Scalzi John - Brygady duchow(2).pdf

(1866 KB) Pobierz
John Scalzi
BRYGADY DUCHÓW
THE GHOST BRIGADES
Tłumaczenie:
Wojciech Pusłowski
Dla Sitary Zoll,
za jej przyjaźń i całą resztę.
Dla Kristine i Ateny,
za ich cierpliwość i miłość.
PODZIĘKOWANIA
Przede wszystkim chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy uważają, że pisanie
dalszego ciągu powinno być czymś łatwym, ponieważ stworzyło się już cały wszechświat: ha ha
ha! Otóż nie!
Mając to na uwadze, pozwólcie mi najpierw podziękować mojemu wydawcy, Patrickowi
Nielsenowi Haydenowi, za to, że wolał co jakiś czas przesyłać mi zwykłe maile, w których pisał,
że miałby ochotę przeczytać następny rozdział, zamiast po prostu mnie udusić, co
prawdopodobnie powinien i teraz mógłby już spokojnie zrobić, ponieważ dostał już cały rękopis
i nie mogłoby to mu w żaden sposób zaszkodzić (chyba, że chce dostać ode mnie następną
książkę).
Wspaniali ludzie z wydawnictwa Por, którzy zasługują na miłość i/albo czekoladki to:
Teresa Nielsen Hayden, Liz Gorinsky, Irene Gallo, Fiona Lee (która została deportowana, ale
jest w Chinach i żyje), Dot Lin i Tom Doherty. Chociaż wszyscy, którzy pracują w Torze
zasługują na miłość i/albo czekoladki, nie piszę tego dlatego, że sprawiłem im tyle kłopotów nie
dotrzymując terminów. No, może nie tylko dlatego. Ale i tak są wspaniali. Wielkie dzięki dla
Richa Klina, za heroiczne zredagowanie tego tekstu.
Jak zawsze dziękuję mojemu agentowi Etanowi Ellenbergowi, doceniając bardzo
rozumny i kulturalny sposób, w jaki wykłóca się o warunki umów.
"Brygady duchów" powstały między innymi dlatego, że pierwsza książka z serii,
"Wojna starego człowieka", została pochwalona w Internecie przez ludzi, których dobry smak
jest gwarantowany przez ich licznych czytelników. Dziękuję im wszystkim, a w szczególności:
Cory'emu Doctorowowi, Stephenowi Greenowi, Stephenowi Bainbridge i Eugene Volokh. A
tak przy okazji, jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym, czy opinia wyrażona gdzieś w
Internecie może mieć znaczenie - o, tak, jak najbardziej!
Jeśli zastanawiacie się nad tym, dlaczego niektóre rzeczy w tej książce są tak dobre, to
odpowiem krótko - zobaczyłem, że sprawdzają się w innych książkach i powiedziałem sobie:
"To naprawdę dobry pomysł, chyba go ukradnę". Świadomie kradłem między innymi od Nicka
Sagana (jego pomysł przekazywania świadomości, tak wspaniale użyty w "Urodzonym w
Edenie"), Scotta Westerfelda (którego niesamowite opisy kosmicznych bitew w "The Risen
Empire" i "The Killing of World" sprawią, że będziecie szlochać z rozkoszy) i Davida Brina,
którego koncept "wspomaganych", czyli "udoskonalonych" (patrz: "Wojna Wspomaganych")
dostaje od mojego MózGościa głośny sygnał aprobaty. Dziękuję także wszystkim autorom SF,
których nazwiska wykorzystałem w książce.
Jak zawsze, Regan Avery w niezastąpiony sposób służyła mi jako pierwsza czytelniczka.
Każdy pisarz powinien mieć swoją Regan. Ale nikomu nie oddam Regan Avery.
Jest moja!
Chad Brink przesłał mi mailem do podpisu kopię jednej z moich książek i parę miesięcy
minęło, zanim zdołałem mu ją odesłać. Prawdę mówiąc, ta kopia być może wciąż jest u mnie.
Zakładam, że umieszczenie go w podziękowaniach dołączonych do tej książki w jakiś
sposób wynagrodzi mu długie oczekiwanie na przesyłkę. Tak na marginesie, nie ma sensu
przesyłać mi mailem książek do podpisu. Ze względu na mnie, nie na was.
Devenie Desai, Nataszo Kordus, Kevinie Stampfl, Mykalu Burns, Danielu Mainz,
Justine Larbalestier, Lauren McLaughlin, Andrew Woffmden, Charlie Strossie, Billu
Schaferze, Karen Meisner, Anne KG Murphy, Cian Chang, Kristy Gaitten, Johnie Anderson,
Stephenie Bennett, Erinie Barbee, Joe Rybicki i wy, których nie pamiętam, bo jest czwarta
trzydzieści nad ranem, ale wy sami wiecie, kim jesteście - kocham was wszystkich i chciałbym
mieć wasze dzieci. A nawet bliźniaki.
Na koniec, bardzo gorąco, chciałbym podziękować Kristine i Atenie Scalzi za anielską
cierpliwość, którą okazały mi w czasie, kiedy pisałem tę książkę. Proces tworzenia tej powieści
był szczególnie trudny dla Ateny, która w pewnym momencie powiedziała do swojej matki:
"Tato zrobił się nudny". No cóż, kochanie, obiecuję Ci, że będę mniej nudny niż ostatnimi
czasy (zaczynając od tej właśnie chwili).
CZĘŚĆ I
PIERWSZY
Nikt nie zauważył tej skały.
Nie bez powodu. Wyglądała jak jeden z milionów odłamków kamienia i lodu, jakich
wiele krąży na parabolicznej orbicie tej wygasłej, krótkookresowej komety. Było wiele
mniejszych i większych kawałków skały od niego, nie było niczego szczególnego, co
wyróżniałoby go spośród ogromnej liczby pozostałych. Gdyby, dzięki jakiemuś wyjątkowemu
zbiegowi okoliczności, skała ta została namierzona przez planetarny system obrony, pobieżna
analiza wykazałaby, że składa się z mieszaniny krzemianów i rud różnych metali. Orzeczenie
byłoby następujące - to tylko skała, na dodatek nie dość duża, by móc spowodować jakieś
poważniejsze zniszczenia.
Dla planety, która znalazła się na drodze tej skały i paru tysięcy jej braciszków, było to
zagadnienie czysto akademickiej natury - planeta ta nie posiadała własnego systemu obrony.
Miała za to własną grawitację, w zasięgu działania której znalazła się skała i
towarzyszący jej kosmiczny drobiazg. Razem mogli stworzyć deszcz meteorytów, tak jak działo
się to za każdym razem, kiedy jakaś planeta znalazła się na drodze którejś z komet, w czasie
któregoś ze swoich obrotów wokół słońca. Żadna inteligentna istota nie stała na powierzchni tej
lodowatej planety - gdyby jednak tam się znalazła, mogłaby spojrzeć do góry i ujrzeć urocze
smugi i świetliste promienie powstałe w chwili, kiedy te małe odłamki kosmicznej materii
spalały się w atmosferze, rozpalone przez siłę tarcia skał w gęstniejącym powietrzu.
Olbrzymia większość spośród tych nowo mianowanych meteorów wyparowała w
zetknięciu z atmosferą, ich materia przemieniła się w czasie tej ognistej podróży z oddzielnych,
solidnych kawałków w długą smugę mikroskopijnych cząstek. Mogły pozostawać w atmosferze
praktycznie bez końca, a w każdym razie do momentu, w którym nie staną się zalążkami kropel
Zgłoś jeśli naruszono regulamin