261 - JAK NAPRAWIĆ SKUTKI GRZECHU.docx

(1183 KB) Pobierz

JAK NAPRAWIĆ SKUTKI GRZECHU ?

 

Kardynał Karol Wojtyła mówił w 1978 r. na Jasnej Górze: Przez serce jednego człowieka przechodzą wszyscy ludzie, w sercu jednego mieszczą się wszyscy ludzie.

Dzięki relacjom, które Bóg zlecił nam tworzyć, ludzie nie są odrębnymi jednostkami, lecz wspólnotą, komunią. Z kolei wspólnota mieści się w sercu każdego człowieka, ponieważ każdy otrzymał przykazanie miłowania wszystkich ludzi, a więc także wspólnoty. Każdy zatem odpowiada za innych. Co więcej, musi mieć świadomość, że każdym swoim uczynkiem, słowem bądź myślą sprowadza dobro lub zło nie tylko na siebie, ale także na innych, zwłaszcza najbliższych.

Społeczne skutki grzechu

Czasem skutki ludzkich czynów są widoczne gołym okiem, np. ojciec alkoholik zaraża swym uzależnieniem całą rodzinę, złe postępowanie księdza rzutuje na pobożność wiernych itd.

Ludzie często grzeszą w ukryciu i myślą, że nikt o tym nie wie. Tymczasem niezależnie od tego, jak bardzo ukryty byłby grzech, zawsze niesie on ze sobą skutki społeczne. Grzech jest jak kamień rzucony w wodę - wywołuje falę, zmniejszającą się w miarę oddalania się od miejsca wrzucenia. Skoro zaś jest to fala, to może się zdarzyć, że w jakimś miejscu, czyli w jakimś człowieku lub grupie ludzi, nałoży się kilka fal i powstanie ogromna amplituda. Może się zdarzyć, że na niewinnym człowieku skupi się fala skutków grzechów różnych ludzi i spadną na niego wielkie nieszczęścia. Przez te nieszczęścia szatan chce skłonić człowieka, aby odpłacił ludziom za swoje cierpienia. Więcej nawet, szatan chętnie podejmie się odpłaty w imieniu takiego człowieka - wystarczy, że usłyszy od niego słowo złorzeczenia. To słowo powiększy nisz-czycielskie działanie złego ducha, jeszcze bardziej wydłuży łańcuch demona, którym chce spętać ludzi. Po wykonaniu „zlecenia" szatan powróci do człowieka, od którego dostał dyspozycję, by odebrać sobie zapłatę. Nie uda mu się nam zaszkodzić, jeśli odwrócimy się od popełnionego grzechu i przyjmiemy łaskę Ducha Świętego.

Społeczne skutki dobra

Skoro grzech jednego człowieka daje tak wielką władzę szatanowi, to niewspółmiernie większą władzę nad człowiekiem i światem posiada Bóg. Gdy znajdzie się jakaś osoba, pragnąca okazać Bogu prawdziwą miłość, poddaje Mu ona siebie, swe serce, jak również tych, z którymi łączą ją relacje rodzinne czy przyjacielskie. W relacji z Bogiem obowiązuje prawo miłości. Jest ono o wiele korzystniejsze dla ludzi, ponieważ miłość nie żąda jedynie sprawiedliwej zapłaty. Pismo Święte mówi, że Bóg w swoim miłosierdziu i litości zachowuje łaskę wobec ludzi aż do tysięcznego pokolenia. Natomiast zakres wymierzania kary za grzechy jest mocno ograniczony, bo tylko do trzeciego i czwartego pokolenia (por. Wj 34, 6-7; Lb 14, 18; Pwt 5, 9). A zatem skutek dobra i miłości jest większy i trwalszy od skutku grzechu.

Miłość Boża zawsze chce dać o wiele więcej, niż się należy. Bóg jest hojny, bo nie jest handlarzem, lecz miłością. Każdy z nas, kiedy widzi jakiś gest miłości wobec siebie, chciałby odpłacić 1000 razy więcej - tym bardziej chce tego Bóg.

Wiemy, że miłość to imię Boga.

Jezus powiedział św. Faustynie: Łatwiej mi jest dać duszy wiele niż mało („Dzienniczek", nr 961).

Konkretnym przykładem praktycznej realizacji takiej postawy Jezusa jest Jego odpowiedź na prośbę św. Faustyny, udzielona w piątek 8 stycznia 1937 r. W „Dzienniczku" czytamy: Jezu, proszę Cię przez niepojętą moc miłosierdzia Twego, aby wszystkie dusze, które dziś skonają, uszły ognia piekielnego, chociażby były największymi grzesznikami; dziś piątek, pamiątka Twego gorzkiego konania na krzyżu, ponieważ niepojęte jest miłosierdzie Twoje, więc aniołowie nie zdziwią się temu. — I przytulił mnie Jezus do Serca swego i rzekł: „Córko umiłowana, dobrześ poznała głębię, miłosierdzia mojego. Uczynię jako prosisz, ale łącz się ustawicznie z konającym Sercem moim i czyń zadość sprawiedliwości mojej. Wiedz, że o wielką rzecz mnie prosiłaś, ale widzę, że podyktowała ci to czysta miłość ku Mnie, dlatego czynię zadość żądaniom twoim” (nr 873).

 

Jezus czyni zatem wielkie rzeczy, ponieważ widzi czystą miłość. On nie tylko wobec św. Faustyny, ale wobec wszystkich ludzi chciałby być niezwykle hojny, dawać o wiele więcej, niż prosimy, tylko... nie widzi w nas czystej miłości.

Wzajemna zależność ludzi od siebie

Istnieje zatem wielka zależność ludzi od siebie. Każdy jest zależny od innych, jest formowany przez społeczność, na którą także ma wpływ. Tworzymy jedną wielką rodzinę, naczynia połączone. Ochrzczeni tworzą jedno Ciało Mistyczne Chrystusa, w którym Chrystus jest Głową, a Duch Święty jest duszą Ciała. Bóg, aby nauczyć nas miłości, tak urządził świat, że wszyscy dźwigamy ciężary innych ludzi. W świecie materialnym jest to zrozumiałe. Zupełnie racjonalny wydaje się fakt, że np. Szymon z Cyreny był pomocny Jezusowi w niesieniu krzyża. My także jesteśmy wezwani, aby jak Szymon pomagać Jezusowi dotrzeć do ludzkich serc. Nie rozumiemy tego, ponieważ oczami nie widzimy na¬szej cielesnej łączności z Jezusem dźwigającym krzyż. Gdy zaś mówimy o łączności duchowej, jest ona dla nas czymś zupełnie abstrakcyjnym. Trzeba w nią po prostu uwierzyć. Jezus mówił do św. Faustyny: Córko moja, wiedz, że miłość twa żywa i współczucie, jakie masz dla mnie, były mi pociechą w Ogrójcu (tamże, nr 1664). Jezus 2000 lat temu widział nasze obecne życie, tym bardziej widzi je teraz. Jezus do końca świata potrzebuje wielu Cyrenejczyków, którzy pomogą innym dźwigać ich brzemię (por. Ga 6, 2) i w ten sposób zastępczy wy-służyć im łaskę zbawienia. Z powodu tej komunii osób w Duchu Świętym każdy z nas może czerpać dobro od innych, ale także w imię miłości wziąć na siebie cierpienia innych, nawet ich choroby. Oczywiście nie można tego zrobić o własnych siłach i na własnych warunkach. Tylko Bóg może przenieść ciężar cierpienia z jednego człowieka na drugiego, jeśli ktoś wyrazi na to gotowość. Dla sprawiedliwości Bożej jest bowiem obojętne, kto poniesie jakiś ciężar, np. karę doczesną za grzech. W każdym razie zło spowodowane grzechem przez jednego, może być usunięte przez dobrowolną ofiarę innego.

Doskonałym tego przykładem jest św. Ojciec Pio. Irena Burchacka przytacza pewną historię związaną z uzdrowieniem, które zostało przez niego wyproszone:

Kiedyś przyprowadzono do niego jakiegoś ciężko chorego biedaka, by go po-błogosławił. O. Pio, widząc tyle cierpienia, wzruszony uściskał go i zapewnił o swoich modlitwach. A potem ze smutkiem wyszeptał: „Ileż chorób! Ileż cierpień! Panie, spuść na mnie cierpienie tego człowieka”'. Chory wyzdrowiał, lecz o. Pio przez kilka dni bardzo cierpiał na jakieś niewyjaśnione dolegliwości. Bóg przyjął jego ofiarę („Ojciec Pio, stygmatyk, mistyk, cudotwórca", Warszawa 1996, s. 140).

Ojciec Pio przyjmował choroby na siebie nie dlatego, żeby się bardziej uświęcić, tylko przede wszystkim dlatego, by pomóc innym otworzyć się na łaskę Jezusa. Motywacja zadośćuczynienia i cierpienia zastępczego po-winna wynikać z miłości i wiary w miłosierdzie Boże.

Zło w społeczności ludzkiej jest jak jad, który zatruwa cały organizm. Aby być zdrowym, organizm musi go z siebie wydalić. Musi więc być jakieś ujście, rana, która pęknie. Ta rana jest miejscem bardzo bolesnym, ale właśnie dzięki niej cały organizm zostanie oczyszczony i uzdrowiony. Stąd powinniśmy się modlić o to, by Bóg w swoim miłosierdziu usunął zło z ludzkich serc i umysłów, które zatruwa życie duchowe społeczeństw i by dał im łaskę nowego narodzenia w Duchu Świętym.

 

                 

str. 1

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin