„Starość to okropna rzecz”, mawiała jego babka, kiedy zmogła ją choroba i leżała przykuta do łóżka. Tak, miała rację, pomyślał Karpicz i bezmyślnie spojrzał przez okno na park. Najgorsze, że było mu to całkowicie obojętne. Siedział na fotelu otulony w koc i wodził wzrokiem po gołych gałęziach drzew za oknem. Latem, a jeszcze lepiej wiosną, kiedy wszędzie było zielono, dom „Złoty wiek” mógł uchodzić za przyjemne miejsce. Oczywiście, pod warunkiem, że miało się te siedem krzyżyków na karku. Stukanie do drzwi sprawiło, że niechętnie obrócił głowę.
– Proszę! – zawołał o ton wyżej niż zamierzał, niestety, ostatnio gorzej panował nad głosem.
Nowicki zaliczał się do najmłodszych pensjonariuszy, wiecznie ruchliwy, pełen nowych pomysłów.
– Przyjdziesz? – spytał, dopinając koszulę na swoim wystającym brzuchu. – Robimy szybki turniej, mówiłem ci.
Może i mówił. Karpicz mimo woli spojrzał na szachy rozłożone przy łóżku.
– Nie – otulił się szczelniej kocem. – Źle się czuję, może następnym razem.
Jego gość łypnął z dezaprobatą.
– Wołowina – mruknął pod nosem i wyszedł, swoim zwyczajem nie domykając drzwi.
Był złośliwy, lecz miał rację. Od kiedy powstał szum wokół choroby szalonych krów, zauważalnie zmieniło się menu obiadowe w ich domu. Pewnie ktoś wziął sobie do serca informację, że wołowina staniała, a choroba w pełni rozwija się dopiero po kilkunastu latach od zarażenia, więc nikt z pensjonariuszy nie zdąży na nią umrzeć.
Przez uchylone drzwi do pokoju wślizgnął się pies. Karpicz nie zdziwił się, znał dobrze zwierzaka Boleskiego. Razem grywali w szachy. To znaczy Boleski grał, a pies nosił wetknięte za obrożę karteczki z kolejnymi posunięciami.
– Idź w cholerę – powiedział, lecz Reks tylko pomachał ogonem. Jego futro Lśniło dzisiaj jak nigdy. Widać ktoś go wreszcie wykąpał.
Nachyliwszy głowę, pies zbliżył się do fotela, aby mężczyzna mógł go podrapać za uchem. Nie potrafił odmówić, tak samo jak nie potrafił odmówić Boleskiemu, praktycznie uwięzionemu w czterech ścianach swego pokoju. Wylew, jaki przeszedł rok temu, skazał go na wózek i pomoc innych. Jego pokój był dwa piętra niżej, lecz dzięki Reksowi mogli się kontaktować na odległość. Szkoda tylko, Karpicz westchnął, że Boleski okazał się tak słabym ...
renfri73