Krentz Jayne Ann - Harmonia 03 - Łowca miłości.pdf
(
1928 KB
)
Pobierz
Jayne Castle
(Jayne Ann Krentz)
Łowca miłości
Przekład
Małgorzata Stefaniuk
Wszystkim dzielnym kurzakom i tym,
którzy je podziwiają.
Parę słów od Jayne
Witam z powrotem w moim innym świecie: Harmonii.
Pod koniec XXI wieku w pobliżu Ziemi otworzyła się ogromna, energetyczna Kurtyna, po
raz pierwszy w historii umożliwiając w praktyce podróże międzygwiezdne. W typowy dla
ludzi sposób tysiące pełnych zapału kolonistów spakowało swoje rzeczy i nie tracąc czasu
wyruszyło zakładać nowe domy i nowe społeczeństwa na niezbadanych dotąd światach.
Jednym z tych światów była Harmonia.
Koloniści zabrali ze sobą wszelkie wygody z macierzystej planety: zaawansowaną
technologię, dorobek całych stuleci sztuki i literatury oraz najnowszą modę. Handel przez
Kurtynę kwitł i pozwalał im utrzymywać kontakt z rodzinami, które pozostały na Ziemi.
Pozwalał również na to, by komputery i nowoczesne gadżety kolonistów ciągle działały.
Przez jakiś czas wszystko świetnie się układało.
A potem, pewnego dnia, bez żadnego ostrzeżenia Kurtyna się zamknęła, znikając równie
tajemniczo, jak się wcześniej pojawiła. Koloniści, odcięci od Ziemi, stracili dostęp do sprzętu
i zasobów potrzebnych do podtrzymywania ich stylu życia i zostali nagle wtrąceni w o wiele
prymitywniejszą egzystencję. Mogli zapomnieć o najnowszych trendach mody na Ziemi;
nagle najważniejszym problemem stało się samo przetrwanie.
Jednak na Harmonii ludzie zrobili to, w czym są najlepsi: przeżyli. Nie było łatwo, ale
dwieście lat po zamknięciu Kurtyny potomkom Pierwszego Pokolenia kolonistów udało się
powrócić znad samej krawędzi zagłady na poziom cywilizacyjny, który odpowiadał mniej
więcej temu, jaki panował na Ziemi na początku XXI wieku.
Jednak tutaj, na Harmonii, sprawy mają się nieco inaczej. Na przykład można tu spotkać
tych niebezpiecznie seksownych łowców duchów. Egzotyczne kluby nocne obsługują
klientelę, która lubi się oszałamiać paranormalnymi energiami promieniującymi z
przedziwnych ruin pozostałych po obcej cywilizacji. No i żyją tu te nigdzie indziej
niespotykane domowe zwierzątka.
Ale pomimo to niektóre problemy wszędzie są takie same. Weźmy na przykład Elly
St.Clair. Elly sądziła, że zerwała zaręczyny z szefem Gildii, Cooperem Boonem. Ale Cooper
ma na ten temat odmienne zdanie...
Jeśli tak jak ja lubisz romantyczne kryminały z domieszką paranormalnego kolorytu,
Harmonia to idealne miejsce dla Ciebie.
Serdeczne uściski
Jayne
Prolog
HARMONIA Dwieście lat po zamknięciu się Kurtyny...
Proszę zaczekać, panno St.Clair. - Nieduży, elegancko ubrany mężczyzna siedzący w recepcji
poderwał się na równe nogi. - Nie może pani tak po prostu wejść do pana Boone'a.
- No to patrz, co zrobię, Melvin. - Elly szła dalej.
Przemierzała rozległą przestrzeń recepcji długimi krokami, a gruby dywan wygłuszał
stukot obcasów jej doskonale dobranych do reszty stroju pantofelków. Jej celem były
masywne, kunsztownie inkrustowane drzwi, strzegące dostępu do wewnętrznego
sanktuarium biur zarządu Gildii w Aurora Springs.
Melvin zamachał zadbanymi dłońmi.
- Pan Boone ma spotkanie - sapnął. Obiegł recepcję i pospieszył w kierunku Elly. - I
wydał wyraźne polecenie, żeby mu nie przeszkadzano.
Elly dotarła do imponujących drzwi trzy kroki przed Melvinem i obydwie dłonie zacisnęła
na olbrzymiej stalowo-bursztynowej klamce.
- Pan Boone teraz jest zajęty sprawami Gildii, panno St.Clair - jęknął Melvin.
- Pan Boone zawsze jest zajęty sprawami Gildii, Melvin. - Posłała recepcjoniście
lodowaty uśmiech i pchnęła ciężkie drzwi. - Ale na szczęście dla nas obojga właśnie się
dowiedziałam, że jeśli chodzi o pana Boone'a, to ja też jestem sprawą Gildii. Więc widzisz,
nie masz się czym przejmować.
- Panno St.Clair, proszę...
Elly szybkim krokiem weszła do biura, okręciła się i zamknęła drzwi tuż przed nosem
oburzonego Melvina. Rozległ się ostry zgrzyt, gdy wysłała impuls energii do zamka.
Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z dwiema osobami, które znajdowały się w biurze
zarządu Gildii miasta Aurora Springs.
Mężczyzna siedzący za masywnym biurkiem z zielonego kwarcu przyglądał się jej
spokojnie przez okulary w czarnej metalowo - bursztynowej oprawie. Nadające mu powagi
okulary nie mogły jednak przyćmić siły władczego spojrzenia nieodparcie przyciągających
uwagę błękitnych oczu. Nie zdołały też zmiękczyć surowych rysów twarzy, wyrażającej
zawziętą nieustępliwość. Szyta na zamówienie czarna jedwabna koszula, spodnie i ozdobiony
czarnymi bursztynami krawat podkreślały niewidzialną aurę mocy, która osłaniała go niczym
płaszcz.
A gdyby ktoś tego mimo wszystko nie zauważył, na palcu mężczyzny tkwił tradycyjny
symbol zajmowanego przez niego urzędu, ciężki czarny sygnet z dużym bursztynem, w
którym była wygrawerowana pieczęć Gildii.
Cooper Boone to najlepszy argument, jaki można sobie wyobrazić, przeciwko
staroświeckiej, obskuranckiej tradycji Małżeństw Przymierza, stwierdziła w duchu Elly. I
pomyśleć, że mało brakowało, a wyszłaby za niego za mąż. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł
jej po plecach.
Z drugiej strony były dwa całkiem poważne powody, dla których zgodziła się na
zaręczyny z Cooperem, musiała przyznać ze smutkiem. Pierwszym było to, że po uszy się w
nim zakochała.
A drugim, tym, który okazał się jej największą życiową pomyłką - to, że sądziła, iż
Cooper również się w niej zakochał.
Teraz już znała prawdę.
- Dzień dobry, Elly. - Cooper przywitał ją opanowanym głosem. - Nie spodziewałem się
twojej wizyty.
W wolnym przekładzie znaczyło to zapewne: Co ty sobie, do diabła, wyobrażasz,
wpadając w ten sposób do mojego biura? Ale Cooper zbyt dobrze nad sobą panował, żeby
pokazać poirytowanie.
Już po fakcie Elly uzmysłowiła sobie, że jego nieograniczona wręcz zdolność
samokontroli, panowania nad własnymi instynktami, powinna wzbudzić w niej czujność, bo
był to wyraźny znak ostrzegawczy. Ale w trakcie tych kilku tygodni intensywnego umawiania
się z Cooperem na randki przekonywała samą siebie, że owo opanowanie to tylko podziwu
godna cecha charakteru.
- Tak się złożyło, że byłam w pobliżu - oznajmiła, posyłając Cooperowi uśmiech, równie,
miała nadzieję, olśniewający jak odbijające się od śniegu promienie słoneczne i równie jak
one lodowaty. - Więc przyszło mi do głowy, że wpadnę.
Lekko uniósł ciemne brwi i delikatnie zmrużył swe hipnotyzujące oczy.
Okay, pomyślała, biorąc głęboki oddech, żeby uspokoić nerwy, on wie, że jestem
wściekła. I jest tym zaskoczony. Coś takiego. To nawet zabawne.
Powinna teraz odczuwać przynajmniej odrobinę mściwej satysfakcji. Niełatwo przyłapać
Coopera Boone'a na braku czujności. Był mistrzem strategii, zawsze krok przed wszystkimi
w jego otoczeniu.
A już z pewnością krok przed nią przez ostatnich kilka miesięcy.
Zdołała nawet przekonać sama siebie, że jego oficjalne, tradycyjne zaloty to wyraz
szacunku dla niej i dla jej rodziny. Tutaj, w Aurora Springs, wiele spraw załatwiano w
staroświeckim, tradycyjnym stylu, łącznie z zawieraniem wysoko cenionych i przez Gildię
Małżeństw Przymierza.
Plik z chomika:
tokarska.iwona30
Inne pliki z tego folderu:
Krentz Jayne Ann - Harmonia 03 - Łowca miłości.pdf
(1928 KB)
Krentz Jayne Ann (Castle Jayne) - Harmony, Ghost Hunters 05 - Promień srebra.pdf
(1379 KB)
Castle Jayne - Po zmroku, Czarny bursztyn, Łowca miłości, Promień srebra.rar
(5553 KB)
Krentz Jaynne Ann (jako Castle Jayne) - Św. Helena 03 - Światło i mrok.doc
(1376 KB)
Inne foldery tego chomika:
Dokumenty
Galeria
Prywatne
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin