Marcin Mortka
WOJNARUNÓW
Trylogia nordycka
tom 3
Spis treści:
Czas bohaterów
Wojna runów
Komentarz historyczny
Mojej Żonie Marcie
CZAS BOHATERÓW
Martin Hartmann zawsze marzył o napisaniu wielkiej powieści.
Był pewien, że opowie w niej o prawdziwych bohaterach i ich wielkich czynach. Starczyło, by zamknął oczy, a natychmiast widział walecznych spadkobierców Zygfryda czy Henryka Barbarossy, którzy kładą trupem setki wrogów, chroniąc świat przed chaosem i niesprawiedliwością. Czasem jedynie zmieniała się ich broń i zamiast wspaniałych świetlistych mieczy w dłoniach bohaterów pojawiały się plujące ogniem pistolety maszynowe. Zmieniali się też wrogowie: od ciosów wyśnionych herosów raz ginęli komuniści o czarnych twarzach, innym razem byli to opici krwią Żydzi, a czasem nawet potwory z Otchłani. Zależy, o czym akurat opowiadał nauczyciel w małej, cuchnącej wilgocią szkółce w wiosce tyrolskiej, w której Martin mieszkał wraz z rodziną.
Gdy spiker radiowy skrzeczącym głosem oznajmił światu o losie, który przypadł Austrii, a kilka miesięcy później z tryumfem wrzeszczał o wydarzeniach w Czechosłowacji, chłopak niespodziewanie zrozumiał, że czasy bohaterów wcale się nie skończyły. Wręcz przeciwnie – ich era rozpoczynała się na nowo. Herosi nie wędrowali już samotnie przez mrok, lecz równali krok w szeregu, ale ich misją wciąż było szerzenie nowego porządku. Gdy trzeszczące radio wypluwało tryumfalne wieści o postępie ojczystych zagonów w Polsce, Martin sam zapragnął zostać bohaterem.
O tym, że bycie bohaterem to całkiem przesrana sprawa, dowiedział się o świcie 11 kwietnia 1940 roku w wilgotnym norweskim lesie niedaleko Narwiku.
* * *
Choć słabo fosforyzujące wskazówki zegarka wskazywały dopiero trzecią nad ranem, mrok ustępował już miejsca bladej, nieprzyjemnej szarości świtu. Martin klęczał w śniegu i bez skutku walczył z torsjami. Zamglony, półprzytomny wzrok żołnierza zwiadu 2. kompanii 139. pułku strzelców górskich przesuwał się po wciąż odległych, niewyraźnych zabudowaniach małej wioski.
Dowódca plutonu, porucznik Erich Borst, głośnym szeptem tłumaczył coś reszcie oddziału, ale Martin nie słuchał.
To tu, szeptał bezgłośnie. To tu ma się rozegrać moja pierwsza bitwa.
Powtarzał te słowa od dłuższej chwili, ale święty zapał do walki, który zawsze przypisywał swoim herosom, nie nadchodził. Zmarznięty ...
maniac64