Kate Hewitt - Ksiezniczka Elena.pdf
(
828 KB
)
Pobierz
Kate Hewitt
Księżniczka Elena
Tłumaczenie
Hanna Urbańska
@kasiul
ROZDZIAŁ PIERWSZY
‒ Coś jest nie tak.
Elena Karras, królowa Tallii, led
wo zarejestrowała głos królewskiego stewarda,
kiedy schodząc po schodach królewskiego samolotu, ujrzała mężczyznę w ciemnym
garniturze i o zagadkowym wyrazie twarzy.
‒ Kró
lowa Elena. Witam w Kadarze.
‒ Dzię
kuję.
Ukłonił się i wskazał na jeden z trzech uzbrojonych SUV-ów zaparkowanych na
lotnisku.
‒
Będziemy pani towarzyszyć w podróży. – Jego głos był szorstki, ale uprzejmy.
Odsunął się, żeby zrobić jej miejsce. Elena ruszyła w stronę samochodów z uniesio-
nym podbródkiem.
Nie oczekiwała żadnych specjalnych ceremoniałów z okazji jej zbliżającego się
małżeństwa z szejkiem Azizem al Bakirem, ale spodziewała się czegoś więcej niż
kilku ochroniarzy i samochodów o przyciemnionych szybach.
Potem przypomniała sobie, że szejk Aziz z powodu niespokojnej atmosfery w Ka-
darze chciał utrzymać jej przyjazd w tajemnicy. Odkąd miesiąc temu zasiadł na tro-
nie, doszło do kilku aktów nieposłuszeństwa. Kiedy widzieli się ostatni raz, zapewnił
ją, że to już przeszłość, ale pewnie środki bezpieczeństwa nie były nie na miejscu.
Potrzebowała tego małżeństwa tak samo jak szejk. Led
wie go znała, spotkali się
zaled
wie kilka razy, ale potrzebowała męża w równym stopniu, jak on potrzebował
żony.
Na gwałt.
‒ Tędy, wa
sza wysokość.
Mężczyzna, który wyszedł jej na spotkanie, odprowadził ją do samochodu. Wokół
nich panowały ciemności i było zimno. Otworzył przed nią drzwi auta. Elena uniosła
głowę i zapatrzyła się na grafitowe, upstrzone gwiazdami niebo.
‒ Kró
lowo.
Na dźwięk przerażonego głosu namiestnika z królewskiego samolotu „Kadaran”
zesztywniała. Dotarło do niej, co powiedział wcześniej; coś jest nie tak.
Zaczęła się odwracać, kiedy poczuła czyjąś dłoń na plecach.
‒ Wsia
daj do samochodu, wasza wysokość.
‒ Mo
mencik – wymamrotała i udała, że wytrzepuje kamyk z buta. Zyskała kilka
sekund. Jej umysł ogarnęła panika, którą pokonała czystą siłą woli. Zaczęła inten-
sywnie myśleć. Z jakiegoś powodu coś poszło bardzo nie tak. Zamiast ludzi Aziza na
spotkanie wyszedł jej ten nieznajomy. Kimkolwiek był, wiedziała, że musi się od nie-
go uwolnić. Zaplanować ucieczkę – w ciągu najbliższych kilku sekund.
‒ Wa
sza wysokość. – W głosie mężczyzny wyczuła niecierpliwość. Położył dłoń na
jej plecach. Elena wzięła głęboki oddech, zrzuciła buty i zaczęła biec.
Kiedy biegła, na twarzy czuła ostry piasek. Usłyszała dobiegający jej zza pleców
dźwięk. Czyjaś dłoń chwyciła ją w talii i uniosła do góry.
Nawet wtedy walczyła. Kopała i szarpała się, ale mężczyzna był niewzruszony jak
skała. Pochyliła się do przodu, obnażając zęby i usiłowała znaleźć odsłonięty kawa-
łek ciała, w który mogłaby się wgryźć.
Kopnęła mężczyznę w kolano, po czym podcięła mu nogę. Obydwoje padli na zie-
mię.
Upadek trochę ją spowolnił, ale podniosła się w kilka sekund. Mężczyzna rzucił
się na nią i skutecznie uwięził pod ciężarem swojego ciała.
‒
Podziwiam twojego ducha, wasza wysokość – wymamrotał zachrypniętym gło-
sem – podobnie jak upór. Ale obawiam się, że jest to nieuzasadnione.
Elena zamrugała, usiłując się pozbyć piasku z oczu. Nie uciekła zbyt daleko.
Mężczyzna przewrócił ją na plecy i zakleszczył jej głowę. Spojrzała na niego
z walącym sercem. Wyglądał jak szykująca się do skoku pantera. Jego oczy miały
urzekający odcień bursztynu, a twarz była jak wyrzeźbiona dłutem. Elena czuła cie-
pło i siłę jego ciała. Był silny, autorytatywny i niebezpieczny.
‒
Nie miałaś szans, żeby dobiec to samolotu – powiedział zdradziecko miękkim
głosem – a nawet jeśli, załoga jest moja.
‒ Moi ochro
niarze…
‒ Prze
kupieni.
‒ Ste
ward…
‒ Bez
silny.
Patrzyła mu w oczy, usiłując pokonać strach.
‒ Kim je
steś? ‒ zapytała.
Uśmiechnął się z szaleństwem w oczach.
‒ Przy
szłym władcą Kadaru.
Nagle stoczył się z niej, podniósł i ścisnął jej nadgarstek. Trzymając jej ramię,
prowadził ją do samochodu, gdzie czekało dwóch innych mężczyzn w czarnych gar-
niturach i o nieprzeniknionych wyrazach twarzy. Jeden z nich otworzył tylne drzwi,
a jej arogancki porywacz, kimkolwiek był, ukłonił się kpiąco.
‒ Pro
szę przodem, wasza wysokość.
Spojrzała na mężczyznę, który obserwował ją z rozbawieniem.
‒ Po
wiedz mi, kim naprawdę jesteś.
‒
Już ci powiedziałem, wasza wysokość. Moja cierpliwość ma granice – mówił
uprzejmie, ale zagrożenie nie minęło. W bursztynowych oczach mężczyzny widziała
zimne rozbawienie, ale żadnej litości czy współczucia. Wiedziała, że nie ma wyjścia.
Wsiadła do samochodu. Mężczyzna wślizgnął się za nią. Elena usłyszała trzask
zamka elektrycznego. Rzucił jej buty na kolana.
‒ Mo
żesz ich potrzebować. – Głos miał niski i pozbawiony akcentu, jednak było
jasne, że jest Arabem. Kadarczykiem. Jego skóra miała odcień głębokiego brązu,
włosy były czarne jak atrament, a kości policzkowe ostre jak brzytwy.
Myśl, powiedziała do siebie. Rozsądek był silniejszy niż strach. Mężczyzna musiał
być jednym z buntowników, o których mówił jej Aziz. Powiedział, że jest przyszłym
władcą Kadaru, co oznaczało, że dybał na jego tron. Z pewnością porwał ją, żeby
nie dopuścić do ich ślubu – a może nie wiedział o zastrzeżeniach zawartych w testa-
mencie ojca Aziza?
Elena dowiedziała się o nich, kiedy kilka tygodni temu poznała Aziza na przyjęciu
dyplomatycznym. Jego ojciec, szejk Haszem, niedawno zmarł, a Aziz zażartował
sardonicznie, że teraz potrzebuje żony. Elena nie była pewna, czy mówi serio, ale
jego spojrzenie było poważne. Szef jej rady, Andreas Markos, koniecznie chciał usu-
nąć ją z urzędu. Twierdził, że taka młoda i niedoświadczona kobieta nie nadaje się
do rządzenia i zagroził, że na następnym zebraniu rady Tallii zorganizuje głosowa-
nie w celu obalenia monarchii. Ale jeżeli miałaby już wtedy księcia małżonka…
Markos nie mógłby się jej pozbyć.
A ludzie uwielbiali śluby, szczególnie królewskie. Lud Tallii miał dla niej dużo sym-
patii – to był jedyny powód, dla którego Markos nie próbował się jej pozbyć wcze-
śniej. Popularność i królewskie wesele umocniłyby jej pozycję.
Był to desperacki krok, ale Elena była zdesperowana. Kochała swój kraj i swoich
ludzi i chciała pozostać ich królową – ze względu na nich i ze względu na swojego
ojca, który oddał życie, żeby mogła zostać władczynią.
Następnego ranka wysłała więc list do Aziza, proponując spotkanie. Przystał na
nie, zatem pospiesznie i szczerze wyjaśnili sobie swoje zamiary. Elena potrzebowa-
ła męża, żeby zadowolić swoją radę, natomiast Aziz musiał się ożenić w ciągu naj-
bliższych sześciu tygodni, by nie utracić tronu. Zgodzili się na małżeństwo bez miło-
ści, z rozsądku, które zapewniłoby im potomków, zarówno dla Kadaru, jak i dla Tal-
lii.
Ale najpierw musiał się odbyć ślub. A żeby do tego doszło, musiała uciec.
Nie mogła się wydostać z samochodu, więc czekała. Obserwowała. I poznawała
zwyczaje wroga.
‒ Jak masz na imię? ‒ za
pytała. Mężczyzna nawet na nią nie spojrzał.
‒ Na
zywam się Khalil.
‒ Dla
czego mnie porwałeś?
‒ Je
steśmy prawie na miejscu, wasza wysokość. Tam odpowiem na wszystkie two-
je pytania.
Niech będzie. Mogła poczekać. Zachowa spokój i jeżeli będzie miała okazję odzy-
skać wolność, nie przegapi jej. Mimo wszystko strach jej nie opuszczał. Ten parali-
żujący rodzaj strachu nie był jej obcy.
Nie, tym razem będzie inaczej. Już ona się o to postara. Była królową, nawet je-
żeli nie mogła zasiąść na tronie. Była zaradna, odważna i silna. W jakiś sposób wy-
dobędzie się z kłopotów. Nie pozwoli na to, żeby byle buntownik zniszczył jej mał-
żeństwo… Ani ukrócił jej panowanie.
Khalil al Bakir zerk
nął na siedzącą obok niego kobietę. Siedziała z wyprostowa-
nymi plecami i uniesionym podbródkiem, ale w oczach czaił się strach.
Niechętnie przyznał, że czuje podziw dla młodej królowej. Jej próba ucieczki była
nierozważna i żałosna, ale również odważna, co sprawiło, że poczuł do niej sympa-
tię. Wiedział, jak to jest być więźniem. Wiedział również wszystko o nieposłuszeń-
stwie. Kiedy był małym chłopcem, sam przecież wielokrotnie usiłował uciec swoje-
mu gnębicielowi, Abdulowi-Hafizowi, mimo że wiedział, że jego wysiłki spełzną na
niczym. Na pustyni nie było zbyt wielu bezpiecznych kryjówek dla małego chłopca.
A jednak próbował i walczył – a walka była przypomnieniem, że jeszcze żyje i ma
Plik z chomika:
jerzyk52
Inne pliki z tego folderu:
Angela Bissell - Irresistible Mediterranean Tycoons 02 - Tydzień na Lawendowej Wyspie.pdf
(703 KB)
Carol Marinelli - The Ruthless Devereux Brothers 02 - Boże Narodzenie w Nowym Jorku.pdf
(806 KB)
Kate Hewitt - Ksiezniczka Elena.pdf
(828 KB)
Abby Green - Burza na pustyni.pdf
(721 KB)
Dani Collins - Bound to the Desert King 03 - Wybranka szejka.pdf
(706 KB)
Inne foldery tego chomika:
Dokumenty
filmy z lektorem
harlequin 2018
harlequin 2019
harlequin 2021
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin