Antoni Marczyński - Biała trucizna.pdf

(2076 KB) Pobierz
Antoni Marczyński
BIAŁA TRUCIZNA
KRAKÓW 2016
Spis treści
1 Pajęcza sieć
2 Blada twarz i Czarny Bizon
3 Cena trucizny
4 Scena w parku
5 Nowe ofiary
6 Ślubny prezent
7 Dług honorowy
8 Dlaczego?
9 Gdy rozpacz dyktuje zemstę
10 Denuncjantka
11 Sam na sam z łotrem
12 Genialny wybieg
13 Umarli mówią
14 W szponach morderców
15 Przygoda muzyka
16 Alarmujące wieści
17 Sensacyjne odkrycie
18 Epilog
Opracowano na podstawie edycji Co Tydzień Powieść Nr 137-138, Łódź 1936.
ROZDZIAŁ I
PAJĘCZA SIEĆ
Puszysty dywan wessał zupełnie odgłos kroków, toteż Frank Racht, zatopiony w
lekturze skomplikowanego kryptogramu, zadrżał, kiedy ciężka ręka spoczęła mu na
ramieniu i zerwał się z klubowca na równe nogi.
— Ach, to ty — mruknął z niechęcią. — Mówiłem ci tyle razy, że nie lubię twych
głupich żartów — dodał tonem ostrej wymówki, mierząc żartownisia nieprzyjaznym
wzrokiem.
— To nie żarty. Leczę tylko twoją histerię — odparł tamten i wyszczerzył spróchniałe
zęby w szerokim uśmiechu. — Powinieneś mi być wdzięczny za to, Franku… Bo przecież
przyjdzie kiedyś dzień, w którym tajny położy ci łapę na ramieniu i…
— Przestaniesz już raz? — Frank Racht grzmotnął pięścią w biurko. — Jeśli masz
ochotę na pogawędkę, to poszukaj sobie kogo innego… Po coś tu przylazł w ogóle?
Człowiek, który mimo lokajskiej liberii i prostackich manier pozwalał sobie na tak
poufały ton wobec wytwornego dandysa, przybrał od razu minę dobrze wytresowanego
sługi i odparł ź przesadnie uniżonym ukłonem:
— Pani Rostakowa prosi o małą audiencję. To właśnie chciałem oznajmić jaśnie panu.
— Kto?… Ona?!
Joachim-lokaj przedzierzgnął się znowu w Joachima-wspólnika.
— Pani Zaza… Zazulka rozkoszna, mimo lat balzakowskich, że użyję pańskiego
wyrażenia — rzekł, naśladując doskonale patetyczny sposób mówienia Franka. Po chwili
zaniechał żartobliwego tonu i dodał poważnie: — Muszę cię uprzedzić, że jest silnie
wzburzona, zdenerwowana, zatem możesz od razu zaśpiewać lepsza cenę. Rozumiesz?
— Dobrze — mruknął Frank, chowając kryptogram do szuflady i rozkładając na
biurku różne szpargały, listy, akta, nawet księgę adresową, wszystko to na to, aby nadać
sobie pozory człowieka serio zapracowanego. — Wprowadź ją i… bądź łaskaw nam nie
przeszkadzać.
— Ale podglądać przez dziurkę można, co? — zaśmiał się dziwnie spoufalony sługa i
poklepawszy Rachta po barkach przyjaźnie, wyszedł sztywny, napuszony, słowem
wzorowy lokaj… z operetki.
Krótką chwilę samotności przeznaczył Frank na szybką lustrację swego wyglądu w
zwierciadle, poprawił krawat, musnął dłonią starannie przyczesane włosy, po czym wrócił
do biurka i „zatopił się w pracy”.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin