Feliks Koneczny, Harmider etyk, s. 205-212.pdf

(147 KB) Pobierz
Człowiek w Kulturze 10
Feliks Koneczny
Harmider etyk*
* Artykuł opublikowany w:
Myśl Narodowa
Nr 24/1936
Od dawien trwa w nauce spór o to, czy istnieje jakaś powszechna
moralność, jakiś trzon etyki, wspólny wszystkim czasom i miejscom.
Nikt nie będzie przeciwny marzeniu, by wszyscy byli moralnymi, lecz
odezwie się zaraz wątpliwość i zakołacze pytaniem: a na jakiż sposób
mają być moralnymi ci „wszyscy"?
Trudno dotrzeć do jakiejś wspólnoty wobec niesłychanych roz­
bieżności, zawartych w olbrzymim materiale zebranym przez Bastia-
na, potem przez Westermacka, wreszcie przez ks. Cathreina i świeżo
w wielkim wydawnictwie podjętym przez ks. Wilhelma Schmidta, lub
w pamiętniku luksemburskiego zjazdu (1929) etnologii religijnej. To
już nie rozmaitość, lecz chaos! Zachodzą zaś trudności tym większe,
ft>vcJL
iż zbyt
znaczna
część ludzkości bynajmniej nie opiera życia o religię.
Buddyzm przeczył zawsze istnieniu Boga osobowego i wiecznego, a
zatem nie przypuszcza też interwencji boskiej w wynagradzaniu lub
karaniu ludzkich postępków. Uczony Ku-Hung-Ming objaśnił nas,
jako „Chińczycy nie czują braku i potrzeby religii"; historyk zaś ja­
poński zaznacza wyraźnie, że trudno określić, do jakiej religii należy
który Japończyk. Jakżeż więc dopatrywać się powszechnych moralno­
ści elementów, jako działu religijnego?
Chociaż wykazano, że wszędzie świta jakieś, choćby niejasne,
pojęcie Boga jedynego i nieśmiertelności duszy, lecz mimo to nie spo­
sób wykazać istnienia ogólnego trzonu etyki poza granicami prostego
rozsądku. Przestudiowanie zaś materiału etnologicznego doprowadza
f
206
Feliks Koneczny
Harmider etyk
207
;: '
rozsądku. Przestudiowanie zaś materiału etnologicznego doprowadza
do pewnych wyników negatywnych. Np. okazuje się, że do najwyż­
szych zasad ogólnych etyki powszechnej nie należy bynajmniej praw­
domówność. Zresztą sam ks. Cathrein S. J., sławny profesor insbruc-
ki, przyznał, że „może nie ma takiej zbrodni, któraby nie uchodziła za
cnotę gdzieś kiedyś u jakiegoś ludu". Mimo to poszukiwano gorliwie
wspólności etycznych po całym świecie.
Moim zdaniem; do tej Jedności" dadzą się wyłowić zaledwie cztery
fakty. Potępienielćradzieży świadczy o powszechności własności oso­
bistej a drugi fakt, karalność cudzołóstwa, stanowi zastosowanie
szczegółowe pojęcia kradzieży, bo żona jest własnością mężowską:
trudno wychwalać wyrządzanie szkody. Te same względy starczą, by
potępić zdradę s\vego zrzeszenia, powszechnie przytaczany fakt trze­
ci. Ponieważ zaś na całej kuli ziemskiej — bez najmniejszego wyjątku
— obowiązywał ustrój rodowy (większość świata tkwi w nim dotych­
czas), niezbędną jest dyscyplina względem rodziców i
hierarcrruSp-
dowej „starszych", co stanowi czwarty i ostatni fakt rzekomej jedno­
ści etycznej. Wszystkie cztery stanowią po prostu wymagania utyli­
tarnego rozsądku.
Rozpiętość w pojęciach jest tym większa, iż z biegiem czasu wy­
odrębniały się cywilizacje, a każda ma swoją etykę. Niemniej istnieją
jednak pewne normy umysłowe, wspólne wszystkim etykom bez wy­
jątku, pewne pojęcia abstrakcyjne, które znajdujemy w każdej cywili­
zacji, tylko że z pojęcia wspólnego wysnuwa każda inne wnioski.
Czyli innymi słowy: wspólną zasadę stosuje każda cywilizacja od­
miennie, przy czym zdarzają się przeciwieństwa nawet diametralne
Na żaden piąty fakt w studiach etyki powszechnej nie natrafiono
i wszystko kończy się tylko na pojęciach.
Czy to mało, czy dużo — możnaby się spierać. Według mnie abs­
trakty nami rządzą, a zatem we wspólności pojęć mieści się coś za­
sadniczego. Czy misje byłyby możliwe, gdyby nie znajdowano wszę­
dzie pewnych analogicznych pojęć ogólnych? Ale przy wprowadzeniu
katolickiej etyki chodzi o odmienne, niż dotychczas, stosowanie pojęć,
już bądź co bądź istniejących.
Jest tych pojęć ogólno-ludzkich siedem: obowiązek, bezinteresow­
ność, odpowiedzialność, sprawiedliwość, sumienie, tudzież stosunek
do pracy i do czasu, ujmowane wszędzie w jakiś sposób. Są to gene­
ralia etyki.
W pojęcie obowiązku uzbrojona jest oczywiście wszelka etyka.
Sięgnijmy po znamienne przykłady z różnych cywilizacji. Braminizm
i judaizm nakładają na swoich wyznawców — a są to cywilizacje
sakralne — istne sterty obowiązków formalistycznych, z czego po­
wstają całe zwały grzechów, zwłaszcza o „nieczystość". W trzech
cywilizacjach: w bramińskiej, żydowskiej i chińskiej istnieje obowią­
zek spłodzenia syna, co wiedzie do rozmaitych licencji w prawie mał­
żeńskim. Łacińska cywilizacja, twór Kościoła, przyjęła etykę katolic­
ką za swoją . Zachodzą w niej obowiązki pewnego rodzaju, nie znane
nigdzie indziej, mianowicie obowiązki względem samego siebie. Bo
też ten dział etyki może powstać tam tylko, gdzie pielęgnuje się perso­
nalizm. W żadnym razie obowiązek nie może zależeć u katolika od
tego, czy brzemię jego słodkie, czy gnębiące, nie może być motywo­
wany szczęściem czy nieszczęściem zobowiązanego.
Na lwią część ciężarów moralnych ma jednak radę etyka żydow­
ska, uznając w zasadzie obowiązki tylko względem współwyznaw­
ców. Jeszcze gruntowniej radzi sobie etyka bramińska, bo ma sposoby
zrzucania obowiązków z siebie, wobec czego sama podstawa etyki
staje się ruchoma.
Jasne poczucie obowiązku można przyznać tylko temu, kto wznosi
się do bezinteresowności. Jakżeż tedy można wyprowadzać moralność
z utylitaryzmu? Tak rozumuje monizm uważając myśl i uczucie za
objawy przyrodnicze; a jakiż ma być nasz stosunek do przyrody, je­
żeli nie utylitarny? Do samego dna utylitaryzmu dotarł jednak dopiero
socjalizm; pod czerwonym sztandarem zeszła etyka na przygodną
towarzyszkę „walki klas", zależną od „stosunku sił społecznych", a
więc do roli chorągiewki na dachu.
1
/
Protestantyzm jej nie wyrugował: w Niemczech panowała bizantyńska obok
łacińskiej już znacznie przedtem: Anglia zaś, Holandia i kraje skandynawskie
pozostały mimo wszystko przy cywilizacji łacińskiej i jej etyce (katolickiej).
1
208
Feliks Koneczny
Harmider etyk
209
W ostatnim czasie propaguje się w Polsce etykę Petrażyckiego
(wymyśloną przed laty przeszło 30). Znać na jego teorii, że powstała
pod caratem, bo akcentuje nie obowiązki, lecz pomiatane w Rosji
prawa człowieka, ażeby utworzyć w etyce nowy dział „rosz­
czeniowy". Ale czyż wszelkie bezprawie nie jest właśnie typowo rosz­
czeniowe? Z przeciwnego bieguna wyrasta „etyka wyrzeczenia", któ­
rą trzeba jednak dobrze zrozumieć. Ze skutków spełnionego obowiąz­
ku może wynikać złamane życie, lecz nigdy nie może to być
obowiązkiem, by łamać sobie życie bez jakiej szczególnej etycznej
konieczności.
Niegodziwości nie popełnia nikt bezinteresownie, ale czyż postę­
powanie godziwe nie da się pogodzić z utylitaryzmem? Już przed
półtora tysiącem lat wyrzekł papież Leon Wielki: „Rodzaj zysku
usprawiedliwia kupca lub oskarża: istnieje bowiem i uczciwy zysk
i haniebny". Ale kto nigdy nie zdoła być bezinteresownym, ten w uty-
litaryzmie nie zdoła utrzymać się w granicach etycznych. Otóż etyka
nie jest utylitarną, lecz utylitaryzm winien być etyczny.
Siła bezinteresowności jest nadzwyczajna, a od zasobów tej cnoty
w społeczeństwie zależą w znacznej mierze losy narodu i państwa.
Ale powinna być, jak ów gołąb biblijny, obdarzony zarazem chytro-
ścią węża, bo inaczej stanie często na usługach zła. Zło samo z siebie
siły twórczej nie wytwarza i jest pod tym względem jałowe. Runęłoby
też od razu w gruzy, gdyby mu się nie powiodło wyprowadzić w pole
odpowiedniej ilości bezinteresownych, którzy naiwnie uwierzą,
że chodzi o dobro. Nie utrzymałby się bolszewizm, gdyby nie działa­
cze bezinteresowni na trzeciorzędnych, głodowych stanowiskach.
Niestety, można służyć złu w najlepszej wierze: Dobre intencje głów
pomylonych często dotkliwie dają się we znaki życiu publicznemu!
Idźmy dalej w naszym wątku. Istotną etyczną sankcję w spełnianiu
obowiązków stanowi dopiero odpowiedzialność. Gdzie nie ma rozbu­
dzonej odpowiedzialności tzw. „tylko" moralnej, tam nikt nie ulęknie
się odpowiedzialności wobec prawa, gdyż znajdzie sposoby, żeby
sobie z nim dać radę.
Quid leges sine moribus?
Ludziom etycznie silnym surowa odpo­
wiedzialność sprawia nawet przyjemność, co określił Janet przepięk­
nie w tych słowach: „Odpowiedzialność, największy ciężar, ale też
najobfitsze źródło przyjemności najbardziej męskich i najszlachetniej­
szych". U nas zaś Władysław Biegański, który przeszedł przez mo-
nizm, a doszedł do przełęczy pomiędzy etyką „autonomiczną" a kato­
licką (zmarł w tym stadium rozwoju) zwrócił uwagę na związek
odpowiedzialności z aktywnością życia. „Odpowiedzialnym może być
tylko twórca celów i czynów — tylko osoba, jako przyczyna ostatecz­
na". W innym zaś miejscu wypowiedział uwagę prawdziwie głęboką:
„W powiązaniu przyczynowym odpowiedzialności nie ma". Faktycz­
na odpowiedzialność może zachodzić tylko w celowym powiązaniu
spraw ludzkich. Tak jest: z zanikaniem odpowiedzialności moralnej
zanikają zdolności twórcze w społeczeństwie. Spostrzeżenie Biegań­
skiego posiada daleki zasiąg wychowawczy, socjologiczny i . . . poli­
tyczny.
W życiu zbiorowym musi być odpowiedzialność spotęgowana, bo
inaczej zrzeszenie będzie się staczać do upadku. Kraj naprawdę cywi­
lizowany poznaje się po tym, że nie ma w nim sprawy, przypadłości,
rzeczy, w ogóle nie ma niczego takiego, za co nie byłby ktoś odpo­
wiedzialny. Iluzoryczność zaś odpowiedzialności równa się bezkarno­
ści zła.
W prostym stosunku ilościowym i jakościowym do odpowiedzial­
ności pozostaje czwarta gałąź naszych generaliów: sprawiedliwość. < ^ -
Nie hodują tego pojęcia sobkowie, u których goreje „miłowanie same­
go siebie i wszystkich rzeczy ze względu na siebie". Skoro zaś pojęcie
sprawiedliwości znajdujemy nawet u najprymitywniejszych, widocz­
nie nie brak prymitywom ludzkim bezinteresowności, i odpowiedzial­
ności, choćby w zakresach najskromniejszych.
Pojęcie sprawiedliwości starsze jest od utylitarystycznych zasto­
sowań go w prawie. Jak odkrycie naukowe musi być starsze od wy­
nalazku, podobnież odpowiedzialność i sprawiedliwość musiały być
wpierw ujęte etycznie, niż prawnie. Pojęcie sprawiedliwości stawało
się jakby syntezą poprzednich, tu omawianych.
210
Feliks Koneczny
Harmider etyk
211
Skoro jednak zachodzą różnice w poglądach na godziwość i niego-
dziwość, nie może być zatem ogólnej zgodności co do tego, co uważać
za sprawiedliwość, a co za niesprawiedliwość. Klasyczny dowód, jako
nie ma Jedności etycznej", a są tylko abstrakcyjne pewne pojęcia,
jakby algebraiczne niewiadome, w które każda cywilizacja wkłada
swe wartości, przeciwne bardzo częste wartościom u innych ludów.
Syntezą wszystkich składników etyki jest sumienie, będące i na­
rzędziem etyki i jej strażnikiem; ciekawa rzecz, że nie orientują się
w zagadnieniu sumienia ci, którzy wywodzą etykę z utylitaryzmu,
a niektórzy zaprzeczają nawet istnieniu sumienia. Powiadają, że lep­
sze prawo wyraźne od fantazyjnego sumienia. Wypadałoby tedy
zmieniać poglądy moralne wraz z każdorazową zmianą prawa?
Definicji sumienia podano sporo. Ponieważ atoli żadna z nich nie
czyni zadość wymaganiom wszystkich nauk zajmujących się tym
przedmiotem, proponuję od siebie definicję następującą: Sumienie jest
to autokryryka moralna. Ponieważ jednak objawia się to często żalem
i wstydem przed samym sobą, więc lubią zagłuszać sumienie osoby o
wygórowanej miłości własnej, nie dopuszczającej autokrytyki.
Rodzaj i szczeble cywilizacji, a więc także rodzaj i szczeble etyki
zawisły również od tego, co się rozumie przez pracę. Obecnie aż czte­
ry cywilizacje gardzą pracą fizyczną: chińska, bramińska, arabska,
turańska. Tam dziedziny pracy fizycznej a umysłowej pełne są wzglę­
dem siebie pogardy i nienawiści. A skutki poglądów na pracę są dale­
kosiężne. W nauce św. Pawła o obowiązku pracy nie tylko mieściło
się
in nuce
zniesienie niewolnictwa, lecz szacunek dla rękodzieł
wzmógł w nich możliwości rozwoju, z czego zrodziła się potem cała
nasza technika.
Homo faber
przestał być pomiotłem w społeczeństwie
i wyrósł z niego w cywilizacji łacińskiej wynalazca, zmieniający cu­
dami techniki oblicze ziemi. Odkryć naukowych nie brakło ani światu
starożytnemu, lecz nie było techniki, któraby je zamieniła w wynalaz­
ki, albowiem źródło techniki, praca ręczna, zasypane było pogardą.
My zaś doszliśmy do tego, iż polski ekonomista oświadcza: „Praca
potrzebna jest do szczęścia" — i ma słuszność.
U rozmaitych ludów natrafiamy jednak na rozmaite zapatrywania
co do rozmiarów i owoców pracy. Każda etyka ma swoją ekonomię
społeczną. Np. u Mongołów nie godzi się kopać ni drapać ziemi: jak­
żeż tedy mieliby być rolnikami? U Murzynów wolno zepsuć sąsiadowi
plantacje bananów, jeśli zasadził ich więcej, niż zdaniem sąsiadów
„potrzebuje".
Wreszcie dzieli cywilizacje i etyki stosunek do czasu. Opanowy- <T)ŁJA
wanie go stanowi niepoślednią cechę rodzaju i szczebla cywilizacyj- <•
nego, a dokonuje tego jedna tylko cywilizacja łacińska. Dla Chińczy­
ka, Mongoła, Turka, Araba, Rosjanina, Hindusa, czas jest bez
wartości, gdy tymczasem my „łacinnicy" staramy się opanowanie
czasu przedłużać poza grób. My mamy wielką troskę: troskę o po­
tomnych. Taki właśnie stosunek do czasu rozszerza i wzmacnia w nas
odpowiedzialność, która nie kończy się ze śmiercią.
Przeszliśmy tedy (w skrócie sumarycznym) siedem pojęć wspólne­
go rusztowania etyki, na którym ileż ustalono przeciwieństw
i sprzeczności. Są to jakby rzędne z geometrii analitycznej, pozwala­
jące oznaczyć położenie w jakiejkolwiek przestrzeni. Nazwijmy te
rzędne etyk generaliami etyki. Nie jest to bynajmniej to samo, co
Jedność etyczna ludzkości". Z tym pojęciem trzeba zerwać i to
w imię postępu etyki. Jest to pomyłka nauki, która zatorowała drogę
rozwojowi nauki o moralności i postępowi w praktykowaniu moralno­
ści. Na ogólne poczucie etyczne nie składają się bynajmniej fakty, lecz
tylko pojęcia, a chrystianizacja wkłada w nie swe wymagania.
Ponieważ nie można być cywilizowanym na dwa sposoby, zatem
wyznawana gdzieś etyka musi być czerpana z pewnej cywilizacji,
z jednej tylko. Nie można trzymać się równocześnie etyki katolickiej,
żydowskiej, bizantyńskiej i turańskiej: nie można też uznawać jedno­
cześnie moralności religijnej, naturalnej i „autonomicznej" (sztucznej).
Okoliczności te stanowią zarazem dowód, że nie ma syntez pomiędzy
cywilizacjami, boć w takim razie musiałaby być możliwa jakaś synte­
za etyk. Bo jakżeż być moralnym według kilku metod etycznych, wy­
kluczających się często nawzajem? Jakżeż w mieszance etycznej po­
mieścić dążenia do jakiegoś wspólnego celu? Odmiennie etyki mogą
tylko przeszkadzać sobie wzajemnie, bo jakżeż złączyć do wspólnego
mianownika ludzi, z których jedni uważają za dobro to właśnie, w
212
Feliks Koneczny
Człowiek w Kulturze 10
czym inni współobywatele upatrują zło? Toteż aż wre koło nas od
anarchii etycznej.
Kto wie, czy wszystko zło, trapiące Europę, nie pochodzi z tego,
że dziś ogół nie wie, jakiej się trzymać etyki. A w naszej Polsce jest
ich aż cztery, bo cztery cywilizację współzawodniczą o kierownictwo:
łacińska, bizantyńska, żydowska, turańska. Nie odmawiam nikomu
dobrej wiary, ni patriotyzmu nikomu, kto jest odmiennego ode mnie
zdania — lecz pytam każdego: Co da się zrobić dobrego przy takim
harmiderze etyk?
Czas zastanowić się, do której też Polska właściwie należy cywili­
zacji i jakiej mamy się trzymać etyki? Inaczej grozi nam stan acywili-
zacyjny i bezetyczny.
Literatura
Bastian:
Die Rechtsverhaeltnisse bei verchiedenen Voelkern der Erde
Berlin 1872;
Eduard Westermarck:
Ursprung und Entwickelung der Moralbegriffe.
Deutsch von Leopold Katscher,
Leipzig 1907, 1909, (dwa tomy);
Victor Cathrein:
Die Einheit des sittlichen Bewusstseins der Menscheit,
Freiburg i/Br 1914, (trzy tomy);
Semaine internationale d'ethnologie religieuse,
zwłaszcza V-me session,
Luxembourg 1929 —Paris 1931;
Der Mensch aller Zeiten. Natur und Kultur der Voelker der Erde.
Von
Hugo Obermaier, Ferdinand Birkner, P. Wilhelm Schmidt, Ferd. Hester-
mann u. Theodor Stratman S. O. D. Berlin 1912 — Regensburg 1924,
(trzy tomy);
Poul Janet:
Philosophie du bonheur,
Paris 1893;
Władysław Biegański:
Etyka ogólna,
Wyd. II, Lwów 1922;
Leon Petrażycki:
O pobudkach postępowania i o istocie moralności i pra­
wa,
Warszawa (po 1918);
Louis de la Vallée Poussin:
La morale bouddhique,
Paris 1927;
Ku-Hung-Ming:
Duch narodu chińskiego,
tłum. z ang. Józef Targowski,
Kraków 1928;
Katsouro-Hara:
Histoire du Japon des origines a nos jours,
Paris 1926;
Camille Hemon:
Essai sur la philosophie des moeurs,
Paris 1929;
Kamil Giżycki:
Przez Urjanchaj i Mongolię,
Lwów 1929;
Feliks Koneczny:
O wielości cywilizacji,
Kraków 1935.
Feliks Koneczny
Rodowód monizmu prawniczego
*
Artykuł opublikowany w:
Myśl Narodowa
Nr 35/ 1936
Metody życia zbiorowego wywołują pewne szeregi zjawisk, zespolo­
nych zawsze i nieuchronnie, tak dalece, iż gdy jedno z nich dostrze­
żemy, inne z tego samego szeregu znajdą się napewno tuż obok
w czasie i przestrzeni. Tak np. wiadomo każdemu, że biurokracja,
zanik samorządu i powiększenie ciągłe ingerencji państwa aż do
omnipotencji i totalności państwowej, zjawiają się zawsze razem.
Gdzie biurokracja znajdzie się choćby obok samorządu, tam nieba­
wem wejdzie ona w samorząd, zniszczy go i zacznie „rozbudowywać"
państwowość, jak tylko daleko się da, a hasło omnipotencji państwa
będzie dla niej jak najbardziej pożądane. Podobnych szeregów jest więcej;
wybrałem dla przykładu ten, bo najłatwiej się w nim orientować.
Mam atoli zamiar zająć się pewnym szeregiem mniej znanym,
nawet wcale dotychczas nie dostrzeganym. Członami jego: persona­
lizm, organizm i dualizm prawniczy —
a contr ario
zaś: gromadność,
mechanicyzm i prawniczy monizm. Nowy monizm, dla wiary równie
niebezpieczny, jak grzebany już w obecnej chwili monizm przyrodni­
czy; dla obyczajów gorszy od tamtego bez porównania, życiu pu­
blicznemu zagrażający ruiną, a cywilizacji zagubą. Mam oczywiście
na myśli łacińską.
Szereg, o którym mam zamiar pisać, wywodzi się z bardzo głębo­
ka i pozornie z daleka, bo aż z religii. Miejmyż na uwadze, że ze
Zgłoś jeśli naruszono regulamin