Książkę tę dedykuję ludziom, których wyobraźnia sprawia, że żyjemy w piękniejszym świecie: nigdy nie przestawajcie marzyć. A także moim czytelnikom, dzięki którym spełniają się moje marzenia.
– Jeszcze! – nalegałam, uderzając pięścią w połyskliwy stalowy stół.
Światło gwiazd migoczących na niebie docierało do nas przefiltrowane przez mgiełkę rozpylonych w powietrzu nanocząstek, która miała nas chronić przed promieniowaniem ze zniszczonej atmosfery. Mój brat Ash siedział po drugiej stronie stołu. Jego oczy lśniły w półmroku.
– Rowan, kapłani twierdzą, że planeta uległa zniszczeniu z winy naszych przodków. Zawsze było im mało. Domagali się wciąż więcej i więcej, aż doprowadzili do tego, że Ziemia nie była już w stanie sprostać ich zachciankom. I umarła – powiedział, uśmiechając się szeroko.
Oczywiście droczył się ze mną. Ale kiedy to mówił, zauważyłam, jak jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Reagował w ten sposób, ilekroć wspominał o Ekoklęsce. Ash był częstym gościem w świątyni, gdzie całymi godzinami na klęczkach odbywał pokutę za czyny naszych przodków. Efekty jego modłów były mizerne: atmosfera pozostawała zniszczona, świat nadal był martwy, a my utrzymywaliśmy się przy życiu tylko za sprawą czułej opieki, jaką roztaczał nad nami Ekopanoptikon. Modlitwy nie mogły sprawić, by uschnięte drzewa ożyły. Ziemia była martwa. My jednak wciąż żyliśmy.
Naturalnie moja noga nigdy nie postała w świątyni. Kto wie, może gdybym ją kiedyś odwiedziła, nie stałabym się taką cyniczką. Ale przecież przez ostatnie szesnaście lat w ogóle nigdzie nie byłam. W każdym razie nie oficjalnie, bo przecież dla władz nie istniałam.
Kto wie, może byłam po prostu wytworem wyobraźni mojego brata. Chociaż gdyby tak było, pewnie już dawno znudzony wróciłby do domu i położył się do łóżka. Wymysłów łatwiej się pozbyć niż mnie. Ash wiedział, że nigdy się nie poddaję. W końcu, za namową naszej mamy, zgodził się, by sporą część każdego dnia poświęcać na udzielanie odpowiedzi na moje natrętne pytania.
Cóż, jak na dziewczynę, która nie istnieje, potrafiłam być dosyć upierdliwa. Tak w każdym razie niemal każdego dnia twierdził Ash.
Posłałam mu szelmowski uśmiech i zażądałam:
– Jeszcze!
A...
renfri73