nora roberts
Do mnie należy pomsta, Ja wymierzę zapłatę, mówi Pan.
List do Rzymian, 12,19
Zemsta jest w moim sercu, śmierć w mojej dłoni.
Szekspir
Prowadzenie śledztwa w sprawie morderstwa wymagało skupienia, cierpliwości, umiejętności i odpowiedniej dozy sceptycyzmu. Porucznik Eve Dallas miała wszystkie te cechy.
Wiedziała, że dokonanie samego aktu morderstwa jest o wiele prostsze. Zazwyczaj ludzie zabijają ze złości, dla zabawy albo z głupoty. Zdaniem Eve to właśnie najzwyklejsza głupota była przyczyną, dla której niejaki John Henry Bonning wyrzucił niejakiego Charlesa Michaela Renekee z dwunastego piętra wieżowca przy Alei D.
Bonning siedział teraz przy stoliku w sali przesłuchań. Eve przypuszczała, że wydobycie zeń odpowiednich zeznań zajmie jej nie więcej niż dwadzieścia minut, a w ciągu następnych piętnastu będzie już mogła sporządzić pełny raport. Być może nie wróci dziś do domu zbyt późno.
- Daj spokój, Boner - przemawiała tonem doświadczonego gliny do równie doświadczonego oprycha. - Bądź rozsądny. To tylko kilka zdań, możesz zasłonić się obroną konieczną i ograniczoną poczytalnością. A potem oboje będziemy mogli pójść na kolację. Podobno szykują na dzisiaj jakieś smakołyki w areszcie.
- Nawet go nie tknąłem. - Boner zacisnął swe grube wargi i stukał tłustymi palcami o blat stołu. - Dupek sam wyskoczył.
Eve westchnęła głośno i usiadła przy stoliku naprzeciwko Bonninga. Nie chciała, by ten zaczął zasłaniać się prawnikami i zepsuł jej całą sprawę. Musiała odwieść go od takiego pomysłu i skierować rozmowę na właściwe tory. Miała w tym spore doświadczenie.
Podrzędni dilerzy narkotyków pokroju Bonninga nie należeli do bystrzaków, wiedziała jednak, że wcześniej czy później nawet on przypomni sobie o swoich prawach. Była to wciąż ta sama zabawa w chowanego, równie stara jak samo zło. Choć dobiegał już końca rok 2058, nic się w tej kwestii nie zmieniło.
- Wyskoczył, tak po prostu siupnął sobie przez okno. Powiedz mi tylko, Boner, dlaczego miałby to zrobić?
Bonning zmarszczył swe małpie czółko w grymasie głębokiego namysłu.
- Bo był popieprzonym wariatem.
- Niezła myśl, ale wątpię, czy pozwoli ci to przejść do drugiej rundy naszego małego pojedynku, Boner.
Po jakichś trzydziestu sekundach wytężonego myślenia Boner wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Zabawne, bardzo zabawne, Dallas.
- Tak, chyba zacznę dorabiać po godzinach jako komik. Ale wróćmy do mojego pierwszego zajęcia: więc mówisz, że obaj łyknęliście trochę Erotiki w twoim laboratorium przy Alei D, a potem Renekee, popieprzony wariat, uroił sobie coś w tej swojej chorej głowie i wyskoczył przez okno, prosto przez szkło. Zanurkował dwanaście pięter w dół, odbił się od dachu taksówki, przyprawiając niemal o zawał serca dwójkę turystów z Topeka, a potem stoczył się na ulicę, żeby tam spokojnie wylać swój mózg.
- Odbił się... - powtórzył Bonning z czymś, co miało uchodzić za przelotny uśmiech. - Kto by pomyślał?
Nie zamierzała oskarżać go o morderstwo pierwszego stopnia i przypuszczała, że jeśli poprzestanie na morderstwie stopnia drugiego, przedstawiciel sądu obniży jeszcze kwalifikację czynu na zabójstwo w afekcie. Porachunki między handlarzami prochów nie przyprawiały Temidy o dreszczyk podniecenia. Boner dostanie więcej za posiadanie i rozprowadzanie zakazanych środków niż za morderstwo. Nawet jednak kara za oba te przestępstwa nie przekroczyłaby prawdopodobnie trzech lat więzienia.
Oparła ręce na blacie stołu i pochyliła się do przodu.
- Boner, czy ja wyglądam na idiotkę?
Gangster, który wziął to pytanie na serio, przez chwilę przyglądał jej się z uwagą. Miała duże brązowe oczy, w których jednak trudno byłoby doszukać się kobiecej łagodności. Jej ładne, szerokie usta prawie nigdy się nie uśmiechały.
- Wyglądasz jak glina - oświadczył w końcu.
- Dobra odpowiedź. Nie próbuj wodzić mnie za nos. Pokłóciłeś się ze swoim wspólnikiem, poniosło cię i zakończyłeś znajomość, wypychając jego grube dupsko przez okno. - Podniosła dłoń, nim Boner mógł jej przerwać i zaprzeczyć. - Ja widzę to w ten sposób. Wzięliście się za łby, może poszło wam o pieniądze, może o kobietę. Obaj straciliście nad sobą panowanie i może on cię zaatakował. Musiałeś się bronić, prawda?
- Każdy człowiek ma takie prawo - zgodził się Bonning, potakując energicznie głową. - Ale o nic się nie kłóciliśmy. On po prostu chciał polatać.
- Tak? A kto rozciął ci wargę i podbił oko? I dlaczego masz obtarte kostki na prawej dłoni?
Bonning znów odsłonił zębiska w szerokim uśmiechu.
- Bójka w knajpie.
- Kiedy? Gdzie?
- A kto by to pamiętał?
- Kto by to pamiętał, powiadasz. No to radzę ci, przypomnij sobie, bo ściągnęliśmy już krew z twoich tłustych łap i oddaliśmy ją do badania. Jeśli okaże się, że jest też tam krew z jego DNA, oskarżę cię o morderstwo z premedytacją... Najwyższa kara, dożywocie bez prawa łaski.
Bonning zamrugał szybko powiekami, jakby miał trudności z analizą nowych, zaskakujących informacji.
- Daj spokój, Dallas, to gówniane gadanie. Nie przekonasz nikogo, że przyszedłem tam, bo chciałem zabić starego Chuckaroo. Byliśmy kumplami.
Nie spuszczając wzroku z jego twarzy, Eve wyciągnęła swój nadajnik.
- Daję ci ostatnią szansę. Dzwonię do mojej asystentki. Poproszę ją o wyniki testów i stwierdzę morderstwo pierwszego stopnia.
- To nie było żadne morderstwo. - Chciał wierzyć, że Eve blefuje. Oblizał nerwowo wargi, myśląc o tym, że nie może niczego wyczytać w jej oczach. Nie może dojrzeć niczego w tych zimnych oczach gliny. - To był wypadek - podjął, natchniony nagłą myślą. Eve pokręciła tylko głową. - Przepychaliśmy się trochę i on... potknął się i wyleciał przez okno.
- No wiesz, teraz to już mnie obrażasz. Dorosły mężczyzna nie wypada przypadkiem przez okno, które jest trzy stopy nad podłogą. - Eve włączyła nadajnik. - Sierżancie Peabody.
Po kilku sekundach na ekranie nadajnika pojawiła się krągła, poważna twarz Peabody.
- Słucham, pani porucznik.
- Chciałabym poznać wyniki badań krwi. Chodzi o sprawę Bonninga. Proszę przesłać je bezpośrednio do pokoju przesłuchań i powiadomić prokuraturę, że mamy morderstwo pierwszego stopnia.
- Zaraz, poczekaj, nie rób tego. - Bonning przeciągnął wierzchem dłoni po ustach. Przez chwilę toczył wewnętrzną walkę, starając się przekonać samego siebie, że Eve nie może niczego mu udowodnić. Wiedział jednak, że wsadziła już za kratki znacznie grubsze ryby niż zwykły handlarz narkotykami.
- Miałeś swoją szansę, Boner. Peabody...
- Zaatakował mnie, jak powiedział...
MAXXDATA