Caitlin Crews - Podwójna gra.pdf

(509 KB) Pobierz
Caitlin Crews
Podwójna gra
Tłumaczenie:
Agnieszka Wąsowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zara Elliott szła główną nawą Pierwszego Kongregacyjnego Kościoła
w niewielkiej wiosce, w której jej rodzina mieszkała od zawsze. Dopiero w tej chwili
zdała sobie w pełni sprawę z tego, co robi.
Poczuła, że kolana zaczęły jej niebezpiecznie drżeć, tak że niemal zatrzymała się
w miejscu, na oczach setek świadków, których ojciec uznał za stosowne zaprosić na
tę szopkę.
Nie waż się teraz zatrzymać
syknął jej w ucho, uśmiechając się przy tym
słodko na użytek zgromadzonych w kościele gapiów. ‒ Jeśli będę musiał, zaciągnę
cię do tego ołtarza siłą, choć wolałbym tego nie robić.
To była kwintesencja ojcowskiej miłości. Niczego więcej nie mogła się spodziewać
po Amosie Elliotcie, dla którego w życiu liczyły się tylko pieniądze i władza. Zara
nigdy nie była w stanie sprostać jego wymaganiom.
Od tego była jej siostra, Ariella.
Posłusznie ruszyła dalej. Przykazała sobie, żeby nie myśleć teraz o siostrze.
Robiła to wszystko dla babci. Kiedy babcia leżała na łożu śmierci, obiecała jej, że
da ojcu jeszcze jedną szansę. Na szczęście babcia zostawiła jej dom na Long Island
Sound, na wypadek, gdyby im się nie udało.
Skoncentrowała się na osobie Chase’a Whitakera, pana młodego, którego cała
postać jasno wyrażała jego stosunek do tego ślubu. Nie chciał go tak samo jak ona
i był z tego powodu wściekły. Do zawarcia tego związku zmusił go ojciec Zary.
Kiedy nieoczekiwanie zmarł ojciec Chase’a, zarządzanie Whitaker Industries
przeszło całkowicie w ręce Amosa Elliotta, który był prezesem zarządu spółki.
Chase nie chciałby zawrzeć tego małżeństwa, nawet gdyby na miejscu Zary była
Ariella, która nie zadała sobie trudu, żeby się tu dziś pojawić.
Zara zawsze szczyciła się swoim praktycznym zmysłem, ale musiała przyznać, że
jakaś jej część nie mogła się oprzeć temu, żeby nie pomyśleć, jak by to było, gdyby
ten ślub był prawdziwy. Gdyby nie była tylko substytutem rodzinnej piękności, którą
niektórzy nazywali nawet klejnotem w koronie Elliottów. Tymczasem Chase
Whitaker, mężczyzna, na widok którego kobiety zupełnie traciły głowę, czekał
przed ołtarzem właśnie na nią.
Jej nikt nie porównał nigdy do szlachetnego kamienia. Chociaż ukochana babcia
zwykła mawiać, że jest jak skała, miała raczej na myśli fakt, że jest osobą, która
nigdy nikogo nie zawiedzie.
Na tobie zawsze można polegać
powiedziała Ariella nie dalej niż dwa dni
temu.
Powiedziała to z tym swoim uśmieszkiem i tonem, który Zara nauczyła się
ignorować przez dwadzieścia sześć lat swojego życia. Ariella właśnie robiła sobie
makijaż przed jakimś wyjściem. Zara nigdy nie mogła pojąć, jak może zajmować jej
to tyle czasu.
‒ Nie wiem, jak ty to znosisz ‒ dodała.
A mam inne wyjście?
spytała Zara, wiedząc, że w ustach siostry był to
komplement. – Pytanie, czy ty zamierzasz kiedykolwiek stać się osobą, na której
można polegać.
Ariella zamrugała powiekami, jakby pytanie siostry ją zdziwiło.
A po co miałabym się taka stawać?
spytała beztrosko.
Ty jesteś w tym
znacznie lepsza.
Rzeczywiście, była. W przeciwnym razie nie szłaby teraz w kierunku mężczyzny,
który na nią czekał. Który, gdyby miał wybór, wcale by się tu nie pojawił.
Zara była zadowolona, że ma na sobie welon, który zasłaniał jej twarz. Dzięki
temu nikt nie mógł zobaczyć jej głupiej miny, jaką bez wątpienia teraz miała.
Na szczęście nie miała czasu, żeby się nad tym dłużej zastanawiać, gdyż właśnie
doszli do ołtarza.
Amos doskonale odegrał swoją rolę, oznajmiając głośno, że oto właśnie oddaje tę
kobietę stojącemu przed nią mężczyźnie i przekazał jej dłoń Chase’owi
Whitakerowi. Ten wprawdzie zwrócił twarz w jej stronę, ale wciąż sprawiał
wrażenie, jakby patrzył gdzie indziej. Jakby był tym wszystkim śmiertelnie
znudzony, a myślami przebywał w innym wymiarze.
Zara miała wrażenie, że uczestniczy w jakiejś średniowiecznej uroczystości. Nie
na darmo ojciec tysiąc razy przypominał jej, że Chase musi być z nimi legalnie
związany, zanim odkryje jego mały szwindel.
‒ Uroczo – powiedziała sucho Zara. – Prawdziwie ślub jak z bajki.
Amos spojrzał na nią wzrokiem, którego nie cierpiała i którego zawsze starała się
unikać.
‒ Zachowaj
swoje dowcipne uwagi dla męża – powiedział zimno do córki, którą
nazwał kiedyś „pulą straconych genów”. – Jestem pewien, że wysłucha ich
z większą uwagą niż ja.
Wyraz jego twarzy zdradzał jednak, że głęboko w to wątpi. Zara uznała, że jedna
taka uwaga wystarczy. Przywołała na twarz uśmiech pod tytułem „właśnie wyszłam
za mąż za kompletnie obcego mężczyznę” i starała się udawać, że doskonale się
czuje w tej roli, zwłaszcza mając na sobie sukienkę Arielli.
Przyszły mąż ujął jej ręce w swoje zadziwiająco silne i ciepłe dłonie. Nie wiedzieć
czemu, sprawiło to, że poczuła się dziwnie lekko. Starała się nie myśleć o tym, że
gdyby Chase odkrył, że żeni się z Zarą, a nie z Ariellą, to uciekłby gdzie pieprz
rośnie.
Ksiądz mówił coś o wierności i miłości, a jego słowa wydały się w tej sytuacji
niemal obraźliwe. Zara spojrzała na wspaniały profil Chase’a Whitakera, który był
ozdobą niejednego magazynu. Uzmysłowiła sobie, że ta sytuacja nie jest niczym
nowym. Wszak Zara zawsze była tą posłuszną z sióstr, która wolała czytać książki
niż chodzić na imprezy, i spędzała czas w towarzystwie ukochanej babci zamiast
w gronie rówieśników. Cicha, posłuszna, pozwalała się ignorować i zawsze
pozostawała w cieniu skandalizującej siostry, której wyczyny nieustająco zajmowały
uwagę najbliższych. To Zara była tą, która robiła to, co najbardziej nudne
i nieprzyjemne, podczas gdy Ariella odgrywała rolę modelki i aktorki,
z upodobaniem i bez żadnych skrupułów wydając po całym świecie pieniądze ojca.
Przestań myśleć o Arielli, poleciła sobie w duchu. Chase spojrzał na nią spod
zmarszczonych brwi i zdała sobie sprawę, że za mocno ściska jego dłoń.
Natychmiast rozluźniła uchwyt.
Nadeszła jej kolej złożenia małżeńskiej przysięgi. Bała się reakcji Chase’a. Co
zrobi, kiedy usłyszy, że ksiądz wypowiada jej imię, a nie Arielli? On jednak zdawał
się w ogóle nie słuchać słów księdza. Sięgnął po obrączkę i wsunął ją na palec Zary.
Cicho powtórzył słowa przysięgi i przyjął od Zary obrączkę. Ona sama odczuła
ulgę i coś jeszcze, czego nie potrafiła nazwać. I już po wszystkim? Naprawdę było
to takie proste? Po prostu wbiła się w za szczupłą sukienkę siostry, założyła długi
welon, który zakrywał jej twarz i udała, że jest Ariellą? A wszystko po to, żeby
złapać tego biednego człowieka w sieć ojca, który być może dzięki temu całkiem jej
nie wydziedziczy?
‒ Możesz pocałować pannę młodą.
Chase westchnął, po czym jakby przez chwilę się zawahał. Czyżby chciał się
wycofać? Na oczach tych wszystkich ludzi?
Zara wcale nie była pewna, czy chce, żeby ją pocałował. Nie wiedziała, co
gorsze: być pocałowaną przez kogoś, kto wcale nie chce tego zrobić, czy też nie
być pocałowaną w ogóle i doznać upokorzenia na oczach zgromadzonych w kościele
ludzi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin