Connelly Michael - Bosch 09 Zagubiony blask.pdf

(1013 KB) Pobierz
Mi​cha​el Con​nel​ly
ZA​GU​BIO​NY BLASK
Prze​ło​żył
Woj​ciech M. Próch​nie​wicz
Dla:
No​ela,
Me​gan,
Sam,
De​vi​na,
Mad​die,
Mi​cha​ela,
Bren​da​na,
Con​no​ra,
Cal​lie
Ra​chel
Mag​gie
i
Ka​tie.
Co weź​miesz do ser​ca, zo​sta​nie w nim na za​wsze.
Po​wie​dzia​ła mi to pew​na ko​bie​ta. Po​dob​no to cy​tat z wier​sza, w któ​re​go treść wie​rzy​ła.
Ona ro​zu​mia​ła to tak: je​śli rze​czy​wi​ście weź​miesz so​bie coś do ser​ca, na​praw​dę umie​ścisz
w tych czer​wo​nych, ak​sa​mit​nych zwo​jach, bę​dziesz no​sić to już za​wsze. Co​kol​wiek się
sta​nie, za​wsze bę​dzie tam cze​ka​ło. We​dług niej może to być co​kol​wiek – oso​ba, miej​sce,
sen. Cel w ży​ciu. Coś świę​te​go. Po​wie​dzia​ła tak​że, że w tych zwo​jach wszyst​ko się łą​czy.
Za​wsze. Wszyst​ko jest jed​no​ścią i zo​sta​je tam na za​wsze, pul​su​jąc zgod​nie z ryt​mem ser​-
ca.
Mam pięć​dzie​siąt dwa lata i na​dal w to wie​rzę. Pa​mię​tam o tym w nocy, kie​dy pró​bu​ję
za​snąć, ale nie mogę. Wte​dy wszyst​kie ścież​ki zda​ją się łą​czyć i wi​dzę lu​dzi, któ​rych ko​-
cha​łem, nie​na​wi​dzi​łem, któ​rym po​ma​ga​łem i któ​rych ra​ni​łem. Wi​dzę się​ga​ją​ce ku mnie
dło​nie. Sły​szę bi​cie ser​ca i do​brze wiem, co mam ro​bić. Mam cel w ży​ciu i je​stem świa​do​-
my, że nie mogę ani za​wró​cić, ani zmie​nić dro​gi. I wła​śnie wte​dy wiem, że co weź​miesz
do ser​ca, zo​sta​nie w nim na za​wsze.
1
Ostat​nią rze​czą, ja​kiej spo​dzie​wał​bym się po Ale​xan​drze Tay​lo​rze, było to, że sam otwo​-
rzy mi drzwi. Sta​wia​ło to pod zna​kiem za​py​ta​nia wszyst​ko, co wie​dzia​łem do​tąd o Hol​ly​-
wo​od. Zda​wa​ło mi się, że fa​cet, któ​re​go fil​my za​ro​bi​ły mi​liar​dy do​la​rów, ni​g​dy ni​ko​mu
sam drzwi nie otwie​ra. Po​wi​nien prze​cież mieć za​trud​nio​ne​go na pe​łen etat odźwier​ne​go
w li​be​rii, któ​ry wpu​ścił​by mnie, i to do​pie​ro po do​kład​nym spraw​dze​niu mo​jej toż​sa​mo​ści
oraz usta​le​niu, czy je​stem umó​wio​ny. Po​tem prze​ka​zał​by mnie ka​mer​dy​ne​ro​wi albo po​ko​-
jów​ce. Ta za​pro​wa​dzi​ła​by mnie do pana domu, stą​pa​jąc przede mną bez​sze​lest​nie jak pa​-
da​ją​cy śnieg.
Lecz w po​sia​dło​ści przy Crest Road w Bel-Air ni​ko​go ta​kie​go nie było. Bra​ma była
otwar​ta. A kie​dy za​par​ko​wa​łem na pod​jeź​dzie i za​pu​ka​łem do drzwi, otwo​rzył mi sam
mistrz kina ak​cji i wpro​wa​dził do wnę​trza o wy​mia​rach chy​ba żyw​cem sko​pio​wa​nych z
ter​mi​na​lu lot​ni​ska mię​dzy​na​ro​do​we​go w Los An​ge​les.
Tay​lor był du​żym fa​ce​tem. Miał po​nad metr osiem​dzie​siąt i wa​żył pew​nie ze sto trzy​-
dzie​ści kilo. Wy​glą​dał przy tym nie​źle, z kę​dzie​rza​wą brą​zo​wą czu​pry​ną i kon​tra​stu​ją​cy​mi
z nią nie​bie​ski​mi ocza​mi. Za​rost na pod​bród​ku przy​da​wał mu nie​co ar​ty​stycz​ne​go wy​ra​fi​-
no​wa​nia, choć bran​ża, w któ​rej pra​co​wał, nie​wie​le mia​ła wspól​ne​go ze sztu​ką.
Ubra​ny był w mięk​ki błę​kit​ny dres, na oko droż​szy niż całe moje ubra​nie. Wo​kół szyi –
cia​sno owi​nię​ty bia​ły ręcz​nik z koń​ca​mi wpusz​czo​ny​mi pod blu​zę. Po​licz​ki miał ru​mia​ne
i cięż​ko od​dy​chał. Naj​wy​raź​niej w czymś mu prze​szko​dzi​łem, bo wy​da​wał się nie​co roz​-
tar​gnio​ny.
Przy​je​cha​łem do nie​go w moim naj​lep​szym ja​sno​sza​rym, jed​no​rzę​do​wym gar​ni​tu​rze,
za któ​ry trzy lata temu da​łem ty​siąc dwie​ście do​la​rów. Nie no​si​łem go od do​brych dzie​-
wię​ciu mie​się​cy i po wy​cią​gnię​ciu z sza​fy mu​sia​łem oczy​ścić ma​ry​nar​kę z ku​rzu. By​łem
świe​żo ogo​lo​ny i wie​dzia​łem, cze​go chcę, pierw​szy raz od wie​lu mie​się​cy od​kąd od​wie​si​-
łem ten gar​ni​tur na wie​szak.
– Pro​szę – po​wie​dział Tay​lor. – Wszy​scy mają dzi​siaj wy​chod​ne, a ja wła​śnie ćwi​czy​-
łem. Na szczę​ście si​łow​nia jest bli​sko, bo ina​czej w ogó​le bym pana nie usły​szał. To duży
dom.
Cof​nął się za​pra​sza​ją​co. Nie po​dał mi ręki. Pa​mię​tam, że czte​ry lata temu, kie​dy go po​-
zna​łem, też tego nie zro​bił. Ru​szył pierw​szy, mnie zo​sta​wia​jąc za​mknię​cie drzwi.
– Może po​roz​ma​wia​my, kie​dy będę ćwi​czył na ro​we​rze? Chciał​bym skoń​czyć.
– Oczy​wi​ście.
Szli​śmy przez mar​mu​ro​wy hol, Tay​lor trzy kro​ki przede mną, jak​bym na​le​żał do jego
or​sza​ku. Wi​docz​nie tak mu było wy​god​nie, a mnie to nie prze​szka​dza​ło. Przy​naj​mniej
mo​głem się ro​zej​rzeć.
Sze​reg okien po le​wej stro​nie wy​cho​dził na wy​pie​lę​gno​wa​ny, świad​czą​cy o bo​gac​twie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin