Wielka zasadzka - Marek Rymuszko.pdf

(3744 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ PIERWSZY
INES ŚPIEWA ARIĘ Z „KORONACJI POPPEI” · KŁO-
POTY Z HEROINĄ · DLACZEGO W KAMIENICY PRZY
ULICY SASANKI JEST CIEMNO · WIEDZĄ SĄSIEDZI,
NA CZYM KTO SIEDZI · POŻYTKI Z PODGLĄDANIA
LISTONOSZA KALBARCZYKA
Tej nocy miałem bardzo dziwny sen. Korzystając z pięknej
słonecznej pogody, poszedłem z Fagotem do parku. Fagot bu-
szował z nosem przy ziemi, ja natomiast rozglądałem się, szu-
kając Dzinka, który powinien być gdzieś w pobliżu. Po długich
targach i wahaniach zgodził się wreszcie wymienić błękitno-po-
marańczowy znaczek wysp Tonga na kalejdoskop, podarowany
mi z okazji imienin przez ciotkę Teklę.
— Masz to jak w banku — powiedział Dzinek, a jeśli Dzinek
mówi: „Masz to jak w banku”, znaczy, że dotrzyma obietnicy,
bo jego wuj pracuje właśnie w banku i jest uosobieniem solid-
ności oraz w ogóle wszelkich możliwych cnót.
I kiedy tak właśnie rozglądałem się za Dzinkiem, dostrzegłem
nagle siedzącą na jednej z ławek Ines, która — nie do wiary —
pomachała mi przyjaźnie ręką. O względy Ines zabiegałem już
od dawna, niestety bez powodzenia, toteż gest przychylności z
jej strony mile mnie połechtał. Czym prędzej zaciągnąłem su-
wak od kurtki, by zamaskować w ten sposób kompromitującą
dziurę w spodniach — pozostałość po ostatnim meczu między-
podwórkowym o puchar magistra Wiadernego — a następnie
płynnym, jak mi się wydawało, krokiem udałem się w kierunku
Ines. Niestety, w miarę gdy się zbliżałem, ogarniał mnie coraz
większy niepokój. Jego źródłem było zachowanie Ines, która po
przesłaniu kolejnego całusa, nagle przestała na mnie zwracać
uwagę.
Co gorsza, zorientowałem się, że Ines śpiewa arię operową,
prezentując nienaganny mezzosopran. O ile mnie słuch nie my-
lił, była to partia Oktawii, żony cesarza Rzymu, Nerona, z opery
Monteverdiego „Koronacja Poppei”. Stropiło mnie to tak dale-
ce, że stanąłem jak wryty, natomiast Ines śpiewała coraz gło-
śniej i głośniej, aż wreszcie nie mogąc wytrzymać jej rozszala-
łych koloratur, zatkałem uszy i w tym momencie obudziłem się.
No, oczywiście, mogłem się tego spodziewać. Ile razy idę do-
piero na trzecią czy czwartą lekcję, mam nadzieję, że dłużej po-
śpię. Niestety, jest to nadzieja płonna, ponieważ punktualnie
kwadrans po ósmej przez ściany naszego mieszkania zaczyna
przenikać mezzosopran pani Eweliny Podsiadło przygotowują-
cej się do wieczornych występów. Pani Ewelina jest zatrudnio-
na w miejscowej operze w charakterze heroiny i stanowi chlubę
naszej kamienicy. Ostatnio zagrała tytułową rolę w „Halce”, co
wydaje się o tyle dziwne, że, jak twierdzi magister Wiaderny,
biorąc pod uwagę leciwy wiek heroiny, moniuszkowska Halka
mogłaby być jej córką. Z opinią tą polemizuje stanowczo pani
Fąfarowa, która prowadzi na dole sklep ajencyjny i dzięki
sprzedawaniu pani Ewelinie spod lady rozmaitych smakołyków
dostała od niej zaproszenie na przedstawienie premierowe.
Zdaniem pani Fąfarowej, Ewelina Podsiadło w peruce z jasnym
warkoczem oraz w góralskich kierpcach wyglądała prześlicznie
i potrafiła głęboko poruszyć publiczność swoją niedolą.
To, że pani Ewelina jest niekwestionowaną gwiazdą Kolonii
Ogórki Stare, nie podlega dyskusji. Nie mogę jednak nie za-
uważyć, że sąsiedztwo z nią bywa wielce uciążliwe. Ewelina
Podsiadło oprócz regularnych ćwiczeń głosowych, które na
mocy umowy z lokatorami uprawia jedynie w określonych go-
dzinach, często zapomina się i zaczyna nucić podczas rozma-
itych domowych czynności, takich na przykład, jak robienie ja-
jecznicy czy odkurzanie mebli. Nucenie pani Eweliny, w założe-
niu ciche i kameralne, wskutek jej nieprzeciętnych walorów
wokalnych słychać po drugiej stronie ulicy, a co dopiero mówić
o naszym mieszkaniu, znajdującym się piętro niżej. Jedynie z
kronikarskiego obowiązku muszę też wspomnieć o godnym
ubolewania incydencie, do jakiego doszło w rocznicę urodzin
pani Eweliny (zapewne piętnastych, jak mawia z przekąsem
Zgłoś jeśli naruszono regulamin