0671 Lynne Graham - W słonecznej Grecji.pdf
(
768 KB
)
Pobierz
Lynne Graham
W słonecznej Grecji
Tłumaczenie
Agnieszka Baranowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Grecki potentat naftowy, Giorgios Letsos, gospodarz przyjęcia roku, zamiast zaj-
mować się gośćmi, zaszył się w gabinecie swojego londyńskiego domu. Odpowiadał
na mejle, zadowolony, że zdołał się ukryć przed zdesperowanymi kobietami, które
od czasu jego rozwodu krążyły wokół przystojnego, młodego miliardera. Zza uchy-
lonych drzwi dobiegły go konspiracyjne szepty.
‒ Sły
szałam, że się jej pozbył, bo wpadła w nałóg narkotykowy.
‒ A ja sły
szałam, że ‒ odpowiedział drugi zaaferowany głos ‒ odstawił ją do domu
rodzinnego w środku nocy, bo dłużej nie mógł z nią wytrzymać.
‒ I zo
stawił ją bez grosza przy duszy, bo przed ślubem zmusił ją do podpisania in-
tercyzy! ‒ Trzeci głos aż się zachłysnął z oburzenia.
Gio uśmiechnął się pod nosem. Nie musiał nawet brać udziału w przyjęciu, żeby
dostarczać swoim gościom rozrywki. Telefon leżący na biurku zaczął wibrować,
więc bez żalu przestał słuchać plotek i przywitał się chłodno z prywatnym detekty-
wem, który od wielu miesięcy nie popisywał się skutecznością. Gio zaczynał się nie-
cierpliwić.
‒ Słu
cham?
‒ Tu Joe Hen
ley. Panie Letsos, znaleźliśmy ją! To znaczy, na dziewięćdziesiąt dzie-
więć procent!
‒
Detektyw nie krył podniecenia.
‒
Wysyłam panu zdjęcie, proszę
spojrzeć, zanim podejmiemy kolejne kroki.
Znużenie, które Gio odczuwał od dłuższego czasu, znikło jak za dotknięciem cza-
rodziejskiej różdżki. Otworzył pocztę i rozgorączkowanym wzrokiem odszukał mejl
od Henleya. Z mocno bijącym sercem otworzył wiadomość. Jakość zdjęcia pozosta-
wiała wiele do życzenia, ale Gio natychmiast rozpoznał niewysoką, kształtną sylwet-
kę w kolorowym płaszczu przeciwdeszczowym. Fala upojnego podniecenia przeto-
czyła się przez jego spięte ciało.
‒ Hoj
nie pana wynagrodzę za pana pracę ‒ obiecał detektywowi w rzadkim przy-
pływie serdeczności. Wpatrywał się w zdjęcie tak chciwie, jakby miało za chwilę
zniknąć z ekranu komputera. Tak jak Billie zniknęła z jego życia, nie zostawiając po
sobie żadnego śladu. W pewnym momencie prawie stracił nadzieję, że kiedykolwiek
zdoła ją odnaleźć, mimo że nie szczędził środków na poszukiwania.
‒ Gdzie ona jest?
‒ Zdo
byłem adres, ale nadal nie mam kompletu informacji. Potrzebuję paru dni,
żeby dokończyć raport…
‒ In
teresuje mnie tylko adres. ‒ Gio aż się trząsł ze zniecierpliwienia, ale już po
chwili, pierwszy raz od wielu miesięcy, jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
Nareszcie ją znalazł! Oczywiście, nie zamierzał jej wybaczyć, zreflektował się
i wyprostował odruchowo plecy, naprężając muskularne ramiona. Uśmiech zniknął
z jego ust. Takiego znali go podwładni i współpracownicy ‒ nachmurzonego, zdeter-
minowanego, niezdolnego do kompromisu. Wzbudzał powszechny respekt w świecie
biznesu i zachwyt wśród kobiet oczarowanych jego zwierzęcym magnetyzmem.
Tym bardziej zabolało go odejście Billie, jedynej kobiety, która odważyła się postą-
pić wbrew jego woli. Niewysoka blondynka o wielkich zielonych oczach spoglądała
na niego z ekranu smutnym wzrokiem. Kiedyś w jej oczach igrały wesołe iskierki…
‒ Kiep
ski z ciebie gospodarz.
W drzwiach stał niewysoki, jasnowłosy mężczyzna, całkowite przeciwieństwo Gia
i jego najlepszy przyjaciel jeszcze z czasów szkoły. Leandros Conistis także pocho-
dził z zamożnej, uprzywilejowanej i dysfunkcyjnej rodziny greckiej, w której dzieci
wysyłało się do najbardziej prestiżowych angielskich szkół z internatem najwcze-
śniej, jak to było możliwe.
Gio zamknął laptop i spojrzał na przyjaciela.
‒ Chy
ba nie spodziewałeś się po mnie niczego innego?
‒ Dzi
siaj wyjątkowo słabo się starasz ‒ odparował Leandros.
‒ Wiesz, że na
wet gdybym zorganizował przyjęcie w jaskini i nie podał żadnego
alkoholu ani jedzenia, to i tak przyszłyby tłumy. ‒ Gio wzruszył lekceważąco ramio-
nami. Zdawał sobie sprawę, że jego status materialny stanowił wystarczająco silny
magnes dla mniej lub bardziej znamienitych gości.
‒ Nie wie
działem, że będziesz chciał świętować rozwód.
Gio skrzywił się.
‒ Nie świę
tuję rozwodu.
‒ Na
prawdę? Ale zorganizowałeś przyjęcie ‒ uszczypliwie zauważył Leandros.
‒
Rozstaliśmy się z Calisto w bardzo cywilizowany sposób…
‒
Gio natychmiast
się usztywnił.
‒ Tak, a har
pie bardzo szybko się zorientowały, że znów jesteś do wzięcia… ‒ za-
żartował Leandros.
‒ Ni
g
dy więcej się nie ożenię ‒ odpowiedział ponuro przyjaciel.
‒ Ni
g
dy nie mów nig
dy…
‒ Mó
wię poważnie ‒ uciął Gio.
Leandros pokiwał ze zrozumieniem głową i zażartował, żeby rozweselić zafraso-
wanego przyjaciela:
‒ Przy
najmniej Calisto wiedziała, że Canaletto to nie imię konia wyścigowego!
Gio zamarł; wpadka Billie nig
dy go nie bawiła, choć nie dał tego po sobie poznać.
Teraz jednak jego sroga mina mogła przestraszyć nawet znającego go od dzieciń-
stwa Leandrosa.
‒ To zna
czy ‒ próbował jakoś załagodzić niefortunny żartowniś ‒ nie dziwię się,
że rzuciłeś tamtą głuptaskę.
Gio milczał. Nig
dy nie zwierzał się nikomu, nawet swemu najlepszemu przyjacie-
lowi, dlatego Leandros nie mógł wiedzieć, że Gio nie rozstał się wtedy z Billie. Po
prostu przestał się z nią pokazywać w miejscach publicznych.
W garażu niewielkiego domku Billie sortowała nową dostawę ubrań i biżuterii.
Niektóre rzeczy należało uprać bądź zreperować przed wystawieniem na sprzedaż
w sklepiku z towarami vintage, który dzięki wyczuciu właścicielki przynosił skrom-
ny, ale stały dochód. Pracując, Billie zagadywała do swego synka siedzącego
w krzesełku i zajadającego się ze smakiem biszkoptami z jogurtem.
‒ Je
steś najsłodszym bobasem na świecie.
Theo odpowiedział jej promiennym uśmiechem.
Billie wyprostowała zgarbione plecy i jęknęła cicho. Przynajmniej dzięki przerzu-
caniu hałd ubrań udało jej się w końcu zrzucić kilka nadprogramowych kilogramów,
które pozostały jej po ciąży. Nie mogła sobie pozwolić na przytycie, i tak nie należa-
ła do wiotkich. Przy metrze sześćdziesiąt wzrostu i dużych piersiach oraz krągłych
biodrach każdy dodatkowy kilogram natychmiast rzucał się w oczy. Nie zadręczała
się swą wagą, ale nie zamierzała też zamienić się w baryłkę. Zabiorę wszystkie
dzieciaki na spacer do parku i pozwolę, żeby dały mi wycisk, postanowiła.
‒ Kawy? ‒ W drzwiach pro
wadzących do domu pojawiła się Dee, kuzynka i współ-
lokatorka Billie.
‒ Z przy
jemnością.
Billie zdawała sobie sprawę, że miała wiele szczęścia, spotykając Dee na pogrze-
bie ciotki. Znały się jeszcze ze szkoły, ale ich drogi rozeszły się kilka lat wcześniej,
mimo że zawsze się lubiły. Zauważyła siniaki na ramionach dawnej przyjaciółki.
Z przerażeniem wysłuchała jej opowieści o agresywnym mężu i ucieczce do ośrodka
opiekuńczego z malutkimi dziećmi. Billie, sama w czwartym miesiącu ciąży, długo
nie mogła się otrząsnąć. Dwie samotne matki połączyły siły i zamieszkały razem
w niewielkim domku na prowincji, dzieląc się obowiązkami, smutkami i radościami.
Żyły skromnie i spokojnie, bez wzlotów, ale i bez bolesnych upadków. Obejmując
dłońmi kubek z gorącą kawą, Billie słuchała jednym uchem Dee narzekającej na
ilość pracy domowej zadawanej jej pięcioletnim bliźniakom, Jade i Davisowi. Może
innym jej egzystencja wydawała się nudna, ale Billie nadal pamiętała czasy, kiedy
dała się oczarować urokom światowego życia, tylko po to, by później pogrążyć się
na wiele tygodni w rozpaczy. Wydawało jej się wtedy, że życie straciło sens i dopie-
ro nieoczekiwane odkrycie, że jest w ciąży, pozwoliło jej ujrzeć światełko w ciemno-
ści. Spojrzała z czułością na synka.
‒
Powinnaś w końcu pomyśleć o sobie
‒
zauważyła z zatroskaniem Dee.
‒
Nie
możesz żyć jedynie dla dziecka. Theo jest cudowny, ale kiedyś dorośnie i zostaniesz
wtedy sama. Potrzebny ci mężczyzna…
‒ Jak ry
bie rower! ‒ zaśmiała się gorzko Billie. Jeden tragiczny w skutkach zwią-
zek wystarczył, żeby na zawsze zraziła się do mężczyzn. ‒ A tobie mężczyzna nie
jest potrzebny?
‒ Dzię
kuję bardzo!
‒ No wła
śnie!
‒ Ja to co in
nego ‒ skonstatowała smukła szatynka. ‒ Gdybym była tobą, chodzi-
łabym na randki bez przerwy!
Bawiący się teraz na podłodze Theo, złapał mamę za nogę i podciągnął się do
góry, kwiląc z zadowolenia. Szybko robił postępy, zważywszy, że przez parę miesię-
cy miał obie nogi w gipsie po operacji dysplazji bioder. Uśmiechnęła się do niego
i zmierzwiła czarne loki, które odziedziczył po ojcu. Ich dotyk obudził w niej wspo-
mnienia. Otrząsnęła się szybko; rozpamiętywanie błędów przeszłości do niczego nie
prowadzi, zganiła się w myślach.
Dee przyglądała się kuzynce z nieskrywanym politowaniem. Billie Smith stanowiła
ideał kobiecej urody: krągła, z grzywą miodowozłotych loków i śliczną twarzą
Plik z chomika:
magda05051995
Inne pliki z tego folderu:
0089 Anne McAllister - Tydzień na Santorini.pdf
(476 KB)
0059 Carol Marinelli - Biznesmen i dziennikarka.pdf
(470 KB)
0282 Kate Hewitt -Włoska winnica.mobi
(565 KB)
233 Kim Lawrence - Pod niebem Toskanii.pdf
(580 KB)
132.Morey Trish - Wywiad z milionerem.pdf
(668 KB)
Inne foldery tego chomika:
AA
AA Medical
AMNEZJA
audiobooki Iwona
AUDYCJE
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin