ANDRZEJ ROPELEWSKI„KARA$» ODDZIAŁ PARTYZANCKI Okładkę projektowali Piotr Kowalski, Eugeniusz Pawłowski Mapy wykonał Ryszard Paluch Redaktor Anna Jasińska Redaktor techniczny Bogusław Maresch Korektor Barbara Onak © Copyright by Krajowa Agencja Wydawnicza, Gdańsk 1986 Tak pragnę raz jeszcze móc spojrzeć wam w oczy i ujrzeć w nich ogni obozowych tańce, nim się droga skończy, nim się dzień omroczy, nim już na ostatnie odejdziemy szańce. Zbigniew Kabała „Bobo" SKOK NA TARNOSKAŁĘ Podporucznik rezerwy „Zryw" — Stefan Rajski — dowodził oddziałem partyzanckim „Spaleni", działającym na terenie jędrzejowskiego obwodu Armii Krajowej w Kieleckiem. Pod koniec pierwszej dekady maja 1944 roku prowadził swoich chłopców ku wsi Piotrkowice, leżącej przy samej szosie z Kielc do Chmielnika i dalej do Buska*. „Zryw" zamierzał zrealizować powstały w tym właśnie czasie plan uderzenia na niemiecki posterunek obserwacji lotniczej, znajdujący się w folwarku Tarnoskała, graniczącym od wschodu z Piotrkowicami. Kilkunastu Niemców stanowiących jego obsadę zajmowało tam jeden z murowanych budynków, wchodzących w skład dawnego pałacowego zespołu z XVIII wieku, wzniesionego na szczycie wzgórza dominującego nad najbliższą okolicą. Tak więc Niemcy panowali nad nią ogniem swojej broni i zasięgiem obserwacji. Skok — jak się tb wtedy określało — na posterunek w Tarno-skale podczas dnia nie wchodził w rachubę — ryzyko niepowodzenia akcji ąraz dużych strat w ludziach było zbyt wielkie. Uderzenie nocą było nie mniej ryzykowne — strzelanina w odległości niespełna dwustu metrów od szosy mogła w każdej chwili ściągnąć na „Spalonych" niemiecką odsiecz. Niezależnie od tego „Zryw” chciał uniknąć likwidacji Niemców, a nawet rozlewu krwi, gdyż zdawał sobie sprawę, że pociągnie to za sobą krwawą zemstę hitlerowców na ludności Piotrkowic i folwarku, a może i zagładę tych miejscowości. Wszystko zdawało się przemawiać za zaniechaniem zamierzonego skoku na tarnoskalskich Niemców, ale „Spalonych" korciła myśl * Patrz mapka str. 176. I 5 r ww Od lewej: E. Nędza „Wiecha”, S. Rajski „Zryw", M. Maludziński „Walmiecz”, S. Boryń „Tygrys”. Na lewym rękawie „Tygrysa” znak oddziału „Spaleni" zdobycia broni, amunicji, mundurów i innego żołnierskiego oporządzenia. Oddział tak bardzo tego potrzebował. „Zryw" uzyskał w tym czasie informacje o uzbrojeniu Niemców z Tarnoskały, o porządku ich zajęć w ciągu dnia i zajmowanych przez nich pomieszczeniach. Pochodziły one głównie od jednej z dwóch polskich kobiet zcmieszkałych bodajże w Piotrkowicach (Władysława Lewińska i Janina Tekielowa z domu Szczepanik), które były zatrudnione w niemieckim posterunku w Tarnoskale jako pomoc kuchenna i gospodarcza. Tą drogą „Spaleni” dowiedzieli się także, że załoga posterunku spędza noce na piętrze, zabezpieczając okna, zamykając i barykadując drzwi wejściowe do budynku, a także te, które dzieliły piętro od parteru. Na dachu domu znajdowało się stanowisko obserwacyjne — rodzaj wieżyczki, w której przez całą dobę czuwał zmieniający się co pewien czas Niemiec. Ten, którego służba przypadała we wczesnych rannych godzinach, wpuszczał polską kucharkę, przychodzącą codziennie w tym czasie do pracy na posterunku. Widząc ją z góry zbliżającą się od wsi, opuszczał na chwilę swoje stanowisko na dachu, aby otworzyć pozamykane na noc wewnętrzne i wejściowe drzwi do budynku. Jedna ze wspomnianych kobiet pedała także, że do wnętrza domu 6 Budynek w Tarnoskale, w którym „Spaleni” rozbroili niemiecki posterunek obserwacji lotniczej. Na szczycie dachu pozostałości konstrukcji, na której stała wieżyczka obserwacyjna. Zdjęcie z 1983 roku można się dostać przez niewielkie okienko w piwnicy. Nie było ono niczym zabezpieczone,- stało otworem. Te ważne informacje — uzupełnione jeszcze przez któraś z kobiet i takim ważnym szczegółem, który stopień schodów prowadzących na piętro budynku skrzypi pod nogami — umożliwiły niezwłoczne obmyślenie planu wzięcia posterunku sposobem. A więc najpierw trzeba nocą podejść pod budynek tak, aby nie zauważył tego Niemiec czuwający na dachu, dostać się do piwnicy, przeczekać tam do rana, aż pootwierane zostaną wszystkie drzwi i wtedy dopiero uderzyć na Niemców wykorzystując moment zaskoczenia. Jeżeli wszystko się powiedzie, być może uda się bez strzału rozbroić załogę posterunku. Późnym wieczorem dziewiątego lub dziesiątego maja 1944 roku „Spaleni" obeszli ostrożnie Piotrkowice, przekroczyli szosę z Kielc do Chmielnika i zapadli wśród gospodarczych zabudowań folwarku Tarnoskała. „Zryw" zdawał sobie dobrze sprawę z niebezpieczeństwa grożącego tym, którzy będą brali bezpośredni udział w akcji na posterunek. Dlatego też zapewne nikogo do udziału w niej nie wyznaczył. — No chłopaki, kto pójdzie ze mną na ochotnika? / Zgłosiło się ośmiu — zastępca „Zrywa" sierżant Stanisław Bo- 7 „Spaleni" w maju 1944 roku. Stoją, od lewej: M. Małkiewicz „Tarzan", J. Ogórek „Pocisk", S. Stępień „Żak", J. Ciesek „Marek”, A. Baryłko „Borowik", J. Gałek „Długi", W. Sało „Wiesław", Z. Grabowski „Czarny", C. Szydłowski (Musiał?) „Goryl", W. Grabowski „Struś", R. Sobczyński „Bimber", H. Mysiara „Pingwin", J. Żelichowski „Lipa", NN, W. Pańtak „Ptak". Klęczą od lewej: S. Rajski „Zryw", M. Maludziński „Walmiecz", J. Noculak „Las", J. Świtała „Odys”, J. Dajczer „Czarny II", J. Szczerba „Czołg", E. Nędza „Wiecha”, S. Boryń „Tygrys". U dołu (z profilu) leży C. Rokicki „Szary” ryń „Tygrys”, dwaj dalsi przedwojenni podoficerowie Wojska Polskiego — Józef Ogórek ,,Pocisk” i Józef Szczerba „Czołg”, Piotr Dolny „Strzała II”, Józef Noculak „Las”, Jan Świtała „Odys” oraz dwaj bracia Leszek „Strzała” i Wiesław „Orzeł” Wesołowscy. Ci ostatni, synowie nauczyciela ze wsi Korytnica w gminie Sobków, nie byli jeszcze żołnierzami oddziału „Spalonych”, ale mieli już za sobg partyzanckg przeszłość, spędzajgc zimę na przełomie lat 1943—1944 w oddziale leśnym kieleckiego obwodu AK, dowodzonym przez Mariana Sołtysiaka „Barabasza”. W czasie, o którym tu mowa, przebywali w domu, w Korytnicy, a nawigzawszy przez „Tygrysa” — który był ich powinowatym — kontakt z oddziałem „Spalonych”, namawiali usilnie jego dowódcę do skoku na Tarnoskałę. Sami zebrali już wcześniej trochę informacji o tamtejszym niemieckim posterunku, znali doskonale jego położenie i cała okolicę. „Zryw” przystał na ich udział w akcji. Tym swoim ludziom, którzy nie brali bezpośredniego udziału w akcji, „Zryw” nakazał ukryć się w folwarcznej stodole. Dowodze- 8 nie ta niespełna dwudziestoosobowa grupq zlecił podchorążemu Zbigniewowi Grabowskiemu ,.Czarnemu”, który czekać miał na dalsze rozkazy lub w razie potrzeby wesprzeć ,,szturmową” dziewiątkę. W mrocznej stodole ostatnie sprawdzanie broni i amunicji, przygotowanie się do akcji, szeptem prowadzone żywe rozmowy, ostatnie .polecenia „Zrywa” dla „Czarnego”. Na krótko przed północą „Zryw” wraz z ośmioma śmiałkami ruszył ku wzniesieniu, na którego szczycie znajdował się niemiecki posterunek. Przedtem stwierdzono, że już nie pali się tam żadne światło, w najbliższym otoczeniu jest cicho i spokojnie. Noc była jasna, księżycowa. Posuwali się najpierw chyłkiem i tak wybierali drogę, aby znajdować się w cieniu rzucanym przez budynki, drzewa i krzewy. Ale kiedy te się skończyły i ukazała się przed nimi odkryta, niewielka na szczęście, przestrzeń dzieląca od niemieckiego posterunku, przypadli do ziemi. Nerwy mieli napięte, a może i strach kogoś obleciał. Wykorzystując każde wgłębienie, każdą najmniejszą nawet szansę skrycia się w jakimś cieniu, czołgali się ostrożnie, aby nie dać sic zauważyć przez Niemca na dachu. Jakże długo wydawały się ciągnąć sekundy i minuty. Wreszcie znaleźli się pod upragnionym murem. Chwilę nadsłuchiwali, ktoś przyłożył nawet ucho do ściany budynku. Cisza. Teraz do okienka wiodącego do piwnicy! Czarny niewielki otwór nad samą ziemią nie był niczym zabezpieczony — informacje kobiety były dokładne. „Strzała” Wesołowski wsunął się weń pierwszy. Był szczupły, więc przedostał się bez trudności do wnętrza, ale bardziej od niego rozrośnięci ledwo przepychali się przez okienko. Ostatni znalazł się w piwnicy „Orzeł”, brat „Strzały”. Ogarnęła ich zupełna ciemność, do której wzrok nie tak szybko zdołał się choćby trochę przystosować. Pod nogami czuli ziemniaki, ale część piwnicy była od nich wolna. Ostrożnie macali rękami dookoła, bojąc się potrącić i przewrócić jakiś sprzęt czy naczynie, co mogło spowodować hałas. A nuż Niemcy posłyszą! Rozpoznając tak po omacku wnętrze mrocznego, pachnącego wilgocią pomieszczenia, jeden z partyzantów natrafił na miskę wypełnioną kiełbasą. Widocznie Niemcy przechowywali ją w tym chłodnym miejscu. Pierwszy etap zadania mieli za sobą. Teraz czekanie do rana w zamkniętej przestrzeni, z której trudno byłoby się szybko wydostać w razie nagłej potrzeby. A co przyniesie nowy budzący się 9 dzień? Czy wszystko potoczy się tak jak przewidywali, tak jak tego pragnęli? Przywykli trochę do ciemności, w której rysował się nieco jaśniej prostokąt okienka. Czasem docierały przez nie jakieś stłumione dźwięki — szczekanie psów, odgłos motoru z pobliskiej szosy. Nerwy nie dawały zasnąć, a jeżeli nawet któryś z partyzantów zapadał w drzemkę, to budził go głos „Zrywa" lub „Tygrysa", sprawdzających co pewien czas czujność partyzantów. Godziny strasznie się wlokły. Wreszcie prostokąt okienka zaczął stawać się coraz bardziej wyraźny, jaśniał powoli brzaskiem nadchodzącego dnia. Zbliżał się ostatni etap zadania — skok na Niemców, którzy tymczasem pogrążeni byli we śnie, na co wskazywała panująca cisza — z wnętrza domu nie dochodziły do piwnicy żadne dźwięki. Ale „Spaleni" już się czaili do tego skoku, już się sposobili, aby wypaść wreszcie z piwnicy na górę, skierować broń w znienawidzone szwab-skie gęby, zobaczyć na nich przerażenie. Ktoś podsunął szeptem myśl, aby zdjąć buty — może trzeba się będzie j...
PanToto