Marshall Paula - Amerykanin w Londynie 05.pdf

(908 KB) Pobierz
PAULA MARSHALL
Amerykanin
w Londynie
Prawdą jest powiedziane po trzykroć
Lewis Carroll
Prolog
Początek marca 1892 roku, Somerset
Lady Dinah Freville, siostra przyrodnia Violet, lady Ke­
nilworth, wyrażała się o swojej krewnej z największą nie­
chęcią.
- Nie chcę cię opuszczać, mamo. Wiesz przecież, że nie
cierpię Violet. Ona mnie zresztą także.
Spoglądała przez okno niewielkiego salonu w mieszkaniu
matki, w Somerset. Jej matka, wdowa po lordzie Rainsbo¬
rough, ubrana we wzorzystą suknię z jedwabiu, pochylała się
nad robótką.
Spojrzała na wyszywane kwiaty, ziewnęła lekko i powie­
działa:
- Tak, tak. Jednak nie możesz tu ze mną zostać, kochanie.
Z woli mego zmarłego męża, po skończeniu osiemnastu lat
masz trafić pod opiekę swojego brata. Ponieważ on jest jesz­
cze kawalerem, postanowił, że to właśnie Violet przedstawi
cię na dworze. Przy odrobinie szczęścia, być może będzie
twoją swatką. Sama więc widzisz, że nawet gdybym chciała,
nie mogę cię zatrzymać.
Dinah zmarszczyła nos.
- Nie chcę z nią mieszkać! Nie chcę bywać na dworze!
To wszystko mi się nie podoba. Jeśli już muszę cię opuścić,
wolałabym zostać z Faa.
- To niemożliwe! - zaprotestowała matka. - Nie nazywaj
profesora Fabiana tym przezwiskiem. Oficjalnie wciąż nie
wiesz, że jest twoim ojcem.
- Ładne rzeczy - powiedziała z przekąsem Dinah. - Co
za hipokryzja! Skoro lord Rainsborough nie żyje, to nie mu­
szę udawać, że mnie kiedyś spłodził.
- I pomyśleć, że zdaniem Violet ciągle jesteś posłusznym
i niemrawym dzieckiem - westchnęła jej matka. - Szkoda,
że cię teraz nie widzi.
Dinah odwróciła się i spojrzała jej prosto w oczy.
- Nie dbasz o to, że cię wygnano, bo nie musisz. Miałaś
tytuł i posiadłości. A ja kim jestem? Nikim. Ile razy spojrzę
na Violet lub na kogoś z jej otoczenia, od razu wiem, co my­
ślą. „O, to ten mały bękart, który zniszczył życie Charlotte
Rainsborough. Biedna Charlotte. Uwiódł ją Louis Fabian.
Rozstali się, jak tylko urodziła dziecko".
Urwała nagle, przestraszona swoją brutalnością. Obrzuci­
ła spojrzeniem spokojną twarz matki.
- Dlaczego mnie nie powstrzymasz, mamo, kiedy mówię
takie głupstwa?
- Lepiej, jak wyrzucisz to z siebie. Tak zawsze powtarza­
ła niania.
Dinah roześmiała się szczerze.
- Dlaczego, mamo? Dlaczego z nim nie zostałaś?
- Nie mogłam. Rainsborough odmówił rozwodu. To
mogło doszczętnie zniszczyć biednego Louisa. Nie miałam
dość pieniędzy, żeby go wspomagać. Przeżyliśmy radosne la­
to, a potem... cóż, on musiał wrócić do Oxfordu, a ja przy-
jęłam rolę odtrąconej żony lorda. Wolałam to, niż dalej być
panią Rainsborough.
Umilkła, zatopiona w myślach. Wspominała odległe cza­
sy, kiedy to zapałała namiętnością do pewnego młodzieńca,
który przybył do Borough Hall, aby zostać guwernerem jej
leniwego syna.
Nie, przyrzekła sobie w duchu, nie będę niczego żałowała.
Rainsborough zachował się jak pies ogrodnika. Ryknął wte­
dy: „Charlotte, klnę się na Boga, że skoro ja cię nie mam, on
też cię nie dostanie! Nie rozwiodę się z tobą! A jeśli odej­
dziesz, doprowadzę go do ruiny i odbiorę mu dziecko. Syn
czy córka, nieważne. Przyjmie moje nazwisko!".
Nie mogła zdradzić Louisa. On zaś bez protestów przyjął
warunki lorda. Tym to właśnie sposobem Dinah była dziś
prawdziwą damą, a nie bękartem bez nazwiska. Ale Rains­
borough nigdy nie taił jej prawdziwego pochodzenia. Wie­
dzieli o tym: brat przyrodni, przez wszystkich nazywany
Rainey, i siostra - wspomniana na wstępie Violet - zamężna
z lordem Kenilworthem, lecz równie chętnie bywająca w sy­
pialni księcia Walii, Edwarda. Co chwila jej przypominali,
że zawdzięcza tytuł wyłącznie łaskawości lorda.
Dinah opadła na kolana i delikatnie ujęła matkę za rękę.
- Wielka miłość trwająca zaledwie pół roku. To dużo czy
mało, mamo?
Co miała odpowiedzieć?
- Zależy od ludzi, Dinah.
- Lecz mnie kochasz dużo dłużej.
- To prawda i bardzo się z tego cieszę. Teraz jednak na­
deszła pora rozstania. Proszę cię, porzuć myśl o rezygnacji
z tytułu. Mój mąż cię uznał. Wobec całego świata jesteś lady
Zgłoś jeśli naruszono regulamin