Kaplan P. - U-Booty.Podwodna armia Hitlera.pdf

(5626 KB) Pobierz
U-Booty. Podwodna armia Hitlera
Philip Kaplan
Tłumaczenie: Grzegorz Siwek
First published in Great Britain in 2013 by PEN & SWORD MARITIME, an imprint of Pen & Sword Books Limited, UK, under the title
GREY WOLVES. THE U-BOAT WAR 1939-1945.
Copyright © Philip Kaplan, 2013
Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo RM, 2015
All rights reserved
Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25
rm@rm.com.pl
www.rm.com.pl
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny,
mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy.
Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami
zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli.
Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi
ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania
z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.
ISBN 978-83-7773-298-4
ISBN 978-83-7773-449-0 (e-Pub)
ISBN 978-83-7773-450-6 (mobi)
Redaktor prowadzący: Irmina Wala-Pęgierska
Redakcja i indeks: Krystyna Budek
Korekta: Irmina Wala-Pęgierska
Nadzór graficzny: Grażyna Jędrzejec
Projekt okładki: Maciej Jędrzejec
Opracowanie wersji elektronicznej: Marcin Fabijański
Weryfikacja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: rm@rm.com.pl
WPROWADZENIE
Podwodniacy to poniekąd „odrębna rasa” żołnierzy, odmienna nawet od marynarzy
załóg okrętów nawodnych. W początkowej fazie drugiej wojny światowej elitarne
niemieckie siły podwodne, zwane Ubootwaffe, doprowadziły niemalże do perfekcji
taktykę bojową okrętów podwodnych z czasów pierwszej wojny, i skutecznie
atakowały brytyjskie transatlantyckie szlaki zaopatrzeniowe. Z perspektywy
aliantów ci nieprzyjacielscy marynarze stanowili uosobienie zła.
Rozpowszechniony jest mit, jakoby wszyscy członkowie załóg U-Bootów byli
ochotnikami; to nieprawda. Jednak, znalazłszy się w składzie Ubootwaffe, każdy
szybko pojmował i akceptował, że będzie odtąd przynależał do niezwykłego
bractwa. Było to czymś koniecznym; człowieka takiego czekał rejs –
w klaustrofobicznych, niehigienicznych, piekielnych warunkach; wyprawa, która
wiązała się z zaangażowaniem wszelkich sił umysłowych i fizycznych i której można
było nie przeżyć. A jeśli nawet udało się z niej wrócić, to spotkanie z rodziną
i przyjaciółmi dawało niewielką pociechę, wobec świadomości, że czeka nań kolejny
morski patrol, z którego może już nie powrócić. Ludzi z Ubootwaffe łączyło
braterstwo broni, nieustanne zagrożenie ze strony wroga i pogody, a poczucie
wspólnego celu było silniejsze niż u innych marynarzy.
Wszyscy podwodniacy odznaczali się odwagą, bez względu na to, o co walczyli.
Ludzie z Ubootwaffe ostatecznie ulegli przytłaczającej przewadze przemysłowej
i technologicznej aliantów. Z 39 000 tych, którzy wyszli w morze na pokładach U-
Bootów w latach drugiej wojny światowej, 27 491 zginęło w walkach, a kolejnych
5000 trafiło do niewoli. Z 863 niemieckich okrętów podwodnych, które prowadziły
działania operacyjne w czasie tej wojny, aż 754 zostało zatopionych.
Ci, którzy przechodzili szkolenie na marynarzy jednostek podwodnych, musieli
liczyć się z tym, że w każdej chwili czeka ich rejs; nie mogli cierpieć na
klaustrofobię i musieli znosić trwające do trzech miesięcy patrole morskie
w ciasnocie, w nieustannym towarzystwie czterdziestu innych marynarzy; musieli
trwać na czterogodzinnych wachtach, smagani przez lodowate wichry, mrużąc oczy
drażnione przez słoną, rozpryskującą się morską wodę, przypasani albo
przymocowani łańcuchami do poręczy na szczycie kiosku, aby nie zmyła ich fala,
i przekonywali się, ile jest prawdy w starym marynarskim powiedzeniu
o „okrucieństwie morza”.
Do życia na okrętach podwodnych najlepiej nadawali się ci, którzy sypiali dobrze
na koi, ciepłej jeszcze i przesiąkniętej wonią kolegi, który niedawno na niej leżał; ci,
których nie przerażało syczenie zaworów wlotowych, osobliwy bulgot pomp
zęzowych czy też dudnienie tłoków, oraz ci, których wyrywały ze snu tylko
eksplozje bomb głębinowych i alarmowy klakson. Byli to ludzie, którzy potrafili
błyskawicznie wyskoczyć z koi i pobiec na rufę lub w kierunku dziobu okrętu w roli
żywego balastu, gdy kapitan wydawał rozkaz alarmowego wynurzenia albo
zanurzenia, którzy zawsze byli gotowi do działania i umieli godzinami stać bez
ruchu i w milczeniu, gdy wokoło rozrywały się bomby głębinowe i wstrząsały
okrętem, którzy nie przejmowali się tym, że z braku ruchu zanikają im mięśnie.
Gdy mijały kolejne dni, poznawali swoich kolegów oraz oficerów, i zaczynali sobie
uświadamiać, że choć wszyscy byli ludźmi, to każdy stanowił też element czegoś
więcej – załogi uczestniczącej w wojnie. Był to ów probierz, który sprzyjał
kształtowaniu ich na takich ludzi, jakimi musieli się okazać – nie tyle z miłości do
ojczyzny i swoich bliskich, ile pod wpływem lojalności wobec towarzyszy broni,
razem z którymi szkolili się, jadali posiłki i pływali, z którymi dzielili życie i los.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin