Ruiny Gorlanu 1.pdf

(110 KB) Pobierz
PROLOG
Morgarath, władca Gór Deszczu i Nocy,
niegdysiejszy baron Gorlanu w królestwie
Araluen,
wodził wzrokiem dookoła, spoglądając na
ponury krajobraz swego jałowego i
spłukanego
deszczem królestwa i przeklinał pod
nosem; przeklinał nie pierwszy i nawet nie
tysięczny już
raz.
Oto, co mu pozostało - poszarpane
krawędzie granitowych stoków, skaliste
rumowiska,
pokryte śniegiem szczyty gór. Tylko
kamienna pustynia, głazy i żwir na
przełęczach, bez
jednego drzewa lub choćby skrawka zieleni,
który przełamałby jałową monotonię.
Choć minęło już piętnaście lat, odkąd
zmuszony został wycofać się na to
przeklęte pustkowie,
które stało się jego więzieniem, wciąż
doskonale pamiętał bujne, zielone łąki i
porośnięte
gęstym lasem wzgórza krainy, którą władał
1
za dawnych czasów. W strumieniach roiło
się od
ryb, pola wydawały obfite plony, zaś
puszcza pełna była zwierzyny. Gorlan był
przepięknym
miejscem, w którym aż chciało się żyć. Góry
Deszczu i Nocy to w porównaniu z nim
martwe
pustkowie.
Poniżej, na zamkowym dziedzińcu, oddział
wargalów odbywał musztrę. Morgarath
spoglądał
na nich przez kilka sekund, nasłuchując
gardłowego, rytmicznego pomruku,
towarzyszącego
każdemu ich ruchowi. Były to masywnie
zbudowane, przysadziste i niekształtne
stwory,
przypominające wyglądem ludzi. Jednak ich
wydatne szczęki przywodziły na myśl
dzikie
bestie, zaś łapy wyposażone były w pazury,
niczym u niedźwiedzia albo wielkiego psa.
Wargalowie unikali kontaktów z ludźmi,
żyjąc i mnożąc się w tych odległych górach
od
2
niepamiętnych czasów. Gdy Morgarath,
knując plany buntu przeciwko władzy
królewskiej,
opuścił swe lenno Gorlan i udał się na ich
poszukiwanie, nikt z najstarszych nawet
mieszkańców
królestwa Araluen nie widział żadnego
wargala na własne oczy. Wciąż jednak
jeszcze
krążyły pogłoski i legendy o dzikim
plemieniu półrozumnych bestii, żyjących na
pustkowiach.
Jeśli takie stwory istniały, mogły zapewnić
mu przewagę, której bardzo potrzebował w
planowanych zmaganiach wojennych.
Trwało to całe miesiące, ale w końcu trafił
na ich ślad. Poza pojedynczymi pomrukami,
które
nie przypominały żadnego słowa,
wargalowie nie mieli własnego języka; ich
prymitywne
umysły jakoś porozumiewały się,
bezpośrednio wymieniając między sobą
proste myśli. Jednak
pomimo tych niezwykłych uzdolnień,
wargalowie byli istotami jedynie w pewnej
3
mierze
rozumnymi, obdarzonymi ledwie zalążkiem
inteligencji. Tym łatwiej było zapanować
nad nimi
komuś, kto górował siłą umysłu i woli.
Morgarath podporządkował sobie bestie,
tworząc tym
samym armię doskonałą dla swych potrzeb.
Wargalowie byli szpetni ponad wszelkie
wyobrażenie, całkowicie bezlitośni i
bezwarunkowo posłuszni jego
wypowiadanym w myśli
rozkazom.
Teraz, gdy na nich spoglądał, wspomniał
rosłych rycerzy w lśniących zbrojach,
którzy niegdyś
walczyli w turniejach na zamku Gorlan i
odziane w jedwabne suknie damy, które
okrzykami
zachęcały ich do boju lub wyrażały swój
zachwyt dla ich zręczności. Barwne
wspomnienia oraz
widok tych porośniętych czarnym włosiem,
pokracznych stworzeń sprawiły, że znów
zaklął.
Wargalowie, przywykli nasłuchiwać jego
4
myśli, wyczuli gniew swego pana i zamarli
w
bezruchu, nie wiedząc, co czynić. To
rozwścieczyło go jeszcze bardziej. Polecił
im wznowić
musztrę: znów rozległo się miarowe
zawodzenie.
Morgarath odszedł od nieoszklonego okna,
bliżej ognia, który jednak nie mógł uporać
się z
wilgocią i chłodem tego ponurego
zamczyska. Piętnaście lat - powtórzył w
myślach raz jeszcze.
Piętnaście lat, odkąd wystąpił przeciwko
nowo ukoronowanemu królowi Dun-
canowi, który
był wówczas zaledwie dwudziestoletnim
młodzieńcem. Przygotowania do tego kroku
wszczął
znacznie wcześniej, jeszcze za życia starego
króla, który zaczynał już wtedy
niedomagać.
Liczył, że po śmierci władcy na zamku
zapanuje chaos, trudno będzie zjednoczyć
baronów,
dzięki czemu on, Morgarath, będzie mógł
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin