Bianca D'Arc - Rare Vintage.pdf

(466 KB) Pobierz
Rare Vintage –
Rzadki Rocznik
Rozdział 1
Kelly oparła się o swój fotel biurowy, wpatrując się w ekran komputera.
Ciężkie westchnienie poruszyło kosmyki włosów na jej czole. Sprawy w
winnicy od powrotu wampirzego Mistrza regionu, Marca Latour, ruszyły do
przodu. Cóż,
przynajmniej według niej.
Przeklęty człowiek wydawał się być tam za każdym razem, gdy ona odwracała
się - patrząc na nią tymi ciemnymi, tajemniczymi i starożytnymi oczyma.
Pracowała wieczorami – w większości godzin na wezwanie, kiedy jej najlepsza
przyjaciółka, Lissa i jej nowy mąż, Atticus, potrzebowali jej - przynajmniej
miała kilka cennych chwil w świetle dziennym, gdy Marc nie mógł osaczyć jej.
Tylko ostatniej nocy wychwalał się cholernie żółtym Lamborghini przed nią,
znów zwiększając obroty silnika, tak jak wtedy, gdy przywiózł go do dwunasto-
garażowej rezydencji.
- Po prostu biorę swój samochód na przejażdżkę, ma petite - Zadzwonił do niej z
fotela kierowcy. - Nie chcesz dołączyć do mnie?
- Nie, dziękuję. – Starała się być twarda, jak to możliwe i odwróciła się, gdy ten
zaśmiał się. Najtrudniejsze było dla niej nie to, że nie lubiła jeździć drogimi
maszynami. Chodziło o człowieka, którego musiała unikać, jeśli chciała
zachować swój zdrowy rozsądek.
Minutę później usłyszała ryk sportowego samochodu na podjeździe. Marc
rozwścieczył ją. Próbował dać jej ten samochód, jako dar, którego ona
kategorycznie musiała odmówić. Był jak pies z kością - a ona była jedną, której
nerwy były przeżuwane.
Kelly przeprowadziła się do jednego z wielu pokoi w rezydencji kilka tygodni
po ślubie Atticusa i Lissy. Jej wynajem małego mieszkanka w mieście skończył
się – i skorzystała z okazji do wyprowadzenia się. Nigdy nie cieszyła się z
godzinnego dojazdu - w każdą stronę – z miasta do winnicy. Pracowała dla Lissy
i Atticusa - na Tłumaczy:Diana82 Beta: doktorek22
Strona - 2 -
krótko przed ślubem ,jako asystent małżonków. To miało sens - przenieść się do
rezydencji, w której pracowała, z jedną z jej najlepszych przyjaciół. Oni na
pewno mieli dużo miejsca w tym wielkim budynku.
Sprawy toczył się dobrze, do czasu gdy Marc pokazał się ze swoim żółtym
sportowym samochodem i walizką. Marc podobno stawał sie na swój sposób
despotyczny, gdy musiał przenieść się do przyjaciela, podczas gdy jego własny
dom był odnawiany. Atticus i Marc byli długoletnimi współpracownikami i
bliskimi przyjaciółmi.
Byli też nieśmiertelni.
Oni znali się dłużej, niż Kelly żyła. W rzeczywistości, wieki. To wciąż
przekraczało jej umysł - myśl, że jej najlepsza przyjaciółka, Lissa, jest teraz
nieśmiertelna, tak jak jej nowy mąż. Myśl o życiu zawsze była intrygująca –
łagodna i kusząca – ale nie praktyczna dla Kelly. Tylko myśl o piciu krwi
sprawiało jej dreszcze.
Nie - ona wolała normalne życie bez konieczności picia krwi. Cóż, to normalne
– jak tylko mogło być - że jedna z jej najlepszych przyjaciół była wampirem.
Kelly wróciła do pracy, zabijając godziny, aż do zachodu słońca, kiedy Lissa i
Atticus obudzą się. Marc, też - niestety. Nie dlatego, że był nieatrakcyjny. W
rzeczywistości, był jednym z najbardziej zabójczo-przystojnych mężczyzn,
jakich kiedykolwiek spotkała, ale był poza jej ligą.
Usiadła – ponownie wpatrując się w ekran - zamyślona. Kelly skoczyła, gdy
powiew ciepłego powietrza zawirował obok jej ucha.
To był Marc - oczywiście. Unosił się blisko, przy jej ramieniu. Czuła go - choć
nie miała wrażenia, aby się zbliżył. Dopiero teraz usłyszała jego powolne
wdechy i zamierzony sposobu, gdy zaciągnął się jej zapachem, jakby były
rzadkimi perfumami.
- Myślałam, że to dla ciebie jasne, że nie jestem przekąską.
- Mmm, zupełnie się zgadzam. - Pochylił głowę niżej, jego lekki zarost pocierał
Tłumaczy:Diana82 Beta: doktorek22
Strona - 3 -
na policzku lekko pocierał jej szyję, sprawiając gęsią skórkę. - Wyobrażam sobie
Ciebie, jakbyś była pełnymi siedmioma daniami. - Przerywał swoje słowa liżąc
wrażliwą skórę tuż nad jej szybko bijącym pulsem. - Ach,
l'aparatif c'est
marvelieux 1.
Bardzo satysfakcjonująca uczta dla zmysłów.
Polizał ją! Nie mogła w to uwierzyć. Ledwo tłumiła dreszcze, które chciały
zejść w dół jej kręgosłupa. To było druzgocące zdając sobie sprawę, że były to
dreszcze podniecenia, nie odrazy.
To musiało skończyć się. Mężczyzna był walcem, jeśli nie zacznie uważać,
skończy płasko. Na plecach, z nim posiadającym każdy centymetr jej ciała, krwi
i zdrowia psychicznego.
- Panie Latour! - Przekręciła swoje krzesło, czyniąc tym samym, że musiał się
cofnąć. – Ostatnimi czasy, nie jestem menu. - Jego ciemne spojrzenie płonęły, z
humorem w głębi. - Mój Mistrzu jest właściwszym tytułem, ale możesz mówić
do mnie Marc, ma cherie. -
Przewróciła oczami, stojąc dzielnie. – Nie nazywam nikogo moim mistrzem.
- No tak - ale, ma petite - nie jestem tylko człowiekiem. Już od wieków, jestem
czymś więcej ... i mniej. – Odwrócił się miło odzwierciedlając swoją długą,
samotną egzystencję.
- Wiem, kim jesteś. - Kelly zerwała się na równe nogi, podkreślając swoje
słowa z niegrzecznie, wystawionym wskazując palcem - spodobał mu się jej
ogień.-
Jesteś kobieciarzem, łajdakiem i kimś, kto wierzy w zasady, nie stosują się do
nich.
Podniosła głowę z dumą- Marcowi spodobało się to. Kelly była godna
podziwu, gdy była w dobrym nastroju. To była tylko jedna rzecz, która
fascynowała go w tej drobnej, zakompleksionej, śmiertelnej kobiecie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin