03_-_Bractwo_czystej_krwi.pdf

(2241 KB) Pobierz
Terry Goodkind
Miecz prawdy tom 03 Bractwo Czystej Krwi
(Blood of the Fold)
Przełożyła Lucyna Targosz
Dla Ann Hansen, światła w ciemnościach
PODZIĘKOWANIA
Jak zwykle gorąco dziękuję tym wszystkim, którzy mi pomagali: mojemu
wydawcy, Jamesowi Frenkelowi, za biegłość w stałym podnoszeniu poprzeczki; mojemu
brytyjskiemu wydawcy, Caroline Oakley i wspaniałym ludziom w Orionie, za ich
oddanie doskonałości; Jamesowi Minzowi za cenne wskazówki; Lindzie Quinton oraz
pracownikom działu sprzedaży i marketingu wydawnictwa Tor za ich zapał i sukcesy;
Tomowi Doherty’emu, za wiarę we mnie, która nieustannie daje mi siły do wytężonej
pracy; Kevinowi Murphy’emu za godny nagrody projekt okładki; Jeri za jej
wyrozumiałość i cierpliwość; a przede wszystkim duchom Richarda i Kahlan, które nadal
mnie inspirują.
ROZDZIAŁ 1
Sześć kobiet zbudziło się jednocześnie, echo ich krzyków wciąż jeszcze odbijało
się od ścian zatłoczonej kajuty oficerskiej. Siostra Ulicia słyszała w mroku, jak tamte
z trudem oddychają. Starając się uspokoić przyspieszony oddech, przełknęła ślinę
i natychmiast się skrzywiła, poczuwszy ostry ból w gardle. Powieki miała wilgotne, lecz
wargi tak spieczone, iż ze strachu, że popękają i zaczną krwawić, musiała je zwilżyć
językiem.
Ktoś dobijał się do drzwi. Jego krzyki brzęczały głucho w uszach Ulicii. Nie
zaprzątała sobie jednak głowy znaczeniem wykrzykiwanych słów; ów człowiek nic nie
znaczył.
Wyciągnąwszy drżącą dłoń ku środkowi czarnej jak węgiel kajuty, siostra Ulicia
uwolniła strumień swojej Han, esencji życia i ducha, i skierowała iskrę ku wiszącej na
niskiej belce lampie naftowej. Knot posłusznie zapłonął, a smużka dymu chwiała się
w rytm kołysania statku.
Pozostałe kobiety, również nagie, siedziały i wpatrywały się w słaby żółtawy
płomyk, jakby oczekiwały odeń zbawienia lub zapewnienia, że wciąż jeszcze żyją i że
ujrzą światło. Widok płomienia sprawił, że po policzku Ulicii spłynęła łza. Przedtem
czerń pozbawiała Siostrę oddechu niczym góra czarnej, wilgotnej ziemi. Jej posłanie było
zimne i wilgotne od potu, ale nawet gdy się nie pociła, w słonym powietrzu i tak
wszystko było zawsze wilgotne, zwłaszcza że od czasu do czasu fale spadały na statek
i woda ściekała na pokład. Ulicia dawno już zapomniała, jak wyglądają suche ubrania
czy nie przemoczona pościel. Nienawidziła tego statku, panującej na nim bez przerwy
wilgoci, obrzydliwych zapachów, nieustannego, przyprawiającego ją o mdłości
kołysania. Lecz przynajmniej żyła i dzięki temu mogła go nienawidzić. Delikatnie
przełknęła ślinę, pozbywając się z ust smaku żółci. Starła palcami ciepłą wilgoć
zalegającą nad oczami i spojrzała na wyciągniętą rękę - czubki palców połyskiwały
krwią. Niektóre z Sióstr, jakby ośmielone jej przykładem, uczyniły ostrożnie to samo.
Każda miała krwawe zadrapania na powiekach, dokoła brwi i na policzkach - ślady po
tym, jak desperacko, acz bezskutecznie usiłowały rozewrzeć powieki i wyrwać się z sideł
snu, snu, który nie był snem.
Siostra Ulicia starała się odzyskać jasność myślenia. To musiał być zwykły
koszmar. Z trudem oderwała wzrok od płomyka i spojrzała na pozostałe kobiety. Siostra
Tovi garbiła się na dolnej koi naprzeciwko. Grube fałdy skóry na jej bokach obwisły
i wydawało się, że dopasowują się do posępnego wyrazu poznaczonej zmarszczkami
twarzy, kiedy wpatrywała się w lampę. Siwe, kręcone włosy Siostry Cecilii, zwykle
starannie ułożone, sterczały teraz na wszystkie strony, a nie znikający z jej oblicza
uśmiech, gdy patrzyła ze swego miejsca oobk Tovi, zastąpiła poszarzała maska strachu,
Ulicia pochyliła się trochę i spojrzała na górną koję. Siostra Armina - nie tak stara jak
Tovi czy Cecilia, a raczej w wieku Ulicii i wciąż jeszcze atrakcyjna - wyglądała na
półprzytomną. Zrównoważona zazwyczaj Armina ocierała drżącymi palcami krew
z powiek.
Po drugiej stronie wąskiego przejścia, na kojach nad Tovi i Cecilią, siedziały dwie
najmłodsze i najbardziej opanowane Siostry. Nieskazitelne policzki Siostry Nicei
przecinały krwawe zadrapania. Kosmyki blond włosów przylgnęły do splamionej potem,
łzami i krwią twarzy. Siostra Merissa, równie piękna jak Nicei, przyciskała koc do nagich
piersi - nie ze skromności, ale z przeraźliwego strachu. Jej długie, ciemne włosy tworzyły
splątaną gęstwinę.
Pozostałe Siostry były starsze i po latach ćwiczeń wprawnie posługiwały się
ujarzmioną mocą, lecz Nicei i Merissa miały rzadko spotykane, wrodzone mroczne
umiejętności
-
talent,
którego
nie
zastąpi
największe
nawet
doświadczenie.
Przenikliwsze, niż można by się spodziewać po osobach w ich wieku, nie dawały się
omamić sympatycznym uśmiechom i uprzejmościom Cecilii lub Tovi. Młocie i pewne
siebie Siostry doskonale wiedziały, że Cecilia, Tovi, Armina, a zwłaszcza Ulicia, gdyby
tylko zechciały, mogłyby je z łatwością rozerwać na strzępy. Jednak ta świadomość
w niczym nie umniejszała ich opanowania i biegłości - były jednymi z najgroźniejszych
kobiet. Opiekun wybrał je właśnie ze względu na ich zdecydowaną wolę zwycięstwa.
Widok dobrze jej znanych kobiet znajdujących się w takim stanie mógł wytrącić
z równowagi, ale dopiero niepohamowane przerażenie Merissy naprawdę wstrząsnęło
Ulicia. Nigdy przedtem nie spotkała Siostry tak opanowanej, tak nieskorej do wzruszeń,
tak bezlitosnej i nieugiętej jak Merissa. Ta kobieta miała serce z czarnego lodu.
Ulicia znała Merissę od blisko stu siedemdziesięciu lat i nie mogła sobie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin