Antologia SF - Wizje Alternatyw - Rozni 4.txt

(911 KB) Pobierz
Antologia polskiej fantastyki





Wizje alternatywne 5





Wybór Wojtek Sedeńko





Wojtek Sedeńko





12 gniewnych prekognitów





Piąta, jubileuszowa antologia polskiej fantastyki z serii „Wizje alternatywne” ukazuje się w czternaście lat po pierwszej i skłania do obejrzenia się wstecz i podsumowania tego, co działo się w polskiej fantastyce w tym czasie.

Nie zamierzam analizować i oceniać zjawisk i trendów, tym niech zajmą się mądrzejsi ode mnie. Jednak jako miłośnik fantastyki i niezależny redaktor małego, prowincjonalnego wydawnictwa, mogę, z dala od stołecznego blichtru i środowiskowych sporów, obserwować rozwój rodzimej literatury fantastycznej bez wdawania się w programowe walki. A nie da się ukryć, że piąte „Wizje” ukazują się w chwili wielkiego boomu na polską fantastykę: w roku ubiegłym ukazało się około pięćdziesięciu książek rodzimych autorów, „Wizje” nie są już jedyną antologią, periodyków jest co niemiara (ruch na rynku pism jest tak duży, że nikt nie wie na pewno, ile ich ukazuje się w danej chwili), do tego dochodzi mnóstwo portali internetowych, są też wydawnictwa specjalizujące się w polskiej fantastyce. Jak grzyby po deszczu powstają nowe fanowskie imprezy, choć literatura traktowana jest na nich elitarnie i marginesowo. Całe zjawisko zauważono w prasie głównonurtowej, telewizji i radio, choć raczej — jak mi się wydaje — na zasadzie szukania tematów zastępczych — w dobie silnej konkurencji media poszukują nowych materiałów.

Niewątpliwie, boom taki niesie wiele dobrego, ale kryje też pułapki. Pierwszy wielki wysyp polskiej fantastyki zafundowała nam w latach 80. Krajowa Agencja Wydawnicza, wydając wiele książek debiutantów, prezentujących często żenujący poziom artystyczny i warsztatowy, co obróciło się przeciwko pomysłodawcom. Na dziesięć prawie lat krytyka wyrażała się o polskiej fantastyce z pogardą, a o autorach KAWu w większości dziś nikt już nie pamięta.

W połowie lat 90. postawiło na polską SF wydawnictwo SuperNOWA, i ten boom miał również wymiar artystyczny — prezentowane książki były w większości wartościowe, osiągnęły wysokie nakłady, a dobra opinia poszła w Polskę. Trzeba tu jednak dodać, że autorzy, których SuperNOWA wydawała to nie byli debiutanci, a ukształtowani już pisarze, świadomi celów i drogi, jaka do nich prowadzi. Nie bez znaczenia było tu doświadczenie i wcześniejsza promocja większości tychże autorów na łamach „Nowej Fantastyki” — to w tym czasie miesięcznik ten prezentował najlepsze polskie teksty, tu publikowali Sapkowski, Dukaj, Huberath, Żerdziński.

Dzisiaj, po kolejnych dziesięciu latach, polska fantastyka znowu jest na topie. Dzięki czasopismom, internetowi i wyspecjalizowanym wydawnictwom mamy ponownie zalew debiutów, o książkach tych mówi się i pisze, osiągają niezłe nakłady, o których polscy pisarze głównonurtowi mogą tylko pomarzyć. Tu pojawia się aspekt, dotąd znany nam tylko z teorii, że sprzedaż decyduje o rankingu autorów. Sprzedaż pokazuje, czego chce czytelnik — choć nie zawsze jest to literatura ambitna, to jednak z tym kryterium trzeba się dzisiaj liczyć. Nie okłamujmy się, fantastyka jest literaturą popularną i większość ludzi kupuje ją dla rozrywki, dla paru godzin oderwania się od kłopotów dnia codziennego, dla zwykłego wytchnienia.

Wysokie nakłady mają Sapkowski, Pilipiuk, Ziemiański, przyzwoite — Wolski, Kossakowska, pozostałe polskie książki też nie sprzedają się na złym poziomie. Świadczą, że jest zainteresowanie i tu warto, wręcz trzeba, zastanowić się, jak ten popyt i zainteresowanie utrzymać na dłuższą metę, nie zaprzepaścić go.

Najważniejsza pułapka to jakość — wiadomo, że rzadko idzie w parze z ilością. Fenomen popularności Pilipiuka czy Ziemiańskiego może zniszczyć nadmiar ich książek na rynku, nie tylko zaczną konkurować ze sobą wzajemnie, ale i „opatrzą” się odbiorcy. Inaczej jest z Sapkowskim, który może się zżymać, że go tutaj stawiam w jednym z szeregu z typowo komercyjnymi projektami, ale jako handlowiec to zrozumie. W jego przypadku wydawca umiejętnie podgrzewa atmosferę oczekiwania na nową książkę autora „Wiedźmina” i chociaż trzeba czekać na nią trzy łata, to sukces jest murowany.

Promocja to także nowe zjawisko w polskiej fantastyce. Prasa, radio, coraz częściej telewizja, akcje w sieciach supermarketów czy Empików, plakaty, spotkania z pisarzami, akcje na konwentach — to wszystko napędza koniunkturę, ale i tu tkwi haczyk. Polecając każdą swoją nową książkę, wydawcy mogą doprowadzić do negacji i „uodpornienia” się na reklamę — zwłaszcza, że w dobie internetu każdy jest zarzucany hałdami reklamowych plików. Promocją słabszej książki można też w ogóle zniechęcić odbiorcę do pozostałej oferty wydawniczej.

Mamy więc boom na polską fantastykę, falę debiutów, jako wydawca dostaję co miesiąc jakąś propozycję lub maszynopis, wręcz nie sposób tego przerobić. Czasami mam wrażenie, że nagle połowa mieszkańców tego kraju stwierdziła, iż pisarstwo to jest ich wymarzony zawód i sposób na życie. Tymczasem nadal jest to ciężki kawałek chleba i żeby wyżyć z pisarstwa, trzeba sprzedawać kilkanaście tysięcy egzemplarzy swoich książek rocznie, a większość autorów może tylko o tym pomarzyć — dzisiaj średnia sprzedaż to tysiąc egzemplarzy i zarobek na tym niewielki, niewspółmierny do włożonego czasu i wysiłku. Ale i tu doczekaliśmy się sytuacji, jaka od lat panuje na rynkach zachodnich. Prawdziwych full time writerów mamy ledwie paru i w większości klepią biedę (co pasuje do klasycznego wizerunku literata). Pozostali pracują zawodowo, a piszą w wolnych chwilach.

W tym zalewie nowych pisarzy fantastów tylko kilku posiada podstawowe umiejętności warsztatowe, nad większością tekstów trzeba mocno pracować ołówkiem. Mam jednak wrażenie, że niewielu wydawców zdaje sobie sprawę z konieczności pracy redakcyjnej. To przyblokować może rozwój wielu autorów, bo nawet świetne pomysły można zaprzepaścić, nie potrafiąc ich ująć w ramy narracyjne. To kolejny słaby punkt.



Jak wygląda polska fantastyka przez pryzmat piątych „Wizji”?

Wydaje mi się, że to interesujący wybór, dający prawdziwy przekrój autorów, tematów i stylów. Pisałem przy okazji któregoś z wcześniejszych tomów, że to rodzaj raportu o stanie polskiej fantastyki. I tak chyba jest. Udało mi się zebrać oryginalne opowiadania od dwunastu czołowych polskich autorów fantastyki. Są wśród nich pisarze doświadczeni, z dorobkiem kilkunastu nawet książek, są i tacy, co mają ledwie kilka opublikowanych opowiadań, jednak dopracowali się już ciekawego, własnego stylu.

Nie brak tu nazwisk z czołówek list bestsellerów, są też autorzy oczekujący, aby tam się dostać. Debiutują w antologii: Kułakowska, Orbitowski, Pilipiuk i Uznański, największy „staż” mają Grzędowicz i Inglot.

Pod względem tematyki ta antologia wydaje mi się „najpełniejsza” i najbardziej urozmaicona w porównaniu z poprzedniczkami. Ale to też jest znak czasów. Gdy zabierałem się za pierwsze „Wizje”, wszyscy zachłystywali się wolnością, zniesieniem cenzury i dominowały opowiadania polityczne i socjologiczne. Rysowała się też tematyka religijna, która dominowała w następnym tomie i oddzielnej mojej antologii, „Czarnej mszy”. Teraz mamy największe zróżnicowanie gatunków i stylów.

Po raz pierwszy prezentuję cyberpunkowe klimaty — w Ameryce ten gatunek wydaje się być już wymarły, ale wspaniale ewoluuje w Wielkiej Brytanii i sięga się po niego w Polsce — wróżę mu przyszłość na naszym rynku, zwłaszcza przy lawinowym rozwoju internetu. Jest groza i horror, obecne w opowiadaniach Orbitowskiego, Kossakowskiej i Szolc, w dodatku wszystkie te opowiadania niosą ze sobą jeszcze głębsze przesłania. Są historie alternatywne — wspaniałym przykładem jest nowela Grzędowicza, są humoreski fantastyczne (Wolski, Pilipiuk i Ziemiański), jest tradycyjna, bebechowata science fiction (Uznański), jest wreszcie proza aluzyjna, mitologiczna (Kułakowska). Nie mogłoby w takim zbiorze zabraknąć futurologicznych prognoz, takie są opowiadania Szydy i Inglota. Co ciekawe, oba teksty powstały na fali obaw o los i przyszłość Polski po przystąpieniu do Unii Europejskiej. To też typowe dla Polaków — najpierw wybierają demokratycznie taką opcję, a dopiero później przychodzi obawa i refleksja, czy aby nie wybrali źle.

Wszystkie opowiadania zabierają nas na wycieczkę w nieznane, w światy tajemnicze, groźne, interesujące lub fascynujące. Wszystkie malują niezwykłe wizje alternatywnej przyszłości i choć niekoniecznie te proroctwa wydają się atrakcyjne dla człowieka współczesnego, to trzeba przyznać, że dwunastu gniewnych prekognitów zabiera nas w dwanaście wspaniałych światów.

Wojtek Sedeńko, Olsztyn, 15 kwietnia 2004 r.





Krzysztof Kochański





Muzykanci według Picassa





— Roza Za? Co byś powiedziała na „Pe”?

— „Pe”? Dzisiaj?

— Tak myślałam, że o niczym nie wiesz. No to siadaj wygodnie, kochanie, szkoda byłoby twojego pysznego ciała, gdyby wylądowało na podłodze. Siedzisz? No to słuchaj: DZIŚ PRZYJEŻDŻAJĄ MUZYKANCI!

— Ci Muzykanci?

— A znasz jakichś innych? — Niemożliwe!

— Możliwe, możliwe. Grają w „Penelopie”, a ja mam wejściówki.

— Uuuuu! Nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę! Nasturcja już wie? Rozumiem, że idzie z nami?

— Wejściówki mam trzy. Mówi ci to coś? Jak nie, to pomyśl. Pa!

Połączenie przerwane. Lilia zamyka kopertę, przekręca pasek, na płytce pojawia się cyferblat. Tło zegarka jest niebieskie, wskazówki żółte. Miało być odwrotnie. Nieważne. Na co komu zegarki? I tak, siostro, średniego wieku nie dożyjesz… Ze śmiertelną powagą ogląda w lustrze siedemnastoletnie nagie ciało i niespodziewanie czuje dreszcz podniecenia.

— Boże, jaką cudowną mnie stworzyłeś! — mówi z wdzięcznością do lustrzanego odbicia, jakby uosabiało samego Stwórcę.

Zarzuca puszystymi włosami, przypominającymi pognieciony karto...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin