CZTERY SIOSTRY - Dickens Karol.txt

(210 KB) Pobierz
           KAROL, DICKENS
CZTERY SIOSTRY
WARSZAWA  19 2 9
TOWARZYSTWO WYDAWNiCZE R Ó j
i L'?)3L
                     CZARNA ZASŁONA.
    Pewnego zimowego wieczoru, przy końcu roku 1800, lub też o parę lat wczeniej, młody lekarz, który niedawno zdobył patent i włanie rozpoczynał praktykę, siedział w rogu małego, schludnego ćabineciku, grzejšc się przy blasku trzastcajšcego wesoło ognia i słuchajšc wiatru, który1 kroplami deszczu jak palcami stiujkał w szyby okien i wył w kominie. przecišgle, posępnie. Noc była słotna i chłodna. Doktór przez cały dzień brnšł przez brud i błoto, a teraz wypoczywał po pracy. Otulony był w szlafrok, na nogach miał pantofle. Powoli zapadał w stan bliższy snu niż jawy, powoli kłębiły się myli i wizje, zalewajšce wezbranym potokiem rozbudzonš sennš wyobranię. Najpierw mylał o tem, że wiatr dmie tęgo i że w tej samej chwili raniłby mu twarz ost-y, zimny deszcz, gdyby nie to, że odpoczywa w ciepłem, zacisznem mieszkanku. Następnie ujrzał w wyobrani Boże Narodzenie i pomylał o tem, jak to będzie pięknie, kiedy odwiedzi swój rodzinny doml, przywita przyjaciół i ukochanych, jak uradujš się jego przybyciem, jak szczęliwa byłaby Róża, gdyby jej mógł powiedzieć, że znalazł wreszcie pacjenta i że spodziewa się większej ich liczby, że ma nadzieję w przecišgu1 niewielu, miesięcy osišgnšć dostatecznie mocne pod-
stawy materjalne, aby jš pojšć za żonę, przywieć do siebie, do domu  niech troskš macierzyństwa rozweseli samotne ognisko, niechaj będzie podnietš do nowych walk, nowych zmagań i usiłowań. Potem rozważał, kiedy, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, zjawi się ten pierwszy pacjent, albo też, czy wyrokiem opatrznoci nie będzie imi sšdzone doczekać się pacjenta wogóle. Następnie mylał znów o Róży, aż zasnšł na dobre. Ale nił wcišż o niej. Uszy miał pełne jej srebrzystego głosu, na ramieniu spoczywała jej mała, lekka, łagodna dłoń. Istotnie spoczywała dłoń na jego ramieniu, nie była jednak ani mała, ani lekka. Jej posiadacz, korpu*. lentny chłopak o kršgłej głowie, wyznaczony został przez gminę na pomocnika lekarza i za skromnš zapłatę szylinga tygodniowo, oraz koszt całodziennego utrzymania, miał chodzić z lekarstwami i. posyłkami. Ponieważ nikt nie żšdał lekarstw, a posyłki były zbędne, przeto chłopak spędzał wolne godziny  (było ich mniej więcej czternacie na dobę)  gryzšc pepperminty, wchłaniajšc pokarm, konieczny dla podtrzymania żyda, i pokrzepiajšc ciiiało snem.
       Proszę pana  jaka damal  szepnęła wyżej scharakteryzowana1 osobistoć, potężnym szturchańcem budzšc swego chlebodawcę,
      Jaka dama?  zawołał lekarz, zrywajšc się na nogi. Gotów był przypucić, że sen stanie się rzeczywistociš, i niemal wierzył, że nieznajoma okaże się Różš.  Jaka dama? Gdzie?
       Tam, proszę Pana, o taml  odparł chłopak, wskazujšc na oszklone drzwi poczekalni, a. na jego twarzy odmalowało s;ę przerażenie, wywołane
istotnie ekscentrycznym wyglšdem przybyłej. Chirurg spojrzał ku drzwiom, i również o mało się nie przestraszył na widok niespodziewanego pacjenta.
     Była to niezwykle wysoka kobieta w żałobnych szatach. Stała tak blisko drzwi, że twarz jej niemal dotykała szkła. Od kibici po szyję drapował jš czarny szal, jak jaki symbol tajemnicy, twarz okrywała czarna, nieprzezroczysta zasłona. Stała wyprostowana, okazujšc całš wysokoć swej postaci, i chociaż lekarz czuł, że oczy, przebijajšce zasłonę, utkwione były w nim, przecież dania nie ruszyła się z miejsca, najmniejszym gestem nie zdradziła, że zdaje sobie sprawę z jego obecnoci.
            Czy życzy sobie Pani zasięgnšć mojej rady jako lekarza?  zwrócił się do niej z pewnem wahaniem, otwierajšc drzwi nacieżaj. Otwierały się do wnętrza, więc czynnoć ta nie zmieniła jej pozycji stała sztywna i nieporuszona, wcišż na tem samem miejscu. Pochyliła zlekka głowę na znak, żęto prawda.
       Pani będzie łaskawa do gabinetu,
     Nieznajoma postšpiła krok naprzód; następnie,
zwracajšc głowę w stronę chłopca  ku jego nie-zmierniemu przerażeniu Ś zawahała się jakgdyby na chwilę.
            Wyjd z pokoju, Tomek  rzekł lekarz do pomocnika, którego wielkie, okršgłe oczy rozszerzyły się podczas tej krótkiej rozmowy do nieprawdopodobnych rozmiarów.  Zasuń firankę i zamknij drzwi.
     Chłopiec zasunšł szklanš częć drzwi zielonš firankš, wycofał się do poczekalni, zamknšł za sobš
drzwi i niezwłocznie zbliżył do dziurki od klucza jedno ze swych przerażonych, wielkich oczu.
     Chirurg przysunšł krzesło do ognia i gestem wskazał je nieznajomej. Tajemnicza postać powolnym krokiem zbliżyła się do krzesła, Kiedy blask padł na jej czarnš szatę, okazało się, że u dołu caia była zwalana błotem i przesišknięta deszczem.
     * Pani zmokła,
       Tak  rzekła nieznajoma głębokim altem,
     , I Pani chora?pytał lekarz ze współczuciem, gdyż głos jej był pełen niewypowiedzianego bólu.
            Tak  brzmiała odpowied  bardzo jestem chora: nie na ciele, lecz na duszy. Nie ze względu na siebie, nie poto, aby leczyć swoje własne cierpienia, przychodzę do Pana  mówiła dalej. Ś Gdyby chodziło tylko o dolegliwoć cielesnš, nie opuszczałabym domu o takiej porze, sama, w takš ncc, w takš niepogodę. I gdyby chodziło tylko o dolegliwoć cielesnš, to Bóg sany wie, z jakš radociš wyszłabym na spotkanie mierci. Dla kogo innego błagam pańskiej pomocy, doktorze. Być może, że ratowanie go jest szaleństwem-zdaje mi się nawet, że jestem obłškana. Ale podczas długich, żmudnych bezkresnych nocy, które przesiedziałam i przepłakałam nad nim, rozpaczliwa myl ratunku nie opuszczała mnie ani na chwilę. I jakkolwiek ja sama widzę, ;jak dalece bezsilnš okazać się tu musi pomoc ludzi, przecież truchleję na samš myl, że go pochowam, tej pomocy wprzód nie wypróbowawszy!
     I po ciele mówišcej przeszedł taki dreszcz, jakiego nie można wywołać sztucznie. W ruchach tej kobiety, w jej sposobie mówienia była jaka rozpacz, jakie posępne załamanie ršk, które bolenie
poruszyło serce młodego lekarza. Byl nowicjuszem w swym zawodzie i jeszcze nie napatrzy! się nie-psczęc ludzkich, które objawiajš się codziennie oczom jego starszych kolegów i rzucajš na ich duszę twardš powłokę obojętnoci względem) cierpienia.
      Jeżeli  rzek!, powstajšc gwałtownie -z krzesła  jeżeli osoba, o której Pani mówi, znajduje się ,istot!nie w tak beznadziejnym stanie, to1 nie mamy jednej chwili do stracenia. Natychmiast pójdę z Paniš. Dlaczego nie zwróciła się Pani do lekarza ljrL.edtem?
    Ponieważ przedtem byłoby to bezcelowe, bezskuteczne  ponieważ to jest bezskuteczne nawet teraz  odpowiedziała, splatajšc dłonie w porywie rozpaczy.
     Chirurg spojrzał badawczo na czarnš zasłonę, pragnšc wyczytać sekret ukrytej za niš twarzy. Było to niemożliwe ze względu na nieprzejrzystoć krepy.
      Pani jest naprawdę chora  rzekł miękko -jakkolwiek sama Pani o tem nie wie. Goršczka, która dała Pani moc do zniesienia długiego, wyczerpujšcego wysiłku, nie przestaje w Pani płonšć. Może to Paniš orzewi?  mówił dalej, nalewajšc jej szklankę wody  może się Pani uspokoi na chwilkę i opowie mi, bez wybuchów, bez zdenerwowania, na co jest chory pacjent i jak już długo trwa choroba. Kiedy poznam wszystko, co muszę wiedzieć, aby oddać pacjentowi istotne usługi, gotów jestem natychmiast ić z Paniš,
     Nieznajoma podniosła szklankę do ust, nie odgarniajšc zasłony: nie skosztowawszy kropli, oJ-
stawiła wodę zpowrotem na stół i wybuchnęła płaczem.
           Wiem  łkała głono  wiem, że to wszystko, co Panu mówię, podobne jest do goršczkowych majaczeń. Już słyszałam to nieraz od innych, tylko w mniej delikatnej formie. Nie jestem młoda, Ludzie powiadajš, że kiedy życia powoli skłania się ku zachodowi, ogarnia trwoga o tych kilka ostatnich dni, które nie przedstawiajš wprawdzie żadnej wartoci w oczach osób postronnych, ale osobie zainteresowanej droższe sš od całego przeżytego życia, pomimo, że te zbiegłe lata wišżš się ze wspomnieniem dawno zmarłych przyjaciółstarych, młodych  może nawet dzieci  zmarłych, lub zapomnianych  co równa się mierci. Nie-wfieile lat dzieli mnie od zgolnu, o ile skończę mierciš maturalnš  wydawałoby się więc, że powinnam strzec, jak oka w głowie, tych przebłysków życia, jakie mi pozostajš jeszcze. Nie, zrzucę je, jak kamień z piersi  bez westchnienia  z ulgš  z radociš  jeżeli to, o ozem teraz mówię, jest fałszem, tworem wyobrani. Jutro rano ternu, który jest przyczynš mego niepokoju, nikt już z ludzi nie będzie w stanie pomóc. Wiem o tein, wiem doskonale, choć wolałabym myleć inaczej. Jednak dzisiaj, pomimo straszliwego niebezpieczeństwa, jakie mu zagraża, nie wolno Panu go zobaczyć, nie rnoże go Pan ratować,
          Nie chciałbym denerwować Panirzekł chirurg po chwili milczenia  przez powštpiewanie o prawdzie Pani słów lub przez nazbyt natarczywe badanie sprawy, którš Pani widocznie usiłuje ukryć, Jednakże dostrzegam w Pani sprawozdaniu pewne
   sprzecznoci, któfe niełatwo dadzš się pogodzić! ze zwykłym biegiem rzeczy. Człowiek, o którego chodzi, umiera w tej chwili, a mnie nie wolno go widzieć, jakkolwiek moja pomoc mogłaby być skuteczna. Twierdzi Pani, że nazajutrz będzie już za póno, pragnie Pani jednakże, abym się jutro pomimo to zjawił! Jeżeli jest on rzeczywicie tak Pani drogi, jak to wynika z Pani słów i całego zachowania się, dlaczegóż nie mamy go ratować? zanim  wskułek postępu choroby  stanie się to niemożliwe?
              Boże, nie op/iszczaj mnie!  zawołała kobieta, zanoszšc się od płaczu,  Chcę, aby obcy człowiek uwierzył w to, czemu) sama ledwie daję wiarę? A więc odmawia mi Pan stanowczo jutrzejszej wizyty?  rzekła, powstajšc nagłe z krzesła.
              Nie powiedziałem, że uchylam się od tego, co jest moim obowišzkiem  odparł chirurg  ale ostrzegam, że jeżeli będzie Pani obstawała przy tej d...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin