nora roberts
Tobą śmierć żywię, w tobie pogrzebiona,
Nią się pożywisz i śmierć wreszcie skona.
William Szekspir, Sonet CXLVI
(przeł. J.M. Rymkiewicz)
Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne,
każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.
Lew Tołstoj, „Anna Karenina” (przeł. K. Iłłakowiczówna)
Chęć, by w środku nocy napić się orange fizzy, uratowała życie Nixie. Kiedy się obudziła, zestaw ręczny Jelly Roll, z którym nigdy się nie rozstawała, wskazywał kilka minut po drugiej.
Nie wolno jej było podjadać między posiłkami, mogła jeść tylko o określonych godzinach produkty z listy sporządzonej przez matkę. A druga w nocy na pewno nie była właściwą porą.
Ale Nixie umierała z ochoty na orange fizzy.
Odwróciła się do swojej najlepszej przyjaciółki w całej galaktyce, Linnie Dyson, która u niej nocowała, ponieważ rodzice Linnie świętowali rocznicę ślubu w jakimś eleganckim hotelu.
I uprawiali tam seks. Mama i pani Dyson opowiadały o wystawnej kolacji, tańcach i takich tam, ale chodziło o seks. Chryste, ona i Linnie mają dziewięć lat, nie dwa. Wiedzą, w czym rzecz.
Zresztą guzik je to obchodzi. W sumie rzecz sprowadzała się do tego, że mama, Potwór Regulaminowy, nagięła zasady dotyczące przyjmowania gości w tygodniu. Nawet jeśli musiały zgasić światło o wpół do dziesiątej, jakby miały po dwa latka - obie z Linnie rewelacyjnie się bawiły.
Do wyjścia do szkoły pozostało jeszcze wiele godzin, a Nixie umierała z pragnienia. Znowu szturchnęła Linnie.
- Obudź się!
- Nie. Jeszcze jest noc.
- Już jest rano. Druga nad ranem. - I dlatego było tak strasznie zimno. - Mam ochotę na orange fizzy. Zejdźmy do kuchni. Podzielimy się.
Linnie tylko coś mruknęła, odwróciła się na bok i naciągnęła kołdrę niemal po czubek głowy.
- No to ja idę - oznajmiła Nixie syczącym szeptem.
W pojedynkę nie było tak zabawnie, ale Nixie wiedziała, że w życiu nie zaśnie, bo będzie myślała o napoju. Musiała pójść aż do kuchni, ponieważ mama nie zgadzała się, żeby miała w swoim pokoju autokucharza. Równie dobrze mogę siedzieć w więzieniu, pomyślała Nixie, gramoląc się z łóżka. Równie dobrze mogę siedzieć w więzieniu w roku 1959, a nie mieszkać we własnym domu w roku 2059.
Mama zakodowała wszystkie automaty, tak że Nixie i jej brat Coyle mieli dostęp wyłącznie do zdrowych produktów.
Równie dobrze mogli jeść błoto.
Ojciec mówił: „Zasady to zasady”. Lubił to powtarzać, choć czasem, gdy mamy nie było, mrugał znacząco do dzieci i zamawiał lody albo chipsy.
Nixie odnosiła wrażenie, że mama dobrze o tym wie, ale udaje nieświadomą.
Wyszła na paluszkach ze swojego pokoju, śliczna mała dziewczynka z gęstymi lokami barwy platyny. Jej jasnoniebieskie oczy już przyzwyczaiły się do mroku.
Rodzice zawsze zostawiali przytłumione światło w łazience na końcu korytarza, na wypadek gdyby komuś w nocy chciało się siusiu albo coś w tym rodzaju.
Wstrzymując oddech, minęła pokój brata. Gdyby Coyle się obudził, mógłby poskarżyć. Czasami był strasznie niemiły, choć z drugiej strony potrafił też być bardzo zabawny.
Przelotnie zastanowiła się, czy go nie obudzić i nie zaproponować, żeby towarzyszył jej w tej przygodzie.
Nie. Było coś podniecającego w samotnym skradaniu się po domu. Nixie cichutko jak myszka przeszła obok sypialni rodziców. Miała nadzieję, że przynajmniej tym razem radar mamy nie zadziała.
W absolutnej ciszy schodziła po schodach.
Ale na dole też pilnowała się, żeby nie narobić hałasu. Pozostały jej jeszcze do pokonania pokoje Ingi, gosposi, które znajdowały się na prawo od kuchni. Na prawo od celu. Inga zwykle była w porządku, ale w żadnym razie nie pozwoliłaby pić orange fizzy w środku nocy.
Zasady to zasady.
Tak więc Nixie nie zapaliła świateł i wkradła się do wielkiej kuchni niczym złodziej. To tylko zwiększyło ekscytację. Żaden orange fizzy nigdy nie będzie smakował tak rewelacyjnie jak ten, pomyślała dziewczynka.
Otworzyła drzwi lodówki. Nagle przyszło jej do głowy, że mama może liczyć takie rzeczy. Prowadzić rejestr napojów gazowanych i przekąsek.
Teraz jednak nie mogła już zawrócić. Jeśli będzie musiała zapłacić za tę przyjemność, to trudno, później o tym pomyśli.
Zaciskając dłoń na zdobyczy, poszła na koniec kuchni, skąd mogła obserwować drzwi do pokojów Ingi i schować się za szafką, jeśli zajdzie taka potrzeba.
W ciemności otworzyła butelkę i wzięła do ust pierwszy łyk zakazanego napoju.
Tak ją to uradowało, że w kącie kuchni przez mamę nazywanym kącikiem śniadaniowym usiadła na ławie, by smakować napój do ostatniej kropli.
Sadowiła się wygodnie, gdy usłyszała szmer. Szybciutko położyła się na ławie. Dostrzegła jakiś ruch i pomyślała: No to po mnie!
Ale cień przemknął wzdłuż blatu ku drzwiom mieszkanka Ingi, po czym zniknął w środku.
Mężczyzna. Nixie musiała zakryć usta dłonią, by stłumić chichot. Inga ma chłopaka! A przecież jest taka stara - musi mieć co najmniej czterdzieści lat. Wyglądało na to, że państwo Dysonowie nie są jedynymi, którzy tej nocy uprawiają seks.
Nie mogąc się powstrzymać, Nixie zostawiła orange fizzy na ławie i zsunęła się na podłogę. Musi zerknąć, po prostu musi. Podkradła się ku otwartym drzwiom, wśliznęła do niewielkiego saloniku Ingi i ruszyła ku otwartej sypialni. Stanęła na czworakach i wsunęła głowę do środka.
Niech no tylko opowie o tym Linnie! Linnie będzie okropnie zazdrościła.
Z dłonią na ustach i oczami błyszczącymi od tłumionego śmiechu, Nixie wychyliła się, przekrzywiając głowę.
Zobaczyła, jak tamten mężczyzna podcina Indze gardło.
Zobaczyła tryskający strumień krwi i usłyszała okropny, bulgoczący jęk. Cofnęła się gwałtownie, jej oddech z sykiem uderzył w dłoń. Sparaliżowana z przerażenia, usiadła z plecami przyciśnię...
MAXXDATA