Moody Raymond A. - Życie po życiu. CZĘŚĆ 2 - Refleksje nad zyciem po zyciu.doc

(291 KB) Pobierz
RAYMOND A

RAYMOND A.MOODY Jr
ŻYCIE PO ŻYCIU, CZĘŚĆ 2 (obecnie rozszerzona i o tytule: Refleksje nad życiem po życiu)
[Refiections of Life after life / wyd. orygin.: 1979 ?]


 


SPIS TREŚCI:

Wprowadzenie

Wizja wszechwiedzy
Miasta ze światła
Królestwo otępiałych duchów
Nadziemscy wybawcy
Sąd
Samobójstwo
Reakcje księży (pastorów)
Przykłady historyczne
Pytania

 


WPROWADZENIE

Tom ten powinien być przeczytany w połączeniu z moją poprzednią książką: "Życie po życiu", ponieważ stanowi rozszerzenie niektórych idei i odkryć tam opisanych.

Od czasu wydania "Życia po życiu" przesłuchałem inne osoby, które miały przeżycia po śmierci klinicznej. Odkryłem nowe przypadki tego zjawiska i to w takiej ilości, że nie pamiętam już dokładnie ich liczby.

W mojej poprzedniej pracy, kilka z tych osób przeżyło śmierć kliniczną, a inne otarły się tylko o śmierć na skutek poważnych ran lub w wypadkach. W relacjach, które później usłyszałem, piętnaście pospolitych przypadków, omówionych w książce "Życie po życiu", powtarzało się. Dlaczego więc jeśli te przeżycia były tak liczne jak stwierdziłem, inni ludzie nie zbierali relacji o nich. Po pewnym czasie przekonałem się, że kilka innych osób, najbardziej zaś godna szacunku dr Elisabeth Kubler-Ross przeprowadzała takie same badania i miała identyczne wyniki.

Kiedy dr Kubler-Ross otrzymała strony korekty przed wydaniem mojej pierwszej książki, stwierdziła, że mogłaby napisać taką samą pracę na podstawie swoich badań. Wielu lekarzy i duchownych także potwierdziło, że już dawno notowali podobne przypadki tego zjawiska i przypuszczali, że mogły one być powszechne. Przychodzili do mnie ludzie; z którymi dawniej rozmawiałem o ich przeżyciach związanych z życiem po śmierci klinicznej. Niektórzy mówią teraz o swych przeżyciach publicznie w czasie dyskusji następujących po moich wykładach. W ten sposób inne osoby usłyszały o tych "przeżyciach" bezpośrednio od ludzi, którzy zetknęli się ze śmiercią.

Mogę teraz powiedzieć z całym przeświadczeniem, że zjawisko to, cokolwiek ostatecznie by ono znaczyło – jest powszechne. W rzeczywistości jest ono tak szeroko rozpowszechnione, że myślę iż wkrótce nie będzie wątpliwości, że istnieje naprawdę.

Jednym z założeń książki "Życie po życiu" była chęć wprowadzenia tego zjawiska na forum publiczne i pragnienie zainteresowania nim innych.

Na początku tej książki, pozwolę sobie wprowadzić teoretyczny, kompletny model "przeżycia", który po raz pierwszy zbudowałem w książce "Życie po życiu".

Obejmuje on pospolite przypadki typowych przeżyć u "progu śmierci",

"Człowiek umiera i kiedy osiąga punkt najwyższego fizycznego utrapienia, słyszy jak lekarz stwierdza jego śmierć".

Docierają do niego nieprzyjemny hałas, głośne dzwonienie albo buczenie i zarazem czuje jakby szybko mknął przez długi ciemny tunel. Potem nagle znajduje się poza swoim ciałem, ale w tym samym otoczeniu jak dotąd i widzi swoje ciało z odległości, jakby był widzem, obserwuje wysiłki mające przywrócić go do życia. Przeżywa stan emocjonalnego wstrząsu. Po chwili opanowuje się i staje się bardziej przystosowany do swoich nowych warunków. Zauważa że ma jeszcze "ciało", ale ciało inne i z innymi siłami, niż ciało fizyczne, które pozostawił poza sobą. Wkrótce nadchodzą inni "ludzie", aby go spotkać i pomóc mu. W przelocie widzi duchy swych krewnych i przyjaciół, którzy już umarli oraz Ducha, którego nie potrafi określić... Jest to istota ze światła emanująca ciepłem i dobrocią.

Ten Duch zadaje mu pytanie, bez słów, które ma ocenić jego życie. Pomaga mu w tym przez panoramiczne ukazywanie najważniejszych wypadków z jego życia.

W tej samej chwili osoba w tym przedziwnym stanie stwierdza, że zbliża się do jakiegoś rodzaju bariery, prawdopodobnie przedstawiającej granicę między ziemskim życiem, a życiem następnym. Teraz przekonuje się, że musi wracać na Ziemię, że czas jego śmierci jeszcze nie nadszedł. W tym momencie waha się, ponieważ teraz jest pochłonięty doznaniami w jego życiu pozagrobowym i nie chce wracać. Jest ogarnięty intensywnymi uczuciami radości, miłości i spokoju. Nie wiedząc jak to się dzieje, łączy się ponownie ze swoim fizycznym ciałem i ryje dalej. Później próbuje zwierzyć się ze swych przeżyć, ale natrafia na wiele trudności. Nie może znaleźć żadnych ludzkich słów odpowiednich do opisania tych pozaziemskich wydarzeń. Stwierdza jedynie, że życie pozagrobowe wstrząsnęło nim do głębi, zmieniając jego pogląd na śmierć i stosunek do życia".

 

 

WIZJA WSZECHWIEDZY

Kilka osób opowiedziało mi, że podczas zetknięcia się ze śmiercią mieli krótki obraz całej egzystencji innego świata, w którym całkowite poznanie, czy to przeszłości, teraźniejszości, czy przyszłości wydawało się współistnieć w jakimś "bezczasie".

Opisywano to, jako moment oświecenia, w którym wszechwiedza dawała kompletne poznanie wszystkiego. Wszyscy podawali, że jest to przeżycie nieopisane.

Wszyscy też zgadzali się, że wrażenie kompletnego poznania się trwało dalej po powrocie do życia, lecz że nie . przynieśli żadnego rodzaju wszechwiedzy ze sobą.

Zgodnie przyznawali również że ta wizja nie zniechęciła ich do nauki w ich ziemskim życiu, a przeciwnie raczej ich zachęcała do dalszej pracy.

Powyższe przeżycie było porównywane w różnych opowiadaniach do błysku widzenia całego wszechświata, jakby instytucji wyższego nauczania, "szkoły" i "biblioteki". Każdy podkreślał jednak, że słowa, których używają do opisania tego przeżycia, są w najlepszym razie tylko mglistymi odbiciami zaistniałego stanu jaki starają się opisać.

Odnoszę wrażenie, że we wszystkich tych opowiadaniach pojawia się nowy, nieznany rodzaj świadomości. Jednak kobieta "umarła" podała, co następuje z obszernego przeprowadzonego z nią wywiadu.

Czy pani mogłaby opowiedzieć o swojej "wizji wszechświata", o której pani wspomniała?

- Zdaje się, że stało się to potem, jak zobaczyłam obraz mojego życia przed sobą. Miałam wrażenie jakby wszystko stawało się nagle: całe uświadomienie sobie wszystkiego od samego początku życia, aż do końca.

I w jednej sekundzie wiedziałam o wszystkich tajemnicach swego życia i znaczeniu kosmosu, gwiazd, księżyca... słowem wszystkiego. Ale potem, gdy wybrałam powrót do życia, ta świadomość uciekła i nie mogłam sobie przypomnieć niczego. Miałam wrażenie, że kiedy podjęłam decyzję powrotu do ciała fizycznego, oznajmiono mi, że nie będę mogła zatrzymać tej "świadomości pozaziemskiej"; ale byłam wzywana przez moje dzieci.

Ta Wszechmocna Nadświadomość objawiła mi się. Zdawało mi się, że będę chorować jakiś czas i że zostanę jeszcze wezwana. Miałam potem wezwania bliskich memu sercu. Powiedziano mi, że część z tych przeżyć zastanie wymazana z tej "świadomości kosmicznej".

Będzie mi dane poznać tajemnice wszechświata, ale potem zapomnę o nich. Pamiętam jedno; miałam świadomość wszystkiego po śmierci, co zdarzyło się w moim życiu, ale nie było mi dane zatrzymanie tego w pamięci po powrocie do życia. Wybrałam jednak powrót do moich dzieci... Pamięć wszystkich tych rzeczy, które zdarzyły się; była jasna, ale przelotna, jak wizja wszechwiedzy". I uczucie Wszechmocnej Nadświadomości zniknęło, kiedy powróciłam do mego ciała fizycznego. Brzmi to głupio gdy się o tym mówi na głos. Może dlatego nigdy nie miałam odwagi zwierzać się z tego nikomu. Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale ja wiem... że to jak w Biblii:

"Wszystkie rzeczy będą tobie objawione": Potem nie było już nic: ani pytań, ani odpowiedzi. Jak to długo trwało nie mogę powiedzieć, bo to jednak nie był "ziemski czas".

- W jakiej formie ta Wszechmocna Nadświadomość objawiła się pani? Czy w słowach, czy w obrazach?

- Odbierałam ją wzrokiem, słuchem, myślami. Ona była Czymś, była Wszystkim. To tak, jakby nie było nic, co by było niewiadome. Tam była cała wszechwiedza, nie jedna jakaś dziedzina, ale cała.

- Zastanawiam się nad jedną rzeczą. Spędziłem wiele lat mego życia na poszukiwaniu wiedzy, nauki. Jeśli tak to się przedstawia, to może nie ma sensu w poszukiwaniu wiedzy?

- Nie!... Jeszcze wciąż chce się szukać wiedzy, nawet po powrocie stamtąd. Ja nadal poszukuję wiedzy... i łatwo odpowiedzieć na to tutaj. Poszukiwanie wiedzy jest częścią naszego życia... i nie jest to cel dla jednej osoby, ale jest to przeznaczeniem całej ludzkości.

To, co wiemy, zawsze zawdzięczamy innym".

Jest jedna rzecz, którą chciałbym zaznaczyć w tej relacji. Ta kobieta miała całkowite przeświadczenie, że przeznaczony czas na jej długą rekonwalescencję, przyczynił się do zapomnienia prawie wszystkiego z jej "wszechwiedzy". To nasuwa przypuszczenie, że działa jakiś mechanizm mający za zadanie zablokować przyjście tajemnic "wszechwiedzy" do stanu jej ziemskiej egzystencji. Kobieta ta nie potrafiła przenieść "pozaziemskiej świadomości" do "świadomości ziemskiej".

Jestem pod wrażeniem podobieństwa pomiędzy tym przypuszczeniem, a myślą wyrażoną w metaforyczny i poetyczny sposób przez Platona w jego opowiadaniu o Erze, wojowniku, który powrócił do życia, będąc już na stosie całopalnym, jak zmarły. Er miał widzieć wiele rzeczy w życiu pośmiertnym, ale powiedziano mu, że powróci do życia na Ziemi, aby powiedzieć innym, co to znaczy "śmierć".

Zanim jednak wrócił ujrzał dusze przygotowane do narodzin. Wszystkie one dążyły do Doliny Zapomnienia przez straszliwe i duszące gorąco, pozbawione drzew i roślin. Obozowały one tam nad brzegami Rzeki Zapomnienia, której żadna łódź nie mogła przepłynąć. Wszystkie chciały wypić bezmiar tej wody, a te którym nie miało być dane ocalenie przez swe dobre uczucia, piły wodę ponad miarę. Każdej zaś z dusz wypita woda przynosiła zapomnienie. Gdy o północy zapadły w sen rozległy się grzmoty i nastąpiło trzęsienie ziemi.

Dusze uniosły się nagle jak wystrzelone gwiazdy, aby w ten sposób narodzić się. Lecz Eremu nie pozwolono napić się wody i musiał powrócić do fizycznego ciała. Zobaczył nagle samego siebie leżącego na stosie całopalnym. Główna treść tych dwóch wypadków jest podobna. Przed powróceniem do życia, pojawił się pewien rodzaj "zapomnienia" tego, o czym wiedziało się v stanie wiekuistym.

Podczas innego wywiadu, młody człowiek powiedział mi tak:

- "Otóż byłem w szkole... i to było naprawdę. To nie była fantazja, bo gdybym nie był tego zupełnie pewny, to powiedziałbym: – "czyż jest to możliwe, że ja tam byłem?", ale to było naprawdę. To miejsce było podobne do szkoły, ale nie było w niej nikogo..., gdy się skupiło uwagę, to wyczuwało się, że były tam obecne jakieś istoty... odbywały się tam lekcje dla mnie, ciągle trwające pouczania mnie".

Inny mężczyzna rzekł mi, że wszedł do czegoś, co nazwaliby "biblioteką" lub "akademią".

- Czy spróbowałby pan opowiedzieć mi to?

- Oczywiście, choć w tym wypadku nie jest to takie proste. Zwykle, gdy człowiek opowiada o jakim wydarzeniu, można je sobie dokładnie wyobrazić. A tutaj nie ma słów właściwych, są uboższe i za pomocą języka werbalnego nie można tego opowiedzieć. Stan ten nie jest porównywalny do niczego na ziemi.,

Terminy, których używam do opisania odbiegają daleko od rzeczywistości, ale to wszystko co mogę zrobić. Odczuwam to jakby miejsce wszechwiedzy, czyli wiedzy i informacji. Dzięki wchłoniętej wiedzy zna się odpowiedź na wszystko. To jakby umysłowe źródło oświecenia w owej szkole. Zaznaczam, że to "wszechwiedza" płynie przez człowieka z tego źródła automatycznie. Jakby się w pośpiechu przeszło dwanaście kursów nauczania. I wiem dosłownie o czym mam mówić, ale rozumie pan; że ja sam teraz mam już "świadomość" ziemską i używam słów innych, niż tamte...

Idę na poszukiwanie wiedzy, szukam i znajdę ją. Można zdobyć wiedzę samemu. Modlę się o mądrość, mądrość ponad wszystko..."

Kobieta w średnim wieku opisała to w ten sposób: – "Była to chwila wszechwiedzy, którą trudno opisać, ale była to jak gdyby świadomość o wszystkich. rzeczach... Przez chwilę wydawało się, że nie potrzebna jest wszelka łączność. Znałam odpowiedzi na wszystkie pytania i problemy".

 

 

MIASTA ZE ŚWIATŁA

Zaznaczyłem w "Życie po życiu", że nie spotkałem się z wypadkiem, gdzie "niebiosa", a przynajmniej pewien tradycyjny opis tego miejsca, zostałby mi podany. Jednakże rozmawiałem z wieloma osobami, które z uderzającą logiką opisywały inne królestwo egzystencji, które mogłoby być określone, jako "niebiańskie". Dla mnie jest to dziwne, że w kilku opowiadaniach powtarzało się jedno zdanie "miasto ze światła".

W tych i kilku innych określeniach, obrazy w których te sceny są opisane, zdają się być reminiscencją tego, co znajduje się w Biblii. Mężczyzna w średnim wieku po przebytym zawale serca, podał mi co następuje:

- "Miałem zapaść i kliniczną śmierć... Lecz pamiętam wszystko dokładnie. Nagle poczułem, że drętwieję. Dźwięki zaczęły dochodzić mnie z bliska... Cały ten czas byłem zupełnie świadomy wszystkiego, co się działo. Usłyszałem, jak aparatura do badania serca zamilkła. Zobaczyłem pielęgniarkę wchodzącą do pokoju i potem telefonującą. Widziałem wchodzących lekarzy, siostry i salowe. Kiedy wszystko dookoła mnie zbladło, zaczął docierać do mnie dźwięk podobny do bicia w bęben, lub strumienia pośpiesznie wpadającego do wąwozu. I wtedy wstałem i znalazłem się kilka stóp w górze, patrząc na dół na moje własne ciało. Leżałem tam, a ludzie usiłowali mnie ratować. Nie obawiałem się, nie odczuwałem bólu. Jedynie spokój. Po kilku chwilach miałem wrażenie, że wykonuję obrót unosząc się do góry. Było tak ciemno, jak w dziurze lub tunelu i wreszcie ukazało się Światło. Stawało się coraz jaśniejsze i miałem wrażenie przechodzenia przez nie. Nagle znalazłem się gdzie indziej. Piękne złote światło wszędzie. Nie mogłem znaleźć nigdzie źródła tego światła. Było wokół, przychodzące zewsząd. I była muzyka. Wrażenie takie, jakbym był na wsi, gdzie znajdują się strumienie, trawa, drzewa i góry. Ale kiedy rozejrzałem się dokoła, jeśli można by użyć tego słowa, to wszystkie te rzeczy i drzewa nie były takie, jakie my znamy na Ziemi. A najdziwniejszą sprawą dla mnie było to, że tam znajdowali się ludzie, ale nie w formie fizycznej, jaką znamy... Zaznałem uczucia kompletnego spokoju, zadowolenia i miłości. Jakbym był częścią tego wszystkiego. To przeżycie mogło trwać całą noc lub sekundę... Nie wiem..."

Inna z kolei kobieta opisuje:

- "Ogarnęła mnie pewnego rodzaju wibracja. I to wibrowanie otaczało mnie, całe moje ciało. Tak to było, jakby ciało wibrowało, ale dlaczego, nie wiem. W trakcie tej wibracji nastąpiło oddzielenie od mego ciała fizycznego. Mogłam teraz zobaczyć swoje ciało... Zatrzymałam się chwilę i obserwowałam, jak lekarz i pielęgniarki usiłowali przywrócić mnie do życia, no i myślałam o tym co się stało.

Stałam u wezgłowia łóżka patrząc na nich i na moje ciało. W .pewnej chwili pielęgniarka sięgnęła po zawieszoną nad łóżkiem maskę tlenową i wykonała ten ruch przeze mnie, przez moją szyję, bo przecież stałam przy łóżku. A potem pofrunęłam do góry, przeszłam przez ciemny tunel... tak, przeszłam przez ciemny tunel i doszłam do jasnego Światła... Wzniosłam się jeszcze troszeczkę dalej i znalazłam się wśród swoich najbliższych, którzy już zmarli. Dookoła mnie było najcudowniejsze, najjaśniejsze Światło... Jasne kolory, ale nie takie, hak tu na Ziemi, inne, nie do opisania. I wszędzie tam byli szczęśliwi ludzie. Niektórzy zebrali się w grupy, inni uczyli się... W oddali mogłam zobaczyć miasto. Były tam budynki jasne i świecące. Ludzie w nich byli szczęśliwi. Ach i była tam woda rozpryskująca się, kaskada i fontanny... To było miasto ze Światła i przypuszczam, że to jest najlepsze określenie. Ono było cudowne. I muzyka była tam piękna. Wszystko promieniało i było urocze. Ale pomyślałam sobie, że gdybym weszła do tego miasta, nigdy bym nie wróciła. Właściwie to tak mi powiedziano, że gdy wejdę tam, to nie mogę wrócić na Ziemię i że ta decyzja należy do mnie".

Starszy zaś pan tak zeznał:

- "Siedziałem na krześle. Chciałem wstać i coś mnie uderzyło prosto w pierś... Oparłem się o ścianę. Usiadłem znowu i ponownie doznałem uderzenia w pierś, jak młotem kowalskim...

Potem byłem w szpitalu i powiedziano mi, że mam zawał serca...

- A co pan przypomina sobie z chwili owego zawału serca?

- Miejsce... rzeczywiście piękne, ale nie do opisania, choć byłem tam naprawdę. Nie można go nawet sobie wyobrazić. A po drugiej stronie... znajdowała się rzeka, jak w Biblii "A tam była rzeka..." Miała gładką powierzchnię, jak szkło... I można było przedostać się na drugi brzeg rzeki i ja to uczyniłem.

- Co pan odczuł, jak przepłynął przez tę rzekę?

- Szedłem... tak właśnie szedłem... Ale to było tak ładne, piękne! . Nie można tego opisać. Nie ma dwóch zdań... tutaj mamy również piękno, ale nie takie. Jak piękne są tam kwiaty, wszystko... Nie ma porównania. I jaka tam cisza i spokój. Można tam odpocząć. I nie było tam żadnej ciemności.

 

 

KRÓLESTWO OTĘPIAŁYCH DUCHÓW

U kilku osób powtórzyły się opowiadania dotyczące zjaw, które sprawiały wrażenie "przeniesionych" w krytycznym momencie swej (psychicznej) egzystencji.

Stan tych istot sugerował niemożność wyrzeczenia się przywiązania do ziemskiego życia. Jeden mężczyzna powiedział, że duchy, które zobaczył widoczne "nie potrafiły przejść do nowego życia, ponieważ ich bóg został jeszcze na Ziemi". Zdawały się tęsknić do jakiejś szczególnej rzeczy czy osoby. Posiadały jakby niższy poziom świadomości, Były otępiałe i smutne. Stan ten miał trwać aż do momentu rozwiązania przez nie swoich problemów.

A oto rozmowa z kobietą, która przeżyła 15-minutową śmierć kliniczną:

- Wspomniała Pani o ludziach-duchach, którzy zdawali się być zakłopotani. Czy może pani powiedzieć mi coś więcej o nich?

- Nie potrafię uświadomić sobie dokładnie gdzie ich widziałam. Kiedy przechodziłam przez miejsca tonące w jasnym świetle wśród zjaw różniących się nieco od ziemskich ludzi ujrzałam "szare miejsce". Widma tam wyglądały na smutne, przygnębione". Niewyraźne ich kształty miały pospuszczane głowy, powłóczyły nogami jakby spętane łańcuchami. Nie wiadomo dlaczego tak mówię, bo nie przypominam sobie, żebym widziała nogi. Nie wiem kim oni byli, ale wyglądali na opuszczonych i szarych. Ciągle powłóczyli nogami i kręcili się wokoło, bez celu i żadnej nadziei.

Gdy przechodziłam obok nich, oni nawet nie podnieśli głów, byli obojętni. Zdawali się myśleć: "Wszystko się skończyło. Co teraz? Co mam robić teraz?" Uderzała bezcelowość kompletne załamanie. Byli w ciągłym beznadziejnym powolnym ruchu.

- Czy zdawali się być świadomi świata fizycznego? – Raczej nie, ani ziemskiego, ani duchowego świata. Sprawiali wrażenie "uwięzionych" pomiędzy światem ziemskim a duchowym. Jest tam gdzieś taka przestrzeń pomiędzy tymi dwoma światami. Możliwe, że istoty te miały kontakt z ziemskim światem. Były pochylone jakby zapatrzone w swe życie, postępki i to co powinny były zrobić. Brakowało im odwagi w podjęciu decyzji. Ich twarze wyrażały najwyższe przygnębienie tak jakby nie było w nich życia. Nie wiem kim oni byli. To wyglądało jakby oni sami stracili świadomość i nie bardzo wiedzieli kim są ani kim byli. Tacy bezimienni.

- Czy mogłaby pani opisać ten świat między światem fizycznym, a duchowym?

- O ile sobie przypominam, zobaczyłam tę "szarą" przestrzeń między ziemskim światem, a duchowym, jak opuściłam swoje ciało fizyczne. Gdy poczułam, że unoszę się w górę zaczęłam przemieszczać się w ciemnym tunelu.

A potem byłam już w tym świecie, gdzie było takie jasne Światło. Jasność była silniejsza niż słoneczna, ale światło nie raziło i nie oślepiało, a było takie przyjemne. Jedynie przestrzeń między światem ziemskim, a duchowym miała kolor szary. Mam przyjaciela, który cierpi na daltonizm i słyszałam, jak kiedyś mówił, że świat dla niego jest tylko cieniem i kolorem szarym. Ja jestem wrażliwa na barwy, więc ta przestrzeń była czymś podobnym do czarno-białego filmu. Różne odcienie szarości: smutne, wyblakłe. Ci ludzie nie zdawali sobie sprawy z mojej obecności. Nie wykazywali żadnej oznaki zainteresowania mną. Byli pogrążeni w kompletnej depresji. Miałam wrażenie, że chcą się zdobyć na decyzję, że patrzą wstecz, że nie wiedzą, gdzie iść, w którą stronę się obrócić: I tak jakby nie wiedzieli gdzie są. Zdawali się krążyć i wciąż patrzyli w dół. Nie mieli odwagi iść -na przód, aby zobaczyć, co ich czeka. Przypominali mi opisy duchów, o których czytałam, że musiały jakąś rzecz doprowadzić do końca. I zdawało mi się, że tych istot dookoła była cała chmara.

Niektórzy widząc ten fenomen, zauważyli, że czasami istoty z "szarej przestrzeni" próbowały, chociaż bezskutecznie, skomunikować się z osobami, posiadającymi jeszcze ciało fizyczne. Jeden mężczyzna podał wiele przykładów, które zaobserwował będąc "umarłym" przez dłuższy okres czasu. Na przykład opowiedział, jak zobaczył pewnego pana idącego ulicą, nieświadomego, że nad nim krąży jedna z tych "otępiałych" istot. Odniósł takie wrażenie, jakby ten duch był za życia, matką przechodnia, nie mogącą w dalszym, ciągu zrzec się swej ziemskiej roli i próbując powiedzieć swemu synowi, co ma robić.

A oto kolejny urywek opowiadania przebadanej kobiety, która taki podaje opis przeżyć po śmierci klinicznej:

- A więc... można ich było zobaczyć, jak próbowali nawiązać kontakt. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy, że te duchy są wokół nich. Próbowały one skomunikować się, ale nie mogły przełamać owej bariery. Ludzie bowiem kompletnie nie uświadamiają sobie ich obecności.

- Czy pani mogłaby powiedzieć co oni próbowali mówić?

- Jeden duch zdawał się być kobietą próbującą usilnie dotrzeć do dzieci i do starszej niewiasty w domu. Myślałam, że może to jest matka tych dzieci i córka tej starszej pani. Dzieci jednak spokojnie bawiły się, a starsza kobieta krzątała się po kuchni, nie przeczuwając obecności tak bliskiej osoby.

- Czy była jakaś szczególna rzecz, którą ona chciała im powiedzieć?

- Tak. Próbowała wrócić do nich i powiedzieć im, aby postępowali inaczej, niż dotychczas i zmienili styl swego dotychczasowego życia. Teraz to brzmi, jak coś zmyślonego, ale oni naprawdę usiłowała-wrócić do nich i powiedzieć im, aby postępowali dobrze i żeby zmienili się, jeśli nie chcą być pozostawieni tam, gdzie ona jest. Ta matka mówiła: "nie róbcie tak, jak ja, a nie zdarzy się wam, to co mnie. Czyńcie wiele dla bliźnich, żeby nie być tam, gdzie ja jestem". Może w owym domu nie było miłości... Zdawało mi się, że ona próbowała odpokutować za swe złe czyny. To było przeżycie, którego nigdy nie zapomnę.

 

 

NADZIEMSCY WYBAWCY

W kilku raportach, które zebrałem, opowiadający twierdzą, że ocaleli przed śmiercią dzięki wstawiennictwu jakiegoś duchowego wysłannika, albo istoty pozaziemskiej. Wszystkie uratowane osoby znajdowały się najczęściej w beznadziejnym stanie zdrowia. Często zrezygnowane i przygotowane na śmierć. Jednak w krytycznym momencie pojawiło się światło lub głos i ocaliło te osoby od niechybnej śmierci. Ludzie ci po powrocie do życia potrafili inaczej patrzeć na doczesność. Ich wiara religijna została wzmocniona. Jedno przeżycie tego rodzaju, stało się głośne dzięki książce Catherine Marshall pt. "Człowiek wzywa Piotra". Opisuje tam jak Peter Marshall został w dzieciństwie ocalony przed śmiercią przez głos wołający z dala we mgle. To przeżycie sprawiło, że postanowił zostać księdzem. Pewien mężczyzna opowiedział mi jak został uratowany z ogromnej cysterny, do której wpompowywany był pod wysokim ciśnieniem strumień gorącego kwasu i .pary.

A oto jego relacja:

- Przerażające było gorąco. Ryczałem: "Wypuśćcie mnie stąd! Jestem, jak w pułapce". Przywarłem do jak najdalszego kąta cysterny i przyłożyłem tam swą twarz, ale cysterna była tak gorąca, że parzyła mnie przez ubranie. I w tym momencie zrozumiałem, że umrę. Przypuszczam, że z osłabienia, zrezygnowałem z walki o życie mówiąc do siebie: "To śmierć. Ja odchodzę". Nic nie widziałem, bo gorąco było tak straszliwe, że nie mogłem otworzyć oczu. Cały czas miałem oczy zamknięte, ale zdawało mi się; że cała przestrzeń płonie blaskiem. Zdeterminowany poszedłem za tym światłem podświadomie wyczuwając szansę na uratowanie życia. To tajemnicze światło "zawiodło" mnie do wyjścia.

- Czy to zmieniło pana życie w jakiś sposób?

- Po powrocie do pracy niektórzy robotnicy, którzy pracowali ze mną, dziwili się że jestem po wypadku taki spokojny. Nie byłem odważnym mężczyzną. Ale fakt, że zostałem wyprowadzony przez Niewidzialną Rękę z niebezpieczeństwa, był źródłem mojej odwagi. Głos, który mnie wyprowadził, był tym samym głosem, który dał mi odwagę i spokój. Wiem; że pomoc Jezusa Chrystusa pozwoliła pozostać mi przy życiu. Sądzę, że to nie jest sprawa rozumu, a sprawa podświadomości, że to była wola Boska ocalić mnie, ale czym sobie zasłużyłem, tego nie wiem. Przedtem nie żyłem tak blisko z Bogiem, jak powinienem, ale to zdarzenie sprawiło, że zbliżyłem się do Niego.

- Kiedy pan usłyszał głos, czy to był normalny ziemski głos?

- Nie. Był silniejszy, donioślejszy. Nie mam wątpliwości, że usłyszałem go i nie mam wątpliwości skąd dochodził. Jakby szedł z prawej i lewej strony, a gdybym nie poszedł za nim, to zostałbym natychmiast zabity. Nigdy bym z tamtego żaru sam nie wyszedł. Wiedziałem, że nie mam sposobu wydostania się.

- Jak długo to trwało?

- Zdawało się, że wieczność. Jeśli człowiek pełza czterdzieści, albo pięćdziesiąt stóp przez gorący kwas, każda chwila, zda się trwać nieskończenie długo. Prawdopodobnie wszystko trwało 2 lub 3 minuty, ale dla mnie wtedy była to wieczność.

- Jakby pan określił to Światło?

- Nigdy przedtem nie widziałem niczego podobnego do tego Światła. To było takie Światło; jakby się patrzyło w słońce. A tam przecież gdzie zostałem złapany jak w pułapkę było zupełnie ciemno. To było wielkie jasne Światło i wyraźny głos. Nie widziałem postaci, ani nic podobnego, ale cały czas postępowałem za Światłem.

- Czy to Światło raziło pana oczy? Czy sprawiało ból, gdy się patrzyło na to Światło?

- Nie, absolutnie nie! – Oczy miałem cały czas zamknięte i nie potrafię powiedzieć jakimi zmysłami odbierałem tę Jasność.

- Czy światło miało jakiś osobliwy kolor?

- Nie, żadnego koloru oprócz jasno-białego. To było, jak słońce, jak patrzenie w słońce.

Inny mężczyzna opowiedział:

- Było to podczas II wojny światowej. Służyłem w piechocie w Europie. Miałem przeżycie, którego nigdy nie zapomnę... Zobaczyłem nieprzyjacielski samolot nurkujący w kierunku budynku, w którym kwaterowaliśmy i lotnik otworzył ogień prosto na nas. Wpadłem w przerażenie. Pomyślałem, że będziemy wszyscy zabici. Nagle poczułem cudowną dobrą obecność Kogoś obok mnie i jakiś łagodny głos: "Jestem tutaj z tobą, Reid. Twój czas nie nadszedł jeszcze... I w tej chwili uspokoiłem się i poczułem się dobrze... Od tego dnia nie boję się śmierci.

Oto opowiadanie kobiety, która była ciężko chora po zastrzyku. Zauważcie, że w tym wypadku pacjentka została powiadomiona, co czynić i otoczona opieką, aż do przywrócenia jej do życia.

- Lekarze zrezygnowali z ratowania mnie. Stwierdzili, że umarłam. Doszłam do stanu, w którym człowiek czuje zbliżającą się śmierć:.. Mogłam jeszcze słyszeć co kto mówi, chociaż nie widziałam już nic. Chciałam jeszcze żyć, wychowywać moje dzieci i cieszyć się z ich istnienia. Wtedy usłyszałam, że Bóg przemówił do mnie, najbardziej łagodnym głosem. Wiem, że nie zwariowałam, jak to niektórzy ludzie myślą... Mogłam słyszeć głosy innych w pokoju, nieco dalej, mogłam rozumieć co mówią. To było strasznie dziwne.

Boski głos powiedział mi, że jeśli chcę żyć, to powinnam oddychać. Tak też zrobiłam. Kiedy wzięłam jeden oddech, to zaczęłam powracać do życia. Bóg powiedział mi znowu, abym oddychała i mogłam zaczerpnąć oddechu jeszcze raz i życie ożywiło moje ciało. Lekarze byli zdumieni. Wszyscy bowiem zrezygnowali z przywrócenia mi życia i nie słyszeli żadnego głosu, który ja słyszałam tak wyraźnie. Nie mogli więc zrozumieć, co się stało, że ożyłam."

Zamknę ten rozdział, zwracając uwagę czytelnikom na to; że nie są to bynajmniej powszechne przeżycia u progu śmierci. Jednak zdarzały się one dość często, a każde z nich jest od strony merytorycznej podobne.

Na przykład w pierwszym przypadku zacytowanym w rozdziale "Wizja Wszechwiedzy", pacjent również opisywał odejście od swojego ciała fizycznego, przejście przez ciemny tunel, widzenie retrospektywne całego swego życia. Podobne relacje zawarte są w rozdziale "Miasta ze Światła".

Zdarzenia te opisywali zwykli ludzie, którzy nigdy przedtem nie interesowali się tymi zagadnieniami ani ich podstawami naukowymi. A jednak potem nie wątpili w prawdziwość tego, co zobaczyli.

 

 

SĄD

W czasie dyskusji prowadzonych przeze mnie wśród osób, które przeżyły śmierć kliniczną pojawiły się głosy przypuszczające, że duchowieństwo nie zaakceptuje tych nowych odkryć, bo nie potwierdzają one teorii katolickiej o karze i nagrodzie za uczynki w życiu doczesnym. Niezgodne są z tradycyjnym modelem głoszonym przez kościół.

Wiele osób poruszyło ten temat, więc zdaje się być właściwe, przestudiowanie .relacji między przeżyciami u "progu śmierci", a teologiczną teorią "Sądu Ostatecznego". Ponownie moi pacjenci opisali mi panoramiczny, otaczający ich kolorowy, przegląd zdarzeń ze swego życia. Niektórzy mówili, że podczas tej wizji, widzieli tylko ważne wydarzenia ze swego życia. Inni opowiadali nawet, że podczas tej retrospekcji każda rzecz, którą dokonali lub pomyśleli, była tam przedstawiona. Panorama wydarzeń z ich życia odbywała się w obecności "Istoty ze Światła", którą Chrześcijanie identyfikowali z Chrystusem i to ona zadawała pytania: "Co zrobiłeś ze swoim życiem?".

Moi rozmówcy zmuszeni do dokładnego wyjaśnienia treści tych słów w większości wypadków mówili, że chodziło 0 określenie pobudek jakimi kierowali się oni, postępując w ten a nie inny sposób. Przy projekcji czynów egoistycznych czuli żal i skruchę, natomiast przy postępowaniu świadczącym o ich dobroci i miłości bliźniego doznawali uczucia satysfakcji.

Wszystko to był pewnego rodzaju sąd.

Trzeba zauważyć, że sąd w przypadkach, które przestudiowałem, nie jest sprawowany przez Istotę ze Światła, kochającą i przyjmującą tych ludzi, ale przez zewnętrzne osądzenia siebie samego.

W Ewangelii św. Mateusza samosądzenie ma duże znaczenie. Interpretacja Biblii przez króla James'a tak przedstawia przetłumaczony ten rozdział (św. Mateusz 7 : 1-2) "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Albowiem jakim sądem sądzić będziecie, takim was osądzą i jaką miarą mierzyć będziecie, domierzą was":

Jednak w Dzisiejszej Angielskiej Interpretacji Nowego Testamentu jest podane następujące tłumaczenie: "Nie sądźcie innych, abyście nie byli sądzeni przez Boga, ponieważ Bóg będzie was sądził w ten sam sposób, w jaki wy sądzicie innych i zastosuje do was te same prawa, które wy stosujecie do innych".

Nie jestem biegły w Biblii, nie mogę więc wskazać, które z tych tłumaczeń jest bardziej dokładne, jednak sądzę i to na podstawie tego, co mi moi pacjenci donosili o swych przeżyciach, że pierwsze tłumaczenie nie może być zastosowane. Sąd dokonany został przez nich samych. W tym stanie wyższej świadomości zdawali się widzieć siebie samych i zgodnie z tym sami siebie osądzali.

Z rozważań nad tymi wszystkimi opowiadaniami wynika, że w stanie tym ludzie wyzbywają się wszelkich póz i masek oraz że jedynie otwartość i szczerość jest tu możliwa. Szukamy wewnętrznego bezpieczeństwa za pomocą pieniędzy lub władzy; wytwarzamy w sobie przeświadczenie, że jesteśmy lepsi od innych, szczycąc się naszymi społecznymi pozycjami, stopniami naszej edukacji; kolorem skóry, pięknością naszego ciała, czy rolą, jako kobiety lub mężczyzny itd. Stroimy nasze ciała w ubrania a i chowamy najskrytsze myśli i pewne nasze czyny przed obcymi spojrzeniami. w

Jednak w chwili śmierci wszystkie takie maski są ostatecznie zrzucone. Nagle człowiek stwierdza, że każda jego myśli czyn zostają mu przedstawione w trzech wymiarach, w pełnej kolorowej panoramie. Jeśli spotka inne istoty, to stwierdza, że wiedzą one o każdej jego myśli. Przekonuje się, że w tym stanie porozumienie odbywa się za pomocą myśli. ,

Piękno fizycznego ciała lub kolor skóry przestaje być istotne. W rzeczywistości ludzie nie mają tam w ogóle ciał fizycznych. Piękno, które pojawia się po śmierci, nie ma nic wspólnego z ciałem fizycznym, może to być tylko piękno duszy. Sex jest wykluczony. Wielu ludzi po śmierci klinicznej nie odczuwało swej płci. Jest więc naturalne, że wtedy w chwili śmierci liczą się dwie wartości: miłość i wiedza. One stoją bezwzględnie na pierwszym miejscu.

Jednym z przeżyć u "progu śmierci" jest możliwość zobaczenia plastycznego obrazu czynów, których konsekwencje dotyczą innych. Mówi jeden z pacjentów:

Najpierw wyszedłem z mego ciała i uniosłem się w górę, skąd widziałem swoje ciało. Miałem świadomość, że otacza mnie Światło. Potem odniosłem wrażenie, że wokoło mnie odbywa się pokaz całego mojego życia. Byłem naprawdę bardzo zawstydzony wieloma sprawami, które uczyniłem, bo zdawało mi się, że oceniałem to z innego punktu widzenia i że Światło ukazało mi, co było błędem, co zrobiłem złego. I tak było rzeczywiście. Wyglądało to, jak slajd z przeszłości, który pokazywał moj...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin