Drzewinski Andrzej_Symultana (opowiadanie)(1).rtf

(4892 KB) Pobierz
Drzewinski Andrzej_Symultana (opowiadanie)

C:\Users\Agnieszka\Downloads\5 Drzewinski Andrzej_Symultana (opowiadanie)-page-001.jpg


Starość to okropna rzecz, mawiała jego babka, kiedy zmo­a choroba i leża przykuta do łóżka. Tak, miała rację, pomy­ślał Karpicz i bezmyślnie spojrzał przez okno na park. Najgorsze, że było mu to całkowicie obojętne. Siedział na fotelu otulony w koc i wodził wzrokiem po gołych gałęziach drzew za oknem. Latem, a jeszcze lepiej wiosną, kiedy wszędzie było zielono, dom oty wiek uchodzić za przyjemne miejsce. Oczywiście, pod warunkiem, że miało się te siedem krzyżyków na karku. Stu­kanie do drzwi sprawiło, że niechętnie obrócił owę.

Proszę! zawoł o ton wyżej niż zamierzał, niestety, ostat­nio gorzej panował nad osem.

Nowicki zaliczał się do najmłodszych pensjonariuszy, wiecz­nie ruchliwy, pełen nowych pomysłów.

Przyjdziesz? spytał, dopinając koszulę na swoim wystają­cym brzuchu. Robimy szybki turniej, wiłem ci.

Może i wił. Karpicz mimo woli spojrzał na szachy rozło­żone przy łóżku.

Nie otulił się szczelniej kocem. Źle się czuję, może na­stępnym razem.

Jego gość łypnął z dezaprobatą.

Wołowina mruknął pod nosem i wyszedł, swoim zwycza­jem nie domykając drzwi.

Był liwy, lecz miał rację. Od kiedy powstał szum wokół choroby szalonych krów, zauważalnie zmieniło się menu obiado­we w ich domu. Pewnie ktoś wziął sobie do serca informację, że wołowina staniała, a choroba w pełni rozwija się dopiero po kilkunastu latach od zarażenia, więc nikt z pensjonariuszy nie zdąży na nią umrzeć.

Przez uchylone drzwi do pokoju lizgnął się pies. Karpicz nie zdziwił się, znał dobrze zwierzaka Boleskiego. Razem grywali w szachy. To znaczy Boleski grał, a pies nosił wetknięte za obrożę karteczki z kolejnymi posunięciami.

Idź w cholerę powiedział, lecz Reks tylko pomachał ogo­nem. Jego futro niło dzisiaj jak nigdy. Widać ktoś go wreszcie wykąpał.

Nachyliwszy owę, pies zbliż się do fotela, aby mężczyzna go podrapać za uchem. Nie potrafił odmówić, tak samo jak nie potrafił odmówić Boleskiemu, praktycznie uwięzionemu w czterech ścianach swego pokoju. Wylew, jaki przeszedł rok temu, skazał go na zek i pomoc innych. Jego pokój był dwa piętra niżej, lecz dzięki Reksowi mogli się kontaktować na odle­ość. Szkoda tylko, Karpicz westchnął, że Boleski okazał się tak abym ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin