SP 06 A5 ilustr.pdf

(5476 KB) Pobierz
Andrzej Pilipiuk
Carska manierka
Cykl: Światy Pilipiuka Tom 6
Ilustracje: Piotr Dismas Zdanowicz
Wydanie polskie 2013
Spis treści:
Manierka.........................................................................................................................................................................3
Czarne parasole.............................................................................................................................................................61
Na dnie mogiły..............................................................................................................................................................84
Album.........................................................................................................................................................................112
Miód umarłych............................................................................................................................................................138
Śmierć pełna tajemnic.................................................................................................................................................174
Tajemnica Góry Bólu..................................................................................................................................................240
Rehabilitacja Kolumba................................................................................................................................................272
-2-
Manierka.
Pierwsza sprawa Roberta Storma
Prolog
Budzik służył moim rodzicom, odkąd sięgałem pamięcią,
jednak pewnego ranka po prostu nie zadzwonił. Zaspaliśmy
wszyscy, spóźniłem się do liceum, tracąc dwie pierwsze lekcje. W
dodatku gdy ojciec poszedł do zegarmistrza, ten na widok
antycznej konstrukcji wyraźnie się spłoszył i zasugerował zakup
nowego zegara - na baterie. Ojciec, obrażony podobną sugestią,
wręczył mi chronometr i polecił udać się do „prawdziwego
fachowca”, pana Maćka, z którego usług korzystał kiedyś dziadek.
Następnego dnia po lekcjach wsiadłem w autobus i pojechałem na
Wolę.
Brukowana kocimi łbami uliczka, kawałek przedwojennych
szyn tramwajowych, fragment jakiejś kompletnie zapomnianej
linii. Sypiące się elewacje, tabliczki z numerami domów,
emaliowane, ale pokryte purchlami rdzy, pamiętające zapewne
czasy przedwojenne. Bywałem w tej okolicy kiedyś, jeszcze jako
dzieciak. Potem, po śmierci dziadka, jakoś nie było okazji, by
zapuszczać się w te zaułki.
-3-
Wreszcie dotarłem na miejsce. Wprawdzie nad witryną wisiał
szyld, ale sprawdziłem odruchowo adres zapisany na kartce. To
tutaj. Kamieniczka wyglądała fatalnie. Dach pozapadał się tu i
ówdzie, elewacje, pierwotnie ozdobione płytkami ceramicznymi,
straszyły ubytkami. Sztukaterie przy obramowaniach okien
zachowały się tylko w kilku miejscach. Z balkonu nad bramą
pozostały dwie zardzewiałe stalowe szyny, resztki przegniłych
desek oraz kawałek skorodowanej balustrady. Wszystkie szyby
były brudne, niektórych w ogóle brakowało. Tylko nad
warsztatem dwa okna lśniły jak świeżo umyte. Widocznie tam
mieszkał zegarmistrz. Brama, ozdobiona kamiennym portalem,
prowadziła na podwórze. Przez prześwit widziałem na podwórzu
jakieś rozłożyste drzewo i szopę. Dwa zardzewiałe żeliwne
krasnale - odboje - chroniły narożniki. Przejście wybrukowane
zostało granitową kostką.
Miałem dziwne wrażenie, jakbym świetnie znał to miejsce.
Bezwiednie zrobiłem kilka kroków i stanąłem pod łukiem bramy.
Byłem tu kiedyś z dziadkiem? Chyba nie. Zapamiętałbym na
pewno. A przecież... Skądś znałem echo kroków rozbrzmiewające
wokoło. Czułem, jakbym znalazł się w domu. Budynek, choć
straszliwie okaleczony, wydał mi się dziwnie swojski.
Skonfundowany cofnąłem się na ulicę i wszedłem do warsztatu.
Wnętrze od razu mi się spodobało. Pod szklanym blatem lady
połyskiwały masywne srebrne cebule zegarków kieszonkowych.
Na ścianie, pomiędzy kilkunastoma zegarami szafkowymi z
różnych epok, w złoconej ramce wisiał dyplom cechowy.
Powietrze wypełniało delikatne tykanie zegarów. Zegarmistrz był
siwy, na nosie miał grube okulary, ale nie wyglądał szczególnie
staro. Oceniłem jego wiek na mniej więcej sześćdziesiąt lat.
Przywitałem się i wydobyłem budzik z teczki.
-4-
- Fiu, fiu - mruknął. - A to ci dopiero antyk. Stary junghans.
Niech pomyślę... Sądząc z kształtu, lata dwudzieste. Czyli już po
gorączce radowej.
- Gorączce radowej? - podchwyciłem.
- Wiesz, po odkryciu radu w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym
ósmym zaczęto paskudzić nim wszystko, co się dało. Sądzono, że
jego promieniowanie jest niezwykle zdrowe dla ludzkiego
organizmu. W sprzedaży pojawiły się radowe tabletki, radowe
prezerwatywy, radowe maści i krople... Wiele firm wykorzystało
też fluorescencyjne właściwości tego pierwiastka. Radową farbą
pokrywano na przykład cyferblaty czy wskazówki zegarków.
Niektóre do dziś wychylą wskazówkę licznika Geigera... Ale ten
budzik jest późniejszy. Jeśli coś tu do farby dodano, to najwyżej
fosfor. Nieszkodliwy, póki się go nie zje - zażartował.
- Tata jest do niego bardzo przywiązany - wyjaśniłem. - Gdyby
udało się go jeszcze choć na trochę ożywić, byłby bardzo
zobowiązany.
Zegarmistrz po kolei poruszył pokrętłami z tyłu.
- Zobaczymy, co da się zrobić. Tylko obawiam się, że niestety,
będzie to sporo kosztowało. Drożej niż nowy budzik.
- Ojciec tak przypuszczał. Ale powiedział, że cena nie gra roli.
- Jeśli zepsuło się to, co myślę, koszt naprawy wyniesie około
stu złotych. A jeśli coś innego, to, niestety, drożej, ale wtedy
zadzwonię i ojciec sam zadecyduje.
- Kiedy mam się zgłosić po odbiór?
Zegarmistrz przez chwilę się zastanawiał, a później machnął
ręką.
- Właściwie nie mam nic pilnego do roboty, a zajrzeć do niego
mogę choćby teraz. - Wyciągnął śrubokręt. - Jeśli masz czas,
usiądź sobie na tym krzesełku. Może da się od ręki coś poradzić.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin