Alejo Carpentier - Królestwo z tego świata.pdf

(457 KB) Pobierz
Alejo Carpentier
KRÓLESTWO Z TEGO
ŚWIATA
Przełożyła
KALINA WOJCIECHOWSKA
czytelnik Warszawa 1968
PRZEDMOWA
…Co należy rozumieć przez owo przeobrażenie się w wilki, to że istnieje pewna
choroba, zwana przez lekarzy
mania lupina…
Los trabajos de Persiles y Segismunda
Przy końcu roku 1943 szczęśliwy traf pozwolił mi zwiedzić królestwo Henri
Christophe’a (ruiny pałacu Sans-Souci, tak pełne poezji; imponująco
nietkniętą, mimo piorunów i trzęsień ziemi, Cytadelę La Ferrière) i poznać
normandzką jeszcze wówczas Ciudad del Cabo (Le Cap Français dawnej
kolonii), gdzie jedna z ulic o niesłychanie długich balkonach prowadzi do
pałacu,
niegdyś
zamieszkałego
przez
Paulinę
Bonaparte.
Odczułem
atmosferę najprawdziwszych czarów na ziemiach Haiti, odnalazłem magiczne
znaki na czerwonych drogach Mesety Centralnej, słyszałem bębny obrządku
Petro i Rada – i to wszystko kazało mi porównać tę świeżo przeżytą cudowną
rzeczywistość
z
nużącymi
próbami
ożywienia
elementu
cudowności,
charakteryzującymi pewne literatury europejskie ostatnich lat trzydziestu.
Cudowności poszukiwanej poprzez wyblakłe klisze lasu Broceliandy, Rycerzy
Okrągłego Stołu, Czarodzieja Merlina i Cyklu Artura; żałośnie sugerowanej
przez postacie z jarmarcznych widowisk (czyż nigdy nie znudzą się młodym
poetom francuskim zjawiska i pajace z
fête foraine,
z którymi już Artur
Rimbaud pożegnał sią w swojej Alchemii Słowa?); cudowności uzyskiwanej
dzięki sztuczkom prestidigitatorskim, przez łączenie przedmiotów, które
nader
rzadko
zwykły
sią
spotykać
parasola
z
stara
i
podstępna
do
szycia
historia
na
stole
przypadkowego
spotkania
maszyną
prosektorium, historia, z której biorą swój początek oglądane na wystawach
surrealistycznych gronostajowe łyżeczki, ślimaki w zmokłej na deszczu
taksówce czy lwia głowa wykwitająca z łona wdowy. Albo jeszcze przykłady z
literatury: król z „Juliette’y” Sade’a, super-samiec Jarry’ego, mnich Lewisa
lub mrożące krew w żyłach rekwizyty czarnej powieści angielskiej: widma,
zamurowani żywcem księża, ręce przybite nad bramą zamku.
Ale, chcąc za wszelką cenę ożywić cudowność, taumaturgowie popadają w
biurokrację. Przyzywana mocą wiadomych formułek, zmieniających pewne
obrazy w nudną rupieciarnię zegarków o konsystencji ciągutek, manekinów
krawieckich, niejasnych posągów fallicznych, cudowność pozostaje w
parasolu lub languście, czy maszynie do szycia na stole sekcyjnym,
wewnątrz smętnego pokoju, na skalistej pustyni. Ubóstwem wyobraźni,
mawiał Unamuno, jest uczyć się na pamięć kodeksów. A dziś istnieją
kodeksy
fantazji
w
oparte
na
zasadzie
osła
pożeranego
jako
przez
figę
i
proponowanego
„Pieśniach
Maldorora”
szczytowa
inwersja
rzeczywistości; kodeksy, którym zawdzięczamy wiele „dzieci zagrożonych
przez słowiki” i „koni pożerających ptaki” André Massona. Ale proszę
zauważyć, że gdy André Masson chciał narysować puszczę nà wyspie
Martynice, z niewiarogodną plątaniną roślin i nieprzyzwoitym pomieszaniem
niektórych owoców, cudowna prawda tematu pożarła malarza, pozostawiając
go niemal bezsilnym w obliczu pustego papieru. I dopiero malarz
amerykański, Kubańczyk, Wilfredo Lam, potrafił ukazać nam magią
roślinności tropikalnej, nieokiełznane Tworzenie Form naszej przyrody – z
całym bogactwem jej metamorfoz i symbioz na monumentalnych obrazach,
jedynych w swoim wyrazie, jeśli chodzi o malarstwo współczesne. Wobec
żenującego ubóstwa wyobraźni takiego Tanguy na przykład, który od
dwudziestu pięciu lat maluje te same kamienne larwy pod tym samym
szarym niebem, mam ochotę powtórzyć pewne zdanie, które w taką dumą
wbijało surrealistów pierwszego wypieku: „Vous
qui ne voyez pas, pensez à
ceux qui voient”
1
.
Jeszcze zbyt wielu jest „młodzieńców, którzy znajdują
przyjemność w gwałceniu pięknych kobiet w chwilę po ich śmierci”
(Lautréamont) nie spostrzegając, że element cudowny tkwiłby w gwałceniu
ich za życia. Ale fakt, że wielu ludzi zapomina, przebierając się za magów
tanim kosztem, że cudowność zaczyna być autentyczna, kiedy powstaje z
pewnej nieoczekiwanej przemiany rzeczywistości (cud), z uprzywilejowanego
sposobu
dostrzegania
rzeczywistości,
z
oświetlenia
niezwykłego
lub
faworyzującego niezauważone bogactwa rzeczywistości, z rozszerzenia skał i
kategorii
rzeczywistości
dostrzeganych
ze
szczególną
intensywnością,
wypływającą z egzaltacji ducha, która go doprowadza do pewnego rodzaju
„stanu krańcowego”. Przede wszystkim poczucie cudowności zakłada
istnienie wiary. Tych, którzy nie wierzą w świętych, nie uleczą cuda
świętych, a ci, co nie są Don Kichotami, nie potrafią wejść, ciałem i duszą, i
z wszystkimi swymi dobrami, w świat „Amadisa z Gauli” lub „Tirante en
Blanco”. Przedziwnie wiarygodne są pewne zdania Rutilia o ludziach z
„Trudów Persilesa i Segismundy”, przemienionych w wilki, bo w czasach
Cervantesa wierzono w ludzi dotkniętych „manią wilczą”. Tak jak w „podróż”
bohatera z Toskanii do Norwegii na płaszczu czarownicy. Marco Polo
1
Wy, którzy nie widzicie, pomyślcie o tych, co widzą.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin