Alex - Pierre Lemaitre.txt

(513 KB) Pobierz

Dla Pascaline 
Geraldowi 
na pamištkę naszej przyjani 
Częć Pierwsza 

1 
Alex już od godziny przymierza, waha się, wychodzi, wraca, znowu przymierza. Peruki i treski. Uwielbia to. Najchętniej spędzałaby tu całe popołudnia. 
Ten sklep na bulwarze Strasbourg odkryła zupełnie przypadkiem jakie trzy, cztery lata temu. Z ciekawoci, długo nie namylajšc się, weszła. I przeżyła szok, ujrzawszy się w rudych włosach -wyglšdała w nich tak inaczej, że natychmiast tę perukę kupiła. 
Alex prawie we wszystkim wyglšda dobrze, jest liczna. Nie zawsze tak było, wyładniała, dopiero stajšc się nastolatkš. Wczeniej była małym, niezbyt urodziwym i przeraliwie chudym stworzeniem. Ale kiedy zaczęła dorastać, to było jak fala tsunami, jak przyspieszona transmutacja: jej ciało przeobraziło się niemal z dnia na dzień, w kilka miesięcy stała się pięknš dziewczynš. Ponieważ jednak nikt, włšcznie z niš samš, nie spodziewał się tej nieoczekiwanej metamorfozy, nigdy tak do końca nie zdołała w niš uwierzyć. Do dzi nie wierzy. 
Na przykład nie miała pojęcia, że tak dobrze będzie jej w rudej peruce. Nie przypuszczała, że aż do tego stopnia, aż tak gruntownie się zmieni. Peruka to taka sztucznoć, a przecież Alex poczuła, że w niepojęty sposób wprowadza w jej życie co naprawdę nowego. 
Akurat tej rudej nigdy nie nosiła. Po powrocie do domu od razu zobaczyła, jakiej jest podłej jakoci. Wyglšdała nienaturalnie, brzydko, byle jak. Alex wyrzuciła jš. Ale nie do mieci, tylko do szuflady w komodzie. Od czasu do czasu jš wyjmowała, zakładała i oglšdała się w lustrze. To nic, że była okropna, że z daleka rzucało się w oczy syntetyczne badziewie; to, co Alex widziała w lustrze, otwierało przed niš nowe możliwoci, w które miała wielkš ochotę uwierzyć. Wróciła na bulwar Strasbourg, bez popiechu przyjrzała się innym perukom, lepszej jakoci. Niektóre były trochę za drogie jak na kieszeń pielęgniarki bez stałego zatrudnienia, ale mogła je miało nosić. I tak się zaczęło. 
Z poczštku nie jest to proste, wymaga odwagi. Osobie takiej jak Alex, z natury doć zakompleksionej, zdobycie się na podobny krok zajmuje dobre pół dnia. Stosowny makijaż, dobranie ciuchów, pantofli, torebki (a właciwie wygrzebanie nadajšcych się na takš okolicznoć z tego, co się już ma, w końcu nie sposób kupować nowych rzeczy za każdym razem, kiedy zmienia się aparycję...). Ale potem człowiek wychodzi na ulicę i momentalnie staje się kim innym. Nie do końca, ale prawie. I nawet jeli życia to nie odmieni, pomaga zabić czas, zwłaszcza komu, kto nie ma już wielkich oczekiwań. 
Alex lubi peruki charakterystyczne, takie, które wysyłajš czytelne przekazy: Wiem, co ci chodzi po głowie albo Ja też jestem dobra z matmy. Ta, którš założyła dzisiaj, sygnalizuje mniej więcej: Mnie na Facebooku nie znajdziesz. 
Sięga po model o nazwie Urban Choc i w tym momencie za oknem wystawowym dostrzega tego mężczyznę. Mężczyzna stoi na chodniku po drugiej stronie ulicy i sprawia wrażenie, jakby na kogo lub na co czekał. Alex widzi go po raz trzeci w cišgu dwóch godzin. Teraz jest już pewna: facet jš ledzi. Dlaczego mnie?, to pierwsze pytanie, jakie sobie zadaje. Tak jakby mężczyni mogli ledzić wszystkie dziewczyny oprócz niej. Tak jakby nie czuła ich spojrzeń wcišż i wszędzie, w metrze, w autobusach, na ulicy. W sklepach. Alex podoba się mężczyznom w każdym wieku, to przywilej trzydziestolatki. I zawsze jš to dziwi. Jest tyle innych, o wiele lepszych ode mnie. Cała Alex, wcišż ten sam brak wiary w siebie, te same wštpliwoci. Od najwczeniejszych lat. W dzieciństwie się jškała, nawet dzi jej się to zdarza, kiedy traci głowę. 
Nie zna tego mężczyzny, na pewno by go zapamiętała; nie, nigdy go nie widziała. Poza tym pięćdziesięcioletni facet, który łazi za trzydziestolatkš... Nie to, żeby była taka znów zasadnicza, po prostu jš to dziwi, i tyle. 
Przenosi wzrok na inne modele, udaje, że się zastanawia, przechodzi przez sklep i staje w rogu, w miejscu, skšd ma widok na chodnik. Facet wyglšda na byłego sportowca, napakowany, że mało ubranie na nim nie pęknie, typ wagi ciężkiej. Gładzšc jasnš, prawie białš perukę, Alex próbuje przypomnieć sobie chwilę, kiedy zauważyła go po raz pierwszy. W metrze. Stał w głębi wagonu. Ich spojrzenia na moment się spotkały, ale zdšżyła dostrzec adresowany do niej umiech, z założenia zachęcajšcy, serdeczny. Nie spodobało jej się, że w jego spojrzeniu zdawał się kryć jaki konkretny zamysł. Ale jeszcze bardziej nie spodobały jej się jego wšskie, niemal pozbawione warg usta. To wzbudziło w niej odruchowš nieufnoć, jakby ludzie o tak wšskich ustach co ukrywali, jakie wstydliwe sekrety, niegodziwoci. I jego wypukłe czoło. Szkoda, że nie zdšżyła przyjrzeć się oczom. Zdaniem Alex oczy nigdy nie kłamiš, po tym włanie, po spojrzeniu, zawsze ocenia ludzi. Ale oczywicie wtedy, w metrze, w faceta tego typu wolała zbyt długo się nie wpatrywać. Powoli, bez ostentacji odwróciła się tyłem, sięgnęła rękš do torebki, szukajšc odtwarzacza mp3. Nastawiła Nobody s Child i nagle jš tknęło: czy aby nie zauważyła go już wczeniej, wczoraj czy przedwczoraj pod swoim domem? Nie jest pewna. Musiałaby odwrócić się i jeszcze raz na niego spojrzeć, spróbować ożywić to niewyrane wspomnienie, woli jednak nie ryzykować, bo a nuż mężczyzna uzna to za zachętę. Pewne natomiast jest jedno: po tym spotkaniu w metrze, pół godziny póniej na bulwarze Strasbourg znowu się na niego natknęła, kiedy zawróciła do sklepu, gdyż zmieniła zdanie i postanowiła przymierzyć jeszcze raz tę ciemnš perukę, półdługš i z pasemkami. Obróciła się niespodziewanie i dostrzegła go nieco dalej na chodniku; szybko się zatrzymał, udajšc, że oglšda wystawę. Z damskimi ciuchami. I kogo taki chciał oszukać. 
Alex odkłada perukę. Choć nie ma żadnego powodu, trzęsš jej się ręce. To idiotyczne. Wpadła w oko facetowi, więc za niš idzie, próbuje szczęcia, przecież nie rzuci się na niš na ulicy. Alex potrzšsa głowš, starajšc się uporzšdkować myli, a kiedy znów zerka na chodnik, mężczyzny już tam nie ma. Alex wychyla się w prawo, potem w lewo, ale nie, zniknšł. Ulga, jakš w tym momencie odczuwa, jest tak ogromna, że aż przesadna. Powtarza: To idiotyczne, i swobodniej oddycha. Wychodzšc ze sklepu, nie może się powstrzymać, żeby nie stanšć i ponownie nie sprawdzić, czy droga wolna. Jeszcze trochę, a jego nieobecnoć wydałaby jej się podejrzana. 
Patrzy na zegarek, a potem w niebo. Jest ładna pogoda, do zmierzchu jeszcze prawie godzina. Nie chce jej się wracać do domu. Po drodze powinna wstšpić do spożywczego. Próbuje sobie przypomnieć, co jej zostało w lodówce. Kwestię zakupów traktuje naprawdę niedbale. Interesuje jš głównie praca, własna wygoda (pod tym względem jest doć pedantyczna) oraz, choć niechętnie się do tego przyznaje, ciuchy i buty. I torebki. I peruki. Wolałaby, żeby to była raczej miłoć, ale miłoć to osobny temat, przygnębiajšcy rozdział życia. Liczyła na niš, pragnęła kochać i być kochana, a potem odpuciła. Dzi nie chce już roztrzšsać tego tematu, woli jak najrzadziej o tym myleć. Tyle że stara się, by jej żal nie zamienił się w siedzenie z czipsami przed telewizorem, w nadwagę, w zaniechanie dbałoci o wyglšd. Ale chociaż jest sama, rzadko czuje się samotna. Ma pewne projekty, które bardzo leżš jej na sercu, które organizujš jej czas. Z miłociš się nie udało, cóż, jest, jak jest. Łatwiej to wytrzymać, odkšd pogodziła się z mylš, że skończy w pojedynkę. Mimo samotnoci stara się żyć normalnie, wynajdywać sobie różne przyjemnoci. I ta włanie myl: żeby nie odmawiać sobie drobnych przyjemnoci, że ona też, tak jak inni, ma do nich prawo, podtrzymuje jš na duchu. Teraz na przykład postanowiła, że dzi wieczorem znowu pójdzie na kolację do Mont-Tonnerre przy ulicy Vaugirard. 
Zjawia się trochę przed czasem. Wybrała się tu po raz drugi. Poprzednio była tydzień temu, a ładnš rudowłosš kobietę jedzšcš samotnie kolację siłš rzeczy się pamięta. Dzisiaj witajš jš jak stałš bywalczynię, kelnerzy spoglšdajš porozumiewawczo, taka ładna klientka, próbujš niemiało flirtować, Alex umiecha się, uznajš, że jest naprawdę czarujšca. Alex prosi o ten sam stolik, tyłem do tarasu i twarzš do sali, zamawia tak samo jak poprzednio pół butelki dobrze schłodzonego wina alzackiego. Wzdycha, bardzo lubi jeć, powinna uważać, wcišż o tym pamiętać. Jej waga to prawdziwa hutawka, choć na razie jeszcze doć skutecznie kontroluje ten problem. Potrafi przytyć dziesięć, piętnacie kilo, zmienić się do niepoznania, a dwa miesišce póniej wraca do wagi wyjciowej. Ale za kilka lat skończy się zabawa. 
Wyjmuje ksišżkę i prosi o dodatkowy widelec jako zakładkę, żeby mogła czytać przy jedzeniu. Naprzeciwko przy stoliku nieco z prawej siedzi ten sam jasny szatyn. Podobnie jak w zeszłym tygodniu, przyszedł na kolację z kumplami. Na razie jest ich dwóch, ale z ich słów wynika, że wkrótce dołšczš inni. Zauważył jš od razu, kiedy weszła. Alex udaje, że nie dostrzega jego natarczywego spojrzenia. I tak przez cały wieczór. Nawet kiedy przyjdš inni, nawet kiedy zacznš swoje zwykłe rozmowy o pracy, o dziewczynach, o kobietach, kiedy kolejno opowiedzš wszystkie historie z sobš w roli głównej, facet nie przestanie się w niš wgapiać. Alex podoba się ta sytuacja, ale nie chce go otwarcie zachęcać. Choć goć wyglšda niele, jakie czterdzieci, czterdzieci pięć lat, kiedy musiał być przystojny, na pewno za dużo pije, stšd ten patetyczny wyraz twarzy. Twarzy wzbudzajšcej w Alex dziwne poruszenie. 
Dopija kawę. Jedyne umiejętnie skalkulowane ustępstwo: na odchodnym rzuca mężczynie spojrzenie. Zwykłe spojrzenie. Ma to dopracowane do perfekcji. Spojrzenie bardzo dyskretne. Jednak na widok pożšdania w jego oczach ogarnia jš bolesne wzruszenie; wiadomoć pożšdania chwyta jš za gardło niczym złowróżbny zwiastun. Alex nigdy nie nazywa rzeczy po imieniu, nie ubiera swoich o...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin