Rossi Veronica - Przez bezmiar nocy.pdf

(1205 KB) Pobierz
Dla Elisabeth i Flavia
1
PEREGRINE
Aria tu była.
Perry szedł przez noc prowadzony jej zapachem. Rytm jego kroków
był równomierny, choć serce dudniło mu w piersi, kiedy rozglądał się po
pogrążonym w ciemności lesie. Roar powiedział, że Aria znów jest na
zewnątrz, i jako dowód przekazał mu fiołki. Perry musiał jednak ją
zobaczyć, żeby uwierzyć.
Gdy dobiegł do skupiska skał, zrzucił łuk, kołczan i torbę.
Przeskakiwał z głazu na głaz, aż stanął na najwyższym. Niebo zasłaniała
gruba warstwa chmur, przez którą delikatnie przeświecała eterowa
poświata. Przeszukiwał wzrokiem zielone wzgórza, a jego oczy
zatrzymywały się na ogołoconych płatach ziemi. Wypalone, srebrne
obszary były niczym blizny pozostawione przez zimowe burze. Spora
część jego terytorium, oddalonego o dwa dni drogi na zachód, wyglądała
tak samo.
Perry znieruchomiał, gdy w oddali zauważył smugę dymu unoszącą
się znad ogniska. To musiała być ona. Była tak blisko.
– I co? – zawołał Reef z dołu. Stał jakieś sześć metrów niżej. Na jego
ciemnobrązowej twarzy połyskiwał pot, którego kropla spływała strużką
wzdłuż blizny sięgającej od nasady nosa aż nad ucho, dzieląc jego
policzek na pół. Ciężko oddychał. Jeszcze kilka miesięcy temu byli sobie
obcy. Teraz Reef był dowódcą straży Perry’ego i prawie zawsze stał przy
jego boku.
Perry zeskoczył ze skały, z chrzęstem lądując na grząskiej pokrywie
topniejącego śniegu.
– Jest na wschodzie. Półtora kilometra stąd, może mniej.
Reef przeciągnął rękawem po twarzy, odgarniając warkocze
i ocierając pot. Zazwyczaj bez wysiłku dotrzymywał kroku Perry’emu, ale
dwa dni nieustannego marszu ujawniły dziesięcioletnią różnicę wieku
między nimi.
– Mówiłeś, że pomoże nam znaleźć Wielki Błękit.
– Tak będzie – odparł Perry. – Mówiłem ci już. Zależy jej na tym tak
samo jak nam.
Reef pewnym krokiem ruszył w stronę Perry’ego i zatrzymał się
niespełna pół metra przed nim.
– Tego mi nie mówiłeś. – Przechylił głowę na bok i głośno wciągnął
powietrze nosem niczym zwierzę. Perry nie potrafił wyczuć żadnego
zapachu, ale mógł sobie wyobrazić, co poczuł Reef. Pragnienie, zielone,
wyraźne i żywe. Gęsty i piżmowy aromat pożądania, którego nie można
było przegapić. Reef też był Scirem. Dokładnie wiedział, co Perry czuje na
moment przed ujrzeniem Arii. Zapachy nigdy nie kłamały.
– Mamy ten sam cel – powiedział Perry z naciskiem. Podniósł swoje
rzeczy i zarzucił je na ramię niecierpliwym szarpnięciem. – Rozbij tu obóz
z pozostałymi. Wrócę o świcie. – Odwrócił się, by odmaszerować.
– O świcie, Perry? Wydaje ci się, że Fale chcą stracić kolejnego
Wodza Krwi?
Perry zatrzymał się i znów odwrócił w jego stronę.
– Setki razy przebywałem sam.
– Nie wątpię – przytaknął Reef. – Jako myśliwy. – Powoli, jakby
nigdy nic, wyciągnął bukłak ze swojej skórzanej torby, choć nadal ciężko
oddychał. – Teraz jesteś kimś więcej.
Perry wpatrywał się w las. Twig i Gren byli przed nimi, nasłuchując
i wypatrując niebezpieczeństwa. Chronili go, odkąd opuścili terytorium
Fal. Reef miał rację. Tu, na ziemiach niczyich, przetrwanie było jedyną
regułą. Bez straży jego życie byłoby zagrożone. Perry powoli wypuścił
powietrze, czując, jak znika jego nadzieja na spędzenie nocy tylko z Arią.
Reef zatkał bukłak jednym zdecydowanym uderzeniem.
– A więc? Co nakazuje mój przywódca?
Perry pokręcił głową na ten formalny zwrot – w ten sposób Reef
przypominał mu o obowiązującej hierarchii. Jakby Perry mógł o niej
zapomnieć.
– Twój przywódca potrzebuje godziny samotności – powiedział
i ruszył biegiem w stronę lasu.
– Stój, Peregrine. Potrzebujesz...
– Tylko godzina – zawołał Perry, ledwie się odwracając.
Czegokolwiek chciał Reef, mogło to poczekać.
Kiedy miał pewność, że przyjaciel został daleko za nim, zacisnął
dłoń na łuku i przyspieszył. Aromaty przemykały mu pod nosem, kiedy
biegł pomiędzy drzewami. Intensywny, obiecujący zapach mokrej ziemi.
Dym z ogniska Arii. I jej zapach. Fiołki. Słodkie i wyjątkowe.
Perry rozkoszował się piekącym bólem w nogach i rześkim
powietrzem, które wypełniało mu płuca. Zimą najlepiej było trzymać się
w jednym miejscu, by uniknąć niebezpieczeństwa burz, a on od dawna nie
przebywał tak długo na otwartej przestrzeni – w każdym razie od czasu,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin