O książce Nowa książka autora Domu na wzgórzu, uznanego przez polskich czytelników za NAJLEPSZY HORROR ROKU 2016 w plebiscycie portalu Lubimy czytać! John i Naomi Klaessonowie chcieli dobrze. Właściwie chcieli tylko, żeby ich drugi syn był zdrowy i… żył. Kiedy więc w prywatnej klinice dostali możliwość dowolnego skomponowania kodu DNA dziecka, poprosili o wyeliminowanie genu choroby, której oboje są nosicielami i która doprowadziła do śmierci ich pierwszego syna, i o kilka drobnych ulepszeń, no i o to, by był to chłopczyk. Nic wielkiego, zwłaszcza w porównaniu z setkami możliwości, które oferował im właściciel kliniki, Leo Dettore. Jednak z „niczego wielkiego" wkrótce narodził się duży problem… A wtedy rozpętał się horror, o którym nie mogli nawet śnić w najgorszych koszmarach. PETER JAMES (ur. 1948 r.) Angielski autor kryminałów, scenariuszy sztuk teatralnych, odznaczony nagrodą Diamond Dagger za całokształt twórczości. Jest jedynym brytyjskim pisarzem, który regularnie towarzyszy oddziałom policji w przeprowadzanych akcjach i uczestniczy w konferencjach na temat technik śledczych. Wśród policjantów ma reputację człowieka, który doskonale wie, o czym mówi, a przez fanów został uznany za Najlepszego Autora Kryminałów Wszech Czasów. James ma za sobą karierę producenta filmowego i scenarzysty, ale od kiedy powołał do życia postać Roya Grace'a, który stał się jednym z ulubionych bohaterów czytelników na całym świecie, zdecydował się na pełnoetatową karierę pisarską. Peter James jest zdobywcą wielu ważnych międzynarodowych nagród, m.in. Prix Polar International, francuskiej Prix Coeur Noir, niemieckiej Krimi-Blitz Award i amerykańskiej nagrody Barry. Polscy czytelnicy nagrodzili jego powieść Dom na wzgórzu mianem najlepszego horroru roku 2016 w plebiscycie portalu Lubimy czytać! Tego autora DOM NA WZGÓRZU LUDZIE DOSKONALI Tytuł oryginału: PERFECT PEOPLE Copyright © Really Scary Books/Peter James 2011 All rights reserved Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2017 Polish translation copyright © Paweł Lipszyc 2017 Redakcja: Grażyna Dziedzic Zdjęcie na okładce: Skitter Photo/StockSnap Projekt graficzny okładki: Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. ISBN 978-83-7985-429-5 Wydawca WYDAWNICTWO ALBATROS SP. Z O.O. (dawniej Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz s.c.) Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawa www.wydawnictwoalbatros.com Facebook.com/WydawnictwoAlbatros | Instagram.com/wydawnictwoalbatros Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom. Przygotowanie wydania elektronicznego: Magdalena Wojtas, 88em.eu Dla Tony’ego Mullikena, któremu tak wiele zawdzięczam 1 Późnym kwietniowym popołudniem, trzydzieści mil morskich na wschód od Cape Cod, smagana wiatrem młoda para o zatroskanych twarzach, zaciskając dłonie na relingu, stoi z bagażem na lądowisku dla helikopterów przerobionego statku pasażerskiego. Oboje wiedzą, że jest już za późno na wątpliwości. Zamalowane wgniecenia, pęknięcia i nity czterdziestoletniego statku Serendipity Rose1 upodabniają go do starej dziwki próbującej się upiększyć makijażem. Gdy tak brnie przez wzburzone fale, z panamską banderą łopoczącą na rufie, wiatr rozrywa na strzępy wstęgę dymu z żółtego komina. Statek płynie na tyle szybko, by stabilizatory działały, ale nie spieszy się, nie dąży do żadnego celu. Bezpiecznie meandruje poza liczący dwanaście mil morskich pas wód terytorialnych Stanów Zjednoczonych. Z dala od amerykańskiego prawa federalnego. Trzydziestokilkuletni John Klaesson, w kurtce z futrzaną podpinką, grubych bawełnianych spodniach i skórzanych żeglarskich półbutach, przypomina bardziej ogorzałego alpinistę czy podróżnika niż pracownika akademickiego, którym jest. Szczupły i silny, ma ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, krótkie jasne włosy, łagodne niebieskie oczy za małymi owalnymi okularami i przystojną, poważną twarz o nordyckich rysach, z lekką kalifornijską opalenizną. Jego żona Naomi, w dżinsach i czarnych zamszowych butach na lateksowej podeszwie, ostrożnie próbuje utrzymać równowagę, kuląc się w długim płaszczu z wielbłądziej wełny założonym na żakiet. Splątane kosmyki modnie przyciętych na pazia jasnych włosów smagają śliczną twarz, podkreślając chłopięcy nieco wygląd. Jest znacznie bledsza niż zazwyczaj. Nad ich głowami unosi się helikopter, którym tu przylecieli. Maszyna krwawi spalinami na wietrze, ciągnąc własny cień po statku niczym wielki pusty wór. John tak właśnie się teraz czuje: jakby wysypano go z worka. Z głową pochyloną z powodu huku i malstromu, wyciągniętą ręką pomaga żonie stanąć, ujmuje jej szczupłe ciało pod miękkim płaszczem i czuje, że jest jej bliski, rozpaczliwie bliski. Pragnie ją chronić. Czuje się też odpowiedzialny. Wiatr jest tak porywisty, że John musi oddychać haustami; sól pokrywa okulary, spaliny drapią w ustach i wyschniętej ze zdenerwowania krtani. Włosy Naomi smagają go po twarzy jak bicze. Pokład to opada pod nim, to się wznosi, napierając na stopy jak podłoga windy, aż żołądek podchodzi do gardła. Łoskot wirników w górze nie zagłusza odgłosu szurania. Po raz pierwszy w życiu leciał helikopterem, a po godzinie wznoszenia się i opadania nad Atlantykiem nie jest mu spieszno do powtórzenia tego przeżycia. Czuje mdłości, jakich dostaje się po przykrej jeździe kolejką w wesołym miasteczku, kiedy mózg zaczyna wirować wokół jednej osi, a narządy wewnętrzne wokół drugiej. Spaliny również nie pomagają. Podobnie jak obezwładniająca woń farby i lakieru oraz pokład wibrujący pod stopami. Naomi obejmuje męża w pasie i ściska przez skórzaną kurtkę z grubą podpinką. John ma niezłe pojęcie o tym, co się dzieje w jej głowie, bo przeżywa to samo. Przykre poczucie ostateczności. Dotychczas wszystko było zaledwie pomysłem, który w każdej chwili mogli porzucić. Teraz już nie. Patrząc na żonę, myśli: Tak bardzo cię kocham, moja Naomi. Jesteś taka dzielna. Czasem wydaje mi się, że jesteś znacznie dzielniejsza niż ja. Helikopterem rzuca na bok, ryk silnika się wzmaga, światło na kadłubie miga, potem maszyna skręca, sunie nad wodą, ostro nabiera wysokości i zostawia ich w tyle. John patrzy za helikopterem, a potem opuszcza wzrok na spieniony ocean ciągnący się ku niewyraźnemu horyzontowi. – OK? Proszę za mną. Wychodzi ich powitać uprzejmy, poważny Filipińczyk w białym kombinezonie. Bierze ich bagaże i otwiera drzwi. John i Naomi przestępują próg i schodzą pod pokład, a drzwi zatrzaskują się za nimi, odgradzając ich od żywiołów. W nagłej ciszy widzą na ścianie oprawioną mapę oceanu, uderza ich ciepło, czują jeszcze silniejszą woń farby i lakieru. Podłoga trzeszczy pod stopami. Naomi ściska męża za rękę. Marna z niej żeglarka, zawsze tak było – na niewielkich jeziorkach dostaje choroby morskiej – a dzisiaj nie może nic zażyć. Żadnych pigułek, żadnych leków; będzie musiała dać radę. John odwzajemnia uścisk, próbując dodać otuchy zarówno Naomi, jak i sobie. Czy postępujemy słusznie? Tysiące razy zadawał sobie to pytanie. Będzie je zadawał jeszcze całymi latami. Teraz może tylko przekonywać żonę i siebie, że, owszem, postępują słusznie. To wszystko. Robią to, co należy. Naprawdę tak jest. 2 Kajutę, która przez kolejny miesiąc miała być ich domem, w broszurze pływającej kliniki opisano szumnie jako „prywatną kabinę”. Na jej wyposażenie składało się podwójne łóżko, niewielka kanapa, dwa równie niewielkie fotele oraz okrągły stół, na którym stała misa z owocami – wszystko upchnięte na przestrzeni wielkości małego pokoju hotelowego. W telewizorze wysoko w rogu leciały wiadomości CNN. Przemawiał prezydent Obama, ale połowę jego słów zagłuszały zakłócenia. Wyłożona marmurem łazienka, choć ciasna, sprawiała wrażenie luksusowej – w każdym razie tak by było, pomyślała Naomi, gdyby przestała się kołysać i gdyby dało się w niej stanąć bez podpórki. Naomi uklękła, by zebrać rzeczy z kosmetyczki Johna turlające się po podłodze, lecz nagle poczuła falę zawrotów głowy i mdłości i wyprostowała się. – Pomóc ci? – spytał John. Pokręciła głową. Potem, zatoczywszy się przy nagłym przechyle statku, raptownie usiadła na łóżku, o mały włos nie zawadzając o komputer męża. – Myślę, że mam około czterech minut na rozpakowanie się, zanim wszystko zwymiotuję. – Mnie też jest niedobrze – przyznał John i zerknął na informacje dotyczące bezpieczeństwa. Był tam plan ewakuacji i rysunek pokazujący, jak włożyć kamizelkę ratunkową. – Może połkniesz pigułkę przeciwko chorobie morskiej? – zaproponowała. – Przecież ci wolno. – Jeśli tobie nie wolno, ja też nie połykam. Będę cierpiał razem z tobą. – Męczennik! – Naomi odwróciła głowę, pochyliła się w przód i pocałowała go w policzek. Ciepła, szorstka skóra męża oraz odurzający piżmowy zapach wody kolońskiej dodały jej otuchy. Gdy była nastolatką, na filmach zawsze pociągali ją silni, małomówni, inteligentni mężczyźni – w typie ojca, jakiego pragnęłaby mieć. Kiedy przed ośmioma laty poznała Johna, w kolejce do wyciągu narciarskiego w Jackson Hole w stanie Wyom...
EwaM337