Tyrmand, Porachunki osobiste.pdf

(16008 KB) Pobierz
-
PARYŻ
Nr
3/233
1967
L.
TYRMAND:
J.
CZAPSKI:
M.
GARDER:
E. BETTIZA:
PORACHUNKI OSOBISTE
"
KOSE
ZAPLEŚĆ"
KONFLIKT
CHlfłsKO-SOWIECKI
KOŁAKOWSKIEGO
U SCHAFFA I
SPIS
RZECZY
Leopold Tyrmand:
Józef Czapski:
Danuta
Mostwin
:
Wacław
"Kosę zapleść"
Porachunki osobiste
...............
.
........
...
....
..
.
.
.
Dwie czarne prababki
.............
.
WIERSZE
N
owe wtersze
3
40
SI
68
73
77
87
90
I
waniuk
:
Michel
Garder
:
Londyńczyk:
ARCHIWUM
POLITYCZNE
l(on/likt
chińsko·sowiecki
....
~
.....
.
Kronika
angielska
.................
.
S~SIEDZI
J.L.:
Enzo
Bettiza:
Bogdan Mieczkowski:
Charakterystyczny
dokument
.....
..
.
Na
Ukrainie
........
.
.
.
.......... .
KRA
J
U
Schaffa
i
Kołakowskiego
......
..
. .
Produkcja
przemysłowa
Polski 1937-
1960
............
.
....
........
.
SzJdce
Opowiadania
Sprawozdania.
92
PARYŻ
Marzec
Mars
1967
96
100
102
104
109
lli
117
KRONIKA KULTURAL
JA
Danuta Irena
Bieńkowska:
Gaude, Mater Polonia
.......
.
......
Stanisław
Bóbr-Tylingo:
Zjazd nowojorski
.....
.
............
Alicja I
wańska:
Nowojorskie millenium
..
........
...
Andrzej Nakov:
Plastyka
w
Paryżu
................
Stanisław)'
renkiel
:
Wystawa
T. Beutlicha
.............
Komunikaty
.
. .
. . .
. . . .
.
.
.
.
. .
.
.
.
.
.
..
a)
Apel Polskiej Rady Bibliotecznej
b)
Przedpłota
na
książkę
J.
i A. To·
maszetvshich
c)
Przedpłata
na
"Towarzystwo
W
ol-
nego Mularstwa Polskiego
d)
Odszkodowania niemieckie
KSI~ŻKI
Zbigniew A
.
Jordan:
Stanisław
Piekut:
Jerzy Gajek:
Jerzy
n.
K
T7.yżanowski:
Magdalena Czajkowska:
.
.........
.
Sy~t~z~,
l~teratury
emitv.acyjnej
,.K/stel
t muzyka
współczesna
......
O
pisarstwie Andrzeja Brychta
......
Obrazy
i
znaczenia
................
Nndeslanc
nowości
wydawnicze
......
O
lcsiążce
Kołakowskiego
121
12R
132
13~
138
141
Zofia Hertz:
Humor krajowy
Wydarzenia miesiqca
J. Korson
:
113
14\
M. K.
Dziewanow~ki.
W.
Jędrze­
jewicz,
J. J. Korabiowski.
L
.
Lipski, J. Perkowicz. E.
Raczyński
,
W. S., A. Tar-
nowski,
S1.
Żochowski:
Listy
do Rednlccji
INSTYTUT
159
Marek
Hła
s
ko:
Oświadczenie
I
p
LITERACKI
WPŁATY
NA
FUNDUSZ " KULTURY"
F. 63,00
F.
50,00
F. 35,00
F. 13,50
F. 14,50
F.
40,00
F. 27,50
F. 24,00
F.
39,00
F.100,00
F.
27,60
F. 13,50
F. 39,00
F.
9,50
F. 27,00
F. 24,00
F.
45,00
F. 9,00
F.1l2,50
F.685,00
F. 22,50
F. 76,50
F. 27,00
Zygmunt Sowa, Detroit, Mich. (USA), po raz drugi ......
.
.
Stanisław Gomhiński, Paryż,
po
raz trzeci ................... .
Janusz Laskowski,
Paryż,
zamiast
życzeń
Swiątecznych
i Nowo-
rocznych, po raz
dziewiąty
.......
...
.
.
.........
.
..... .
L.
Demhy, Nomandsland n/ r Salisbury (W. Brytania), po raz ósmy
Mieczysław Błaszkiewicz,
Brooklyn, N.Y. (USA), po raz szósty
Edward Baumiller, Leonard, Mich. (USA), po raz czwarty ....
Aleksander Grzanka, Gossau, S.G. (Szwajcaria),
po
raz dwunasty
Inż. Mieczysław
Bornet, Toronto, Ont. (Kanada), po raz czwarty
Jerzy Gintel, Caracas (Wenezuela), po raz siódmy ...........
.
Janusz Zemhrzuski,
Paryż,
po raz szósty ...................
.
L.
Holzer, Camherwell, Vic. (Australia), po raz trzeci ....... .
R.
Pietrasz, Bainsford, Falkirk (W. Brytania)
....
......... .
Bezimiennie, Milwaukee, Vis. (USA)
......
.......
....
.... .
Inż.
W. W. Kosicki, Ogunquit, Maine (USA), po raz trzeci
... .
E. Baczyzmalski, Reading, Berks. (W. Brytania),
po
raz
szósty
Wilhelm Bismayer, Chicago,
Ill.
(USA), po raz drugi
...
....
.
Inż.
Zbigniew Szpikawski, Toronto, Ont. (Kanada), po raz
siódmy
Teresa
Nitosławska,
Montreal, Que. . ......................
.
P. J. B., (Kanada)
.
......
....
......
.
...
..........
...... .
Zofia i Jerzy Bonieccy, Rose Bay, NSW. (Australia) ....... .
Stanisław
Czerski, Sainte Foy, Que. (Kanada), po raz trzeci
..
Jan Hrycewicz, Toronto, Ont. (Kanada), po raz drugi .......
.
Józefa i Marian Turscy, Ste Anne de Bellevue, Que. (Kanada),
po raz
piętnasty
.....
..
..............
....
.
..
.....
.
.
..
.
Państwo
F.
Hasińscy,
Philadelphia, Pa. (USA), zamiast kwiatów
dla
śp.
Janiny Damasiewicz ...........................
.
Nina Sereda, Montreal, Que. (Kanada), po raz
dwudziesty
drugi
G. J.
Dobrzański,
Toronto, Ont. (Kanada), po raz czwarty ...
.
W.
T. Kinastowski, Weeland, Ont. (Kanada), po raz
szósty ... .
Dr
C.
Fabierkiewicz, Toronto, Ont. (Kanada), po
raz
czwarty ..
Stanisław
i
Maria
Żochowscy,
Brisbane, Qld' (Australia) .....
.
Porachunki osobiste
ten sposób okazujesz, Sanczo -
od-
Don Kichot -
że jesteś
prawdziwym
prostakiem i jednym z tych, którzy
mówią:
niech
żyje
silniejszy!..."
parł
"
...
'w
Cervantes
I
części życia postanowiłem zająć się więcej
ideami,
niż ludźmi. Dotąd postępowałem
odwrotnie i nie
przyniosło
mi
W drugiej
F.
24,00
F.
49,00
F. 31,00
F. 21,30
F. 22,50
F
.107,90
DZI~KUJEMY
!
Prosimy naszych prenumeratorów w Stanach Zjednoczonych
o
najszybs~e
podanie ich
"zip-code",
gdyż,
jak nas
informują
brak tego numeru powodUJe
opóźnienie względnie niedoręczanie przesyłek.
Południowej
Redakcja KULTURY
dziękuje
prezesom
Zjednoczeń
Polskich
w
Afryce
za
życzliwe
ustosImkowanie
się
do
naszego pisma i
za
pomoc
udzielaną
naszemu przedstawicielowi,
p.
Romanowi
Królikowskiemu
z
Johan-
nesburga w jednaniu nowych prenumeratorów, jak
również
za
ogłoszenia
zamieszczone
tV
wydawanych
przez
nich Komunikatach.
Imprlm'
en
France.
Redakcja.
to niczego, poza przekonaniem o wszechobecnej niesprawiedli-
wości. Spotykałem
w
końcu
ogromne
ilości
ludzi w
życiu,
w
więk­
szości
jednak okazywali
się
po
jakimś
czasie nie tacy jak
należy.
Co to znaczy "taki jak
należy",
albo "jak trzeba", dobrze nie
wiem; w Polsce
posługujemy się różnymi
normami moralnymi,
na
przykład:
"on jest w
porządku",
albo: "on nie jest
coś
taki",
albo: "ty
już
wiesz", którymi trudno jest
operować
w
ramach
precyzyjniej
opracowanych
etyk. Ale ja - zastrzegam
się
od
razu
-
mogę
nie
mieć
racji. W
dzieciństwie naczytałem się
mnóstwa
książek,
z których
wynikało, że
dobro zawsze
zwycięża.
Nie
oka-
zały się
one
pożytecznym
przygotowaniem do tego, co dalej, bo
dalej okazuje
się, że przeważnie zwycięża dość
obiektywne
zło
.
Postanowiłem więc zamknąć
ten okres
poddając
pod
publiczną
rozwagę
moje
ułomne
opinie.
Generał/minister
Moczar
sądzi
zapewne,
że
nie
wracam do
Polski
("prysnąłem",
"dałem
dęba",
ew.
"nogę"),
albowiem na
przełomie
1965 roku
zdecydował
o wydaniu
mi
paszportu za-
granicznego. Chyba nie
pomyśli, że uczyniłem
to,
gdyż
przez
7 lat nie
dawał
mi
tegoż
paszportu bez
żadnych
powodów do
nie
4
LEOPOLD TYRMAND
PORACHUNKI OSOBISTE
5
dawania. Gdybym
dostał
paszport w 1958, 1960, 1961, 1962,
1963, 1964 -
to
pełne
daty mego kalwaryjskiego pisania
podań,
listów, pism, wniosków, formularzy, czekania, telefono-
wania, antyszambrowania i szukania tzw.
dojść
-
wyjechał
i za-
łatwił
swoje sprawy, nie
zostałbym
nigdy na
tymże
(excusez-le-
mot)
Zachodzie, bo wiem dobrze gdzie moje miejsce i
dokąd
serce moje jest
przynależone
- jak
mawiają żołnierze
w starych
piosenkach. W 1963 jednak, po tak
długim
nie dostawaniu, do-
szedłem
do wniosku,
że znajduję się
w
więzieniu.
Logicznie
więc
ktoś,
kto ma dowody na to,
że
siedzi w pudle, jak mu
rozewrą
bramę
stara
się odbić
jak naj dalej i
już
nigdy nie
wrócić.
Można zakwestionować prawidłowość
moich wniosków i rzec:
Polska nie jest
więzieniem,
bowiem
miałem
prawo udania
się
do
Krakowa bez przepustki. Mnie
się
jednak wydaje,
że przestrzeń
zamknięta,
na kt6rej panuje przemoc silniejszych, jest
więzieniem,
choćby się
nawet
rozciągała
od
Bałtyku
do Tatr.
Można także
dodać, że miałem
samochód,
ładne
mieszkanie, a
wokół
siebie
interesujących
ludzi i
świetne
dziewczyny, ale to nie jest
poważny
argument. W pewnych
amerykańskich więzieniach
stopa
życiowa
osiąga wyżyny
zaplanowane w komunizmie na
drugą połowę
XXI-ego wieku, faceci
mają
tam
własne
apartamenty, kino, teni-
sa, owoce
południowe
i Old Spice po goleniu, nie
mówiąc
o dro-
biazgach jak 5
posiłków
dziennie i telewizja. Mimo to
każdy
lo-
kator
zmyłby się
od razu, gdyby tylko
mógł,
nawet
mając
w
perspektywie
poniewierkę
po
ławkach
w parku.
Więzienie, zwła­
szcza w totalizmach, polega przede wszystkim na strachu,
że
mogą
ze
mną zrobić
co
chcą,
a ja nie
mogę
nic, ani
bronić się,
ani
argumentować,
ani
uciekać
.
Przebywałem kiedyś
w Wilnie
na
Łukiszkach; byłem młody, siedziało
mi
się
znakomicie,
gdyż
walka o
jakieś święte
sprawy
wydawała
mi
się
jeszcze
wartością
samą
w sobie, ale
wybuchł
tam tyfus i
zrozumiałem
jak bardzo
odmówioną
mam
szansę
ratunku, ja
ubezwłasnowolniony.
Nigdy
nie
zapomnę
tego strachu i
coś
z niego
snuło
mi
się
po duszy
kiedy po
miesiącach upokarzających wysiłków przyjęty zostałem
w 1959 przez tow. Alstera, ówczesnego wice-ministra bezpie-
czeństwa
i
głównego
od paszportów.
Powiedziałem
mu,
że
od
dwóch lat moje podania,
prośby
i
błagania pozostają
bez odpo-
wiedzi,
że wokół
mnie
biała,
kafkowska
ściana, że
ja
już
nawet
nie
chcę
paszportu, tylko
chcę wiedzieć
dlaczego? Alster za-
myślił się głęboko,
po czym
rzekł:
-
Nie ma
żadnych
przyczyn,
dla których nie
miałby
pan
otrzymać
paszport. - Ja: - To dla-
czego go nie
dostaję?
- On: - Bo nam
się
pan nie podoba. -
I
dodał:
- Ale ja panu dam. Tylko mi pan przyrzeknie,
że
nie
będzie
pan
udzielał zagranicą
wywiadów. -
Przyrzekłem
i na-
zajutrz
już miałem, pojechałem
do Londynu i nie
udzieliłem
czej licznych par butów.
Wróciłem
po
miesiącu,
dumny z dotrzy-
manego przyrzeczenia. W
następnym
roku
wystąpiłem
znów o
paszport. Nie
dostałem już
nigdy ani odpowiedzi, ani paszportu.
W
międzyczasie
bowiem Alstera wykopano, a na jego miejsce
przyszedł
Moczar.
Okazało się, że
moja sprawa nie ma nic wspól-
nego z
konstytucją, zaś
wszystko z tak
zwaną łaską możnych.
Od stuleci
przywykliśmy nazywać tragedią
pewne
rozwiąza­
nia eschatologiczne,
toteż
fakt,
że ktoś
nie
może wyjechać
za-
granicę
do tego
pojęcia
nie przylega. Lecz elementy tragedii pod-
dane
historycznym
przewartościowaniom
i nowa nieuchron-
ność
katastrof, supersoniczna zemsta losu, czy cybernetyczny fa-
talizm
mogą wstrząsać
charakterami
i
łamać moralność
nie go-
rzej od mojry Edypa.
Mogę wyobrazić
sobie dramat o
mieszkańcu
(słowo
"obywatel" nie pasuje tu z natury rzeczy) kraju
rządzo­
nego przez komunistów,
w
którym odmowa paszportu prowadzi-
łaby
do
wydarzeń
równie krwawych i nieodwracalnych jak u
Szekspira. Za
każdym
razem gdy nie
dostawałem
- a nie dosta-
wałem
codziennie przez 7 lat, bowiem
każdy
mój
dzień wypeł­
niony
był wysiłkiem,
aby go
otrzymać
-
siadywałem
w moim
niebieskim fotelu i godzinami
wpatrywałem się tępo
w
przestrzeń
za oknem. Wyzbyty innych
uczuć
i
myśli
jak: dlaczego? Nie wie-
działem
nic o swojej winie, a
także
nikt mi winy nie
dowiódł,
a
mimo
to
byłem
winny. Nie wiem o co jestem
oskarżony,
co
stwarza
nieskończoność oskarżeń możliwych,
targa
więc mną
nie-
pokój,
że
nie mam
pojęcia
za co
mógłbym odpowiadać.
Fakt,
że
mojej winy nie znam, nie stanowi o tym,
że
jej nie ma, lecz tylko
votum
nieufności
dla tych, którzy o mojej winie
wyrokują.
Jestem winny, bowiem
oni
uznali
moją winę,
wniknijmy
więc
w
ich bieg
myśli,
szukajmy spósobu ratunku, porozumienia, przeko-
nania ich o mojej
niewinności. Przecież
musi
być
sposób aby do-
wieść, że białe
jest
białe,
a
okrągłe okrągłe.
Musi
być jakaś
przyczyna,
którą
trzeba
wykryć,
nie
może odpaść
wszelkie rozu-
mowanie, nawet wobec najgorszego durnia, czy zbira. Wobec po-
wyższego
kilka
tysięcy
razy w
ciągu
roku
dokonywałem
drobiaz-
gowej analizy problematyki paszportowej w komunizmie i mo-
jego wypadku na jej tle.
Przed
Październikiem
paszporty na zachód otrzymywali w
Polsce:
a) ludzie godni zaufania, a
więc:
wysocy
urzędnicy,
karie-
rowicze z dyplomacji i handlu zagranicznego o wypróbowanej
wierności
(?),
różna
zawiesina partyjna i bezpartyjna na
usłu­
gach tzw. cyrku Stalina, który
załatwiał
zjazdy intelektualistów,
kongresy pokoju i
-tp.,
PAXowcy, marynarze, ubiacy do pilno-
wania ich wszystkich, oraz
Jarosław
Iwaszkiewicz i Jan Kott;
żadnego
wywiadu mimo,
że
kuszono mnie
zapłatą
o sile nabyw-
6
LEOPOLD TYRMAND
PORACHUNKI OSOBISTE
7
b) ludzie niezbyt godni zaufania, ale których trzeba
było choć
raz
pokazać, j~k róż~ spo~towcy,
matematycy, kompozytorzy, zawsze
s~pulatrue
. doble;am pod
kątem
pozostawionych rodzin, aby
me
przyszło
1m cos do
głowy;
c) kilkaset osób na 30 milionów
w
ciągu ~O ~at,
kt?rzy po
lat?c~
pisania
podań
i wysiadywania
po~
drZWIamI dygrutarzy mogli
SIę
w
końcu połączyć
z
żoną,
czy
z Ojcem zatrzymanym przez
wojnę
gdzie indziej; znam jednak wy-
padek, kiedy
sparaliżowana
staruszka, reklamowana z uporem
przez syna w Kanadzie,
otrzymała
paszport w rok po swej
śmierci.
99,99% narodu polskiego
miało
nakazane
siedzieć
na miej-
scu ustalonym przez Lecha, Czecha i Rusa.
Oczywiście, należąc
bez . reszty do narodu nawet przez
myśl
mi nie
przebiegło
za
Stalina abym
mógł dokądkolwiek wyjechać.
Nie
było
problemu
nie
jechał
nikt, nie
jechałem
ja i
życie toczyło się
kulawo po:
między Jastarnią
a Zakopanem.
Pierwsze
miesiące
idylli komunistów z narodem, jeszcze przed
Gomułką, polegały
na tym,
że urzędy zobowiązały się uroczyście
do
załatwiania
i wydawania tego, co winny
były
zawsze
załatwiać
i
wydawać.
Ludzie zorientowali
się
w locie,
że nastąpiła
niepow-
tarzalna okazja, nagle wszyscy mieli krewnych w Anglii zapro-
szen~a
z Francji,
mężów
we
Włoszech; znalazły się
do'lary na
przejazd, paszporty
zaczęto dawać,
Polacy jechali i nie wracali,
ale
~omunizm
nic sobie z tego nie
robił, zhumanizował się
i nie
obra~ał.
Tak
było
przez 56 i 57. Po czym UB pozbierawszy
się
po clOsach
doszło
do wniosku,
że jedną
z
najpotężniejszych
broni
w walce przeciw ludziom w zmodyfikowanych warunkach jest
paszport.
Odtąd przestał
on
być
konstytucyjnie gwarantowanym
dokumentem,
zaś stał się
przedmiotem kary, lub nagrody.
Wyglą­
dało
to nieco inaczej jak za stalinizmu,
masowość
obrotu
była
nieporównanie
większa,
ale dziwnym trafem
najłatwiej
otrzymy-
wali paszport ci, którzy otrzymywali go bez trudu od Radkiewi-
cza,
zaś
najtrudniej, albo w ogóle nie, ci sami, którym wtedy nie
wolno
było
o nim nawet
marzyć.
Pod koniec 1956,
sądząc
po wydaniu
ZŁEGO, że zostałem
pełnoprawnym
obywatelem,
wystąpiłem
o paszport. Minister-
stwo Kultury w szale skruchy za to, co
wyrabiało
z takimi jak
ja,
przebąkiwało coś
o stypendium;
było
to mydlenie oczu, ta-
kim jak ja nie dawano nic nigdy, ani przed, ani podczas, ani
po
Październiku,
ale
miałem już
wydawców na Zachodzie,
więc
finansowo
byłem uniezależniony
od matactw tych dziwnych dy-
gnitarztpasożytów żyjących
z artystów -
co, jak wiadomo,
stanOWI wyczyn
dotąd
nieznany w dziejach
człowieka,
albowiem
zawsze
artyści żyli
z dygnitarzy. Paszport
dostałem, wyjechałem
i
wróciłem
w 1957.
Już
w
następnym
roku moje podanie o po-
nowny wyjazd
pozostało
bez odpowiedzi i
wyjaśnień.
I
tak
się
zaczęło.
W komunizmie trzyma
się człowieka
w
ciągłym
stanie oskar-
żenia: niezapłacony
rachunek za gaz nie jest po prostu
niezapłaco-
·
nym rachunkiem, lecz elementem ewentualnego procesu.
Jeśli ktoś
czegoś
nie otrzymuje od
urzędu,
zaczyna
szukać
winy, lub
błędu,
którymi
mógłby być obciążony,
nawet
będąc
niewinny jak nowo-
rodek, skrupulatny jak maszyna do liczenia i zdolny jak Lenin,
albowiem komunistyczny
urząd
bytuje poza
winą
i
błędem. Dłu­
goletni
staż nakazał
mi przeto zastanowienie
się
nad
sobą:
co
oni
myślą, że
ja
zrobiłem? Ewentualności było
bez
liku:
ja nie
musiałem "robić",
samo moje istnienie
było
nie takie jak
należy.
Słowa
Alstera
uderzały
w
dziesiątkę.
Za Stalina nie
można było
być
otwartym
anty-komunistą,
ale
można było
otwarcie i z
włas­
nej woli nie
być komunistą
(nie
mieszać
z "nie-komunistami"
z nakazu
K.c.,
doskonale z tego
żyjącymi). Otwartość
takiej po-
stawy
była
odczynnikiem honoru i
uczciwości
wtedy, gdy nawet
najodważniejsi
starali
się
to
ukryć.
Zarówno moja praca w "Ty-
godniku Powszechnym", jak sposób ubierania i
wygłaszane
hojnie
opinie
ustawiały
mnie na straconej pozycji, w 1958
było
to jednak
za
mało
do odmowy paszportu: w
międzyczasie
mnóstwo ludzi
zaczęło ubierać się
jak ja,
słuchać
jazzu i
wygłaszać
podobne do
moich opinie, nawet Grzegorz Lasota i Stefan Staszewski. Ale
przed rokiem
skończyłem powieść
na zamówienie "Czytelnika":
nazywała się
"Siedem Dalekich Rejsów" i jeszcze w czasie pisa-
nia
zakupił ją
angielski wydawca. Maszynopis
wysłałem
tego sa-
mego dnia do "Czytelnika" i do Londynu. "Czytelnik"
zapłacił
i
nie
wydał: właśnie zaczynała się gomułkowska
kontrreformacja,
o
książkach decydowała
znowu
żona
ministra policji i niejaki
tow. Werblan, którzy dopatrzyli
się
w tej
książce
pornografii
i obrony inicjatywy prywatnej. Natomiast pan Michael Joseph
w Londynie nie
znał się
na takich
subtelnościach
i
wydrukował
książkę. Zostałem więc
wezwany do pana
Galińskiego,
który do-
piero co
nastał
na
posadę
ministra Kultury i Sztuki:
zażądał
on
wycofania
książki
od angielskiego wydawcy,
zaś
pytany przeze
mnie o powód konfiskaty
odparł, że
jej bohaterowie
dokonują
pewnych
nieprzyzwoitości (miał
na
myśli spółkowanie)
na Zie-
miach Odzyskanych, które powinny
być rzeczą świętą
dla
każdego
Polaka.
Powiedziałem, że jeśli napiszę
p. Joseph uzna,
że działam
pod przymusem i wyda ze
specjalną banderolą, opisującą
z
luboś­
cią
moje tortury w lochach UB, natomiast gdybym
mógł pojechać
do Londynu, to kto wie, ale
właśnie
chodzi o paszport, na co
p.
Galiński ochłódł
i
zobojętniał.
Lata 58 i 59
miałem więc
lżejsze,
pewny
byłem, że
nie
dostaję
paszportu za
karę,
z po-
wodu
książki,
która w
końcu wyszła
w Anglii, nie
odniosła żad-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin