat temu. A Jezus Chrystus żył na Ziemi 0,002
miliona lat temu.
Historia biologiczna wydała z siebie historię człowieka – historię narodów i społeczeństw,
wojen, ale także filozofii, nauki, literatury i sztuki (również zabijania), historię sukcesów i porażek,
dobra i heroiczności, lenistwa i zła.
Nasze Słońce ma jeszcze zapas paliwa jądrowego na około 5 miliardów lat. Potem wybuchnie
i zamieni się w białego karła. Na długo przedtem życie na Ziemi będzie musiało umrzeć śmiercią
naturalną.
*
Jeżeli jestem chrześcijaninem – naprawdę, a nie tylko w sensie
quasi-intelektualnej
ozdoby
tradycyjnych nawyków – to wierzę, że Wszechświat, który z takim mozołem, ale i poświęceniem
badamy, nie jest całą rzeczywistością. Ta Inna Rzeczywistość niekoniecznie rozciąga się gdzieś poza
naszym Wszechświatem („gdzieś” jest przecież kategorią przestrzenną, a przestrzeń należy do
naszego Wszechświata); raczej przenika ona nasz Wszechświat, ale w jakimś sensie poza
Wszechświat wykracza – transcenduje, jak mówią filozofowie. Nie będziemy się tu jednak silić na
wielką filozofię. Raczej po prostu stańmy na progu Tajemnicy.
Jeżeli tak na to spojrzymy, to nasze życie jest tylko drogą przez Wszechświat. Rozpad na
pierwiastki chemiczne i ich ponowne włączenie w ewolucję Wszechświata nie jest moim końcem,
lecz tylko etapem.
*
Przez Wszechświat podróżuje się nawet, gdy się o tym nie wie. Bo można nie wiedzieć: gdy głowę
do tego stopnia zajmie się innymi „sprawami”, że nie ma już miejsca na myślenie. Wówczas
Wszechświat niesie człowieka tak, jak nurt rzeki unosi przypadkowo wrzucony do niej kawałek
patyka. Z perspektywy patyka, kręconego przybrzeżnym wirem, nie widać ujścia rzeki, w którym
łączy się ona z oceanem.
Żeby nie dać się zredukować do roli patyka, trzeba od czasu do czasu zrobić w swojej głowie
miejsce na myślenie. To właśnie nazywam rekolekcjami. Mogą to być rekolekcje w sensie
tradycyjnym, z modlitwą i religijnymi rozważaniami, ale mogą to także być rekolekcje w szerszym
znaczeniu – wyłączenie kilkunastu chwil z codziennych spraw i zwrócenie myśli poza to, czego myśl
zwykle bezpośrednio dotyka. W obydwu tych formach rekolekcji książka ta chciałaby pomóc.
Składa się na nią pięć serii rekolekcji, które wygłosiłem (lub napisałem) przy różnych okazjach.
Pierwsze dwie serie noszą kolejno tytuły:
Usprawiedliwienie Wszechświata
oraz
Rozważania
o stworzeniu.
Zdecydowałem się połączyć je w
jedną całość pod wspólnym tytułem
Usprawiedliwienie Wszechświata.
Jest to tytuł książki
1
, w której serie te zostały opublikowane. Gdy
odprawia się rekolekcje i jeden człowiek doznaje usprawiedliwienia, usprawiedliwia się również
Wszechświat. I to wcale nie tylko w jednej swojej mikroskopijnej cząstce, w tym konkretnym
człowieku. W sprawach usprawiedliwienia nie obowiązuje zwykła arytmetyka. Nie wiemy, jaki
pyłek ostatecznie przeważy szalę.
Usprawiedliwienie uzyskuje się przez odzyskanie sensu. Dlatego w
Rekolekcjach I
skupimy się
na zagadnieniu sensu. Druga część tych
Rekolekcji
przenosi zagadnienie usprawiedliwienia do kręgu
myśli chrześcijańskiej i jest próbą przemyślenia od nowa chrześcijańskiej doktryny o stworzeniu.
Rekolekcje zatytułowane
Rozmowy w nocy
(Rekolekcje
II)
zostały uprzednio opublikowane
w książeczce pod tym samym tytułem
2
. Wygłosiłem je w kościele akademickim Świętej Anny
w Krakowie w 1991 roku. W tym wydaniu zdecydowałem się zachować napisany wówczas wstęp,
choć od tamtych czasów – przecież tak niedawnych – dzieli nas cała epoka. Może dobrze przy okazji
porównać siebie obecnego z sobą z tamtego okresu. Czy zmieniłem się aż tak bardzo?
Kolejne rekolekcje wygłosiłem w 1999 roku w Krakowie do pracowników wydawnictwa Znak
i „Tygodnika Powszechnego”. Rok potem ukazały się jako tomik zatytułowany po prostu
Rekolekcje
(w obecnym wydaniu
Rekolekcje III).
Jako tytuł dla tej serii wybrałem tytuł jednego z rozważań:
Poza bezpośredniość.
To sformułowanie, zapożyczone od Leszka Kołakowskiego, uderza trafnością,
zwłaszcza gdy się je przywołuje w atmosferze rekolekcji. Bezpośredniość jest często trudną do
przebicia otoczką…
I wreszcie seria „Tygodnika Powszechnego”, drukowana w okresie od 21 lutego do 28 marca
2009 roku, pod wspólnym nagłówkiem
Rekolekcje wielkopostne
(Rekolekcje
IV).
I tym razem za
tytuł serii wybrałem tytuł jednego z rozważań:
Wielki Nieznajomy.
Trzeba się przedrzeć przez
Zgłoś jeśli naruszono regulamin