Sprawa Niny Frank - Katarzyna Bonda.doc

(11904 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Redakcja i korekta

Jadwiga Kwiecień

 

Projekt okładki

Marek J. Piwko

 

Na okładce wykorzystano reprodukcję obrazu Magazyn” Wojciecha Fangora

 

Redakcja techniczna

Damian Walasek

 

Skład i łamanie

Grzegorz Bociek

 

 

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych jest w tej książce niezamierzone i przypadkowe.

 

 

 

Wydanie I, październik 2007

 

 

Videograf II Sp. z o.o.

41-500 Chorzów, Al. Harcerska 3c

teł. (0-32) 348-31-33, 348-31-35

fax (0-32) 348-31-25

office@ videograf, pl www.videograf.pl

 

© Copyright by Katarzyna Bonda, 2007

© Copyright by Videograf II Sp. z o.o., Chorzów 2007

 

ISBN 978-83-7183-502-5

 

Druk i oprawa: Opolgraf SA, Opole, www.opolgraf.pl

 

lesiojot

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pewnemu Fotografowi

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Czego człowiek nie rozumie, tym nie włada”

Johann Wolfgang Goethe

 

 

 

 

Animus aeger semper errat

(Chory umysł zawsze błądzi)”

 

 

                                          

 

 

 

Prolog

 

 

Gdybyś była grzeczna... Taka, jak w telewizji, czysta jak zakonnica. Być może nie musiałbym cię karać. Być może. Ale nie, w końcu i tak musiałbym. Bo w głębi duszy jesteś suką! Zepsutą suką, dziwką, puszczającą się zdzirą. Myślałaś, że mnie oszukasz? Myślisz, że jak ci się udaje nabierać miliony telewidzów, każdego dnia wypatrujące na szklanym ekranie twojej zimnej, pięknej twarzy, to mnie też oszukasz? ... Zawiodłem się na tobie. Twoje ciało nie wie, co znaczy niewinność. Ty jesteś zbrukana. Cała unurzana w grzechu! Nie, nie urodziłaś się taka. Bardzo się o to postarałaś. Dobrze, że matka nie wie, co razem robiliśmy.

A tak bardzo chciałem ci dać to, czego pragniesz...

Och, przepraszam, przepraszam cię kochanie. Zrozum, muszę to zrobić, muszę, dla twojego dobra! Przecież wiesz, że cię podziwiam i w moich oczach zawsze będziesz najpiękniejszą kobietą, jaką znam. Przecież wiesz, że tak naprawdę wcale tego nie chcę. Nie chcę cię krzywdzić, skarbie, pragnę cię tylko uwolnić. Tak cię kochałem, Niko... Tylko, że ty tego nie doceniasz. Nawet teraz, kiedy jest nam razem tak cudownie. Mnie w każdym razie jest.

Kiedy każdej nocy przed zaśnięciem wyobrażam sobie, jak drżysz, gdy cię duszę... Widzę twoją wykrzywioną z bólu twarz i czuję rozkosz. Jestem wtedy silny. Jestem Kimś. Balansuję na granicy dwóch światów i zlewam je w jedność. Czuję w sobie moc panowania nad życiem i śmiercią. To takie podniecające. Nareszcie to ja decyduję o twoim losie. Już nic nie jest w stanie mnie powstrzymać... Takiej władzy pragnę. O niej marzę w moim pokoju.

Dobrze, że matka nie wie, co razem robiliśmy... To nic, że tylko w mojej wyobraźni. Czy wiesz, co by mi zrobiła, gdyby się dowiedziała? Złoiłaby mi skórę. Jak zwykle. Ty nie masz pojęcia, jak to boli. Ty nie wiesz, co znaczy ból. To, co ja ci zrobię, jest tylko przedsmakiem bólu, jaki chciałbym ci zadać. Musisz ponieść karę za swoje grzeszne spojrzenia. Dlatego muszę cię oczyścić. Nie mam innego wyjścia. Wszystko, co dotyczy ciebie, jest tak nieszczere. Gdybyś chociaż zdawała sobie z tego sprawę...

Nie rozumiem, dlaczego mnie odrzucasz. To nie w porządku, dziewczynko. Tak się nie robi. W końcu jesteśmy ze sobą tak blisko. Wiem, że zbierasz moje listy. Żaden nie wrócił do skrytki. Gdybyś ich nie odbierała, być może nie pisałbym więcej. Pogodziłbym się z tym, że mnie nie chcesz. Ale nie, ty jeszcze mnie kusisz. Pragniesz, bym cię odwiedził. Uśmiechasz się do mnie z ekranu, tak lubieżna w tym habicie. A kiedy w końcu przyszedłem, ryzykując, że matka się dowie, zaczęłaś krzyczeć i grozić mi. To nie było uprzejme. Zwłaszcza te przekleństwa - nie przystoją damie. Muszę cię nauczyć kultury. Jesteś żałosna. Tak, teraz mnie śmieszysz. Już nie masz nade mną władzy. Choć na zawsze pozostaniesz tą pierwszą, która wyzwoliła we mnie siłę stwórcy. Stworzę na nowo. Pokonam barierę. Przekroczę próg dla wybranych.

Znów czuję to narastające napięcie. Podniecające, ekscytujące. Łechce moje członki i z niecierpliwością czekam, aż ten wulkan dojrzeje. Przyznam ci, że czasem to nie jest przyjemne. Paraliżuje mnie i zmusza do wycofania się. Ten ciągły lęk, który muszę pokonywać; ocean strachu. Mój lęk w porównaniu z twoim jest zaledwie kropelką wody. Ale wiem już, co go uwolni i oswoi. Da poczucie jeszcze większej siły. O tak! Patrzę na twoją twarz, na filmach, w gazetach, widzę ją we śnie, na jawie, coraz częściej obserwuję cię z daleka... Zbliżam się do ciebie, jestem o krok. Wczoraj miałem cię na wyciągnięcie ręki, a powstrzymałem się. Ale nie chcę już czekać dłużej. Muszę wyładować to napięcie, które mnie rozsadza.

 

 

 

 

                                        

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

POCZĄTEK KOŃCA

 

Zaplanuj swoje życie, bo inni zrobią to za ciebie”

 

 

Nie pamiętam, jak znalazłam się w swoim łóżku. Ból głowy wgniatał mnie w ciemność poduszki. Założyłam okulary z materiału, które wzięłam z samolotu, i próbowałam uciec w nieświadomość. Kiedy tak dryfowałam w przestrzeni własnej pustki i starałam się odnaleźć wyjście z tunelu, do którego trafiłam niechcący, a właściwie tak bardzo świadomie, poczułam na swojej piersi czyjś język. Jakaś ręka wędrowała po moim brzuchu i zmierzała między nogi. Trwało chwilę, kiedy zrozumiałam, że zęby przygryzające moje sutki i ręka penetrująca właśnie moje wnętrze, nie należą do jednej osoby. Natarczywy palec próbował pobudzić mnie. Dopiero, gdy ofensywny język z piersi przeniósł się do ust i poczułam na nim własny zapach i smak, zdarłam z oczu okulary i krzyknęłam: - Nie! Przestań!

W moim łóżku, w skotłowanej pościeli, leżało dwóch młodszych ode mnie mężczyzn. Przystojnych jak z żurnala. O twarzach wymuskanych, w które regularnie wklepują kremy przeciwzmarszczkowe, ale nie wyrażających nic prócz żądzy. Kutas jednego z nich był w stanie imponującego wzwodu. Jego właściciel zbliżał się w moim kierunku. - Jaka groźna kotka - szeptał obleśnie. Drugi, nieprzytomny, jeszcze odurzony, histerycznie się zaśmiewał. Jego rechot doprowadzał mnie do furii. Poczułam się mała i bezbronna. Chwyciłam stojącą na blacie butelkę po ginie i cisnęłam nią w tego ze stojącym kutasem. Ale nie trafiłam. Uchylił się. Butelka odbiła się od stołu i potoczyła po podłodze.

Chwyciłam prześcieradło. Próbowałam ściągnąć ze swojego łóżka drugiego, który nie przestawał się śmiać. Kiedy udało mi się przysłonić swoją nagość białą, wygniecioną

materią, spojrzał błagalnie i śliniąc się, czołgał po podłodze. - Dostaliście, co chcieliście!  Zabierać się z mojego domu! - darłam się.

- Jaki temperament... - śmiech grzęzł w gardle czołgającego się. - Zwariowałaś? - zamilkł, kiedy wyrwałam łampkę z kontaktu i zamachnęłam się na niego.

- Co ty? Przecież sama nas zaprosiłaś. Nie rób wiochy.

Przez głowę przelatywały mi różne myśli. Gubiłam się. Nie byłam już taka pewna. Jak to się stało, że ich tu przywiozłam? Mgliście przypominało mi się, że poprzedniego wieczoru pozwoliłam, by pili z mojego buta, całowali po szyi... Nie znałam ich imion, a oni zwracali się do mnie per „ty”. Zupełnie nie pamiętałam, że z nimi spałam. Nic nie pamiętałam. Choć moje ciało mówiło, że pozwoliłam na wiele. Bolały mnie piersi. Sutki były sterczące, podrażnione, pewnie przypalane papierosami. Między nogami miałam żarzące się węgle. Pieprzyłam się z nimi. Pijana, szalona, dawałam się rżnąć. Aaaa! - głowa mi pękała.

- Dzwonię na policję - chwyciłam telefon. - Albo sami wyjdziecie - dodałam ciszej.

Chciałam, żeby zostawili mnie samą.

- Ale jesteśmy na wsi... - odezwał się cicho Czołgacz o oczach wiernego szczeniaka.

- Nie obchodzi mnie, jak wrócicie.

- W pozostałych pokojach są inni łudzie. Ich też wyrzucisz? - spytał chytrze wyższy, a jego imponujący penis skurczył się już i ukrył tchórzliwie w gęstwinie czarnych włosów. Reszta klejnotów dyndała smętnie, jakby ktoś spuścił poivietrze z odpustowego balonika.

Chwyciłam prześcieradło i wyszłam z sypialni.

Biała sofa w salonie była obrzygana. Leżały na niej na wpół rozebrane dziewczyny i dwóch znanych mi producentów. W kuchni ktoś smażył jajecznicę. Furkotał ekspres do kawy. W bibliotece jakieś panienki chichotały. „Wypijmy za błędy... ” - zawodził Rysiek Rynkowski - ktoś na cały regulator włączył telewizor.

- Jest nasza gwiazda! - krzyknął Zbyszek, mój agent. Na sobie miał mój własny szlafrok, pod spodem był goły, jak go Pan Bóg stworzył. Kilka dziewczyn kręciło się wokół niego. Były niekompletnie ubrane.

- Dzień dobry ―powiedziałam grobowym głosem. Zastanawiałam się, kim są ci ludzie, większości nie znałam. Czułam się osaczona, zagubiona i stara, kiedy patrzyłam na te osiemnastki, gotowe w tej chwili zrobić wszystko za epizod w głupawym serialu. Marzyły o tym, co ja już mam - o orgii we własnym domu, której nie pamiętam. Pewnie po tych tabletkach, alkoholu i niezliczonej ilości skrętów, które pojawiły się nie wiadomo skąd.

-Koniec imprezy. Zmywajcie się - powiedziałam nie patrząc na to towarzystwo. - Mam was wszystkich gdzieś - chciałam dodać. Ale po prostu wyszłam.

-Nika, pojebało cię? Dziś niedziela, dzień święty - rzucił zza moich pleców gość, którego imienia nie znałam i nie chciałam poznawać. Reszta wybuchnęła śmiechem. - Odwaliło ci, odkąd wróciłaś ze Stanów! Wschodząca gwiazda Hollywoodu już nie chce zadawać się z polskim show-biznesem... - szydził

Zamachnęłam się i uderzyłam wymoczka w twarz. Podbiegłam do białej skrzynki przy wejściu:

- Wzywam ochronę. Wyrzucą was, tak, jak tu stoicie.

- Przecież ty nie umiesz naivet obsługiwać odtwarzacza wideo... - roześmiał się Jakub, chyba jedyny w marynarce. Spojrzałam na niego i poczułam, że mi niedobrze. Do jego ramienia, jak manekin, przyczepiona była śliczna dziewczyna_ w wieku może siedemnastu lat. Wyglądali jak ojciec z córką. Blond włosy miała potargane, wzrok mętny. Była na prochach. Zobaczyłam w niej siebie sprzed lat. Spojrzałam Jakubowi w oczy, wpisałam kod i nacisnęłam czerwony guzik. Rozległ się głuchy ałarm syreny.

- Macie dziesięć minut - powiedziałam i weszłam po schodach na górę. Nie oglądając się zamknęłam drzwi. Wiedziałam, że wyjdą. Opatuliłam się prześcieradłem i usiadłam przed komputerem. Wtedy postanowiłam to spisać.

Może dowiem się, jak zagubiłam się w meandrach moich marzeń i stałam kimś tak bardzo mi obcym. Jak obudziłam potwora śpiącego pod skórą, którego przez lata karmiłam własną krwią i który teraz żąda kolejnej ofiary - z mego życia. Spowiedź internetowa w konfesjonale nicka. Rozgrzeszenie przez powiedzenie wszystkim i nikomu. Do tego żadnej pokuty za grzechy. Czułam, że jeśli nie zrzucę gdzieś tych wszystkich masek, które nosiłam, wybuchnę. Pęknę. Wiatr rozniesie mnie na kawałki, które nie będą już nigdy do siebie pasować. I na myśl o samooczyszczeniu poczułam ulgę.

Słyszałam, jak w mieszkaniu cichnie rwetes. Przez chwilę słychać było jakieś głosy, po czym zapadła cisza. Kiedy zapukała ochrona, nikogo już nie było.

- Przepraszam, zapłacę za fatygę, ale już wszystko w porządku. Nie potrzebuję niczego - powiedziałam do dwóch karków uzbrojonych po zęby. Sprzedałam im trzydziesty siódmy wystudiowany uśmiech i poprawiłam prześcieradło, tak, by mogli dyskretnie dojrzeć jedną z moich piersi i stopę z polakierowanymi paznokciami.

Oczywiście zadziałało. Jestem jak dobrze funkcjonujący robot wieloczynnościowy. Jeden z nich, ten z blizną w poprzek szyi, bąknął:

- Od tego jesteśmy. Napiszemy, że interwencja była uzasadniona.

Znów się uśmiechnęłam i zatrzasnęłam drzwi.

Zostałam kompletnie sama. Jak zwykle. Ale tak czułam się najbezpieczniej. Nie musiałam grać. Człowiek rodzi się sam, żyje i umiera sam - Jako nastolatka wydrukowałam to sobie na koszulce. I jeszcze: „Lepiej szybko spłonąć, niż tlić się powoli” - credo Kurta Cobaina. Zmarł, gdy miał tyle lat, co ja teraz... Ogarnęłam spojrzeniem mieszkanie. Doszłam do wniosku, że w zasadzie to pobojowisko, jakie widzę, odzwierciedla moje życie. Zrujnowane, zbezczeszczone. Obcy ludzie, obcy kochankowie penetrujący nie mnie, ale aktorkę mydlanych oper, która uwierzyła, że jest gwiazdą.

Właśnie. Wzięłam do ręki list z CA A. Data, pieczątka, Santa Monica. Podpis. Treść czytałam może dwadzieścia razy. Ziemia usunęła mi się spod stóp. W jednej chwili pozbyłam się złudzeń. To feralna kostka domina, która przewróciła moją misterną układankę. Teraz tylko patrzeć, aż wszystko się rozsypie. Już nie wierzę. W nic. Czy tak właśnie wygląda początek końca? Weszłam do łazienki. Odkręciłam kurki - huk spadającej wody zagłuszył na chwilę natrętne myśli. Wpatrywałam się w przeźroczystą ciecz, w której za chwilę się zanurzę. Jak najszybciej pragnęłam zmyć z siebie kolejne warstwy mazi, która oblepia mi duszę i barwi ją na czarno. Jest jej tak dużo, że zaczyna być widoczna także w realu. Przestałam kontrolować jej uparte działania. Jutro stracę kilka kontraktów. Potwór przejmuje ster nad moim życiem. Nie chcę już z nim walczyć, bo wiem, że i tak poniosę klęskę. Ale z drugiej strony... Gdzie jestem ja - ta dziewczyna, która nie była sławna, ale była sobą? Co z nią zrobiłam? Tęsknię za nią, choć wiem, że czas przeszły to jedyna rzecz, na którą nie mam wpływu.

Wyprostowałam nogi i ręce w wodzie, głowę oparłam o akrylowy brzeg wanny. Światło raziło mnie, więc przymknęłam powieki. Zanurzyłam włosy, policzki. Woda przykryła moje oczy ciężką pierzyną. Po chwili wyrzuciłam głowę na powierzchnię. Otarłam twarz. Ale pod spodem była tak cudowna cisza... Nabrałam powietrza, powoli opadałam na dno wanny. Coraz wolniej i wolniej.

Pewnie nie uwierzysz, ale pod wodą, w ciszy, znalazłam bezkresny azyl. Nie chciałam wynurzać się na powierzchnię. Nawet, kiedy zaczęło mi brakować powietrza i czułam w uszach kłujący ból. Wtedy przyczaiła się ta irracjonalna myśl: „Musieli nieźle wyglądać, jak z gołymi tyłkami uciekali do swoich ekskluzywnych

wozów”. Wystrzeliłam jak z procy spod wody i roześmiałam się w głos. Jaki ten mój świat jest żałosny! Zawinęłam się ręcznikiem i ociekająca wodą poszukałam pilota do telewizora. Patrzyłam na mokre kałuże wokół własnych stóp, gdy usłyszałam z głośników odbiornika: - Kocham cię, Sergio! Skąd w tobie tyle okrucieństwa?

 

 

 

ROZDZIAŁ 2

 

LIDIA, MIŁOŚNICZKA SERIALI

 

Nie daj się nabrać. Jeśli coś wydaje się zbyt dobre, żeby mogło być prawdziwe, pewnie tak jest”

 

 

Kocham cię, Sergio! Skąd w tobie tyle okrucieństwa? - zawodziła teatralnym głosem kobieta, drąc w drobne kawałeczki czarno-białe zdjęcie amanta z cieniutkim jak niteczka wąsikiem. - Ty kochasz moją siostrę Leilę, nie mnie! Moje życie nie ma sensu - łkała.

Kamera z szerszego planu zbliżyła się do jej twarzy, ukazując kropelkę przeźroczystej cieczy, która udawała łzę. Tworzyła biały tor na jej suto uróżowionym policzku. Potem już cały ekran wypełniły papuzioniebieskie cienie do powiek i firankowate rzęsy tytułowej bohaterki serialu „Amanda”. Kobieta ostrożnie, by nie zepsuć makijażu, otarła oczy chusteczką z monogramem i podeszła do kuchennego blatu. Długimi, wypielęgnowanymi palcami, zakończonymi szponiastymi paznokciami chwyciła nóż. Dramatycznie błysnęło ostrze, gdy przeciągnęła po swoim przegubie. Upadła na drogocenną posadzkę w arabskie wzory.

Cięcie. Napisy. Z głośników popłynęła latynoska muzyka.

Lidia Daniluk siedziała jeszcze chwilę nieruchomo w ciemnościach. Dopiero, gdy muzykę zastąpił ryk dżingla zwiastującego reklamę, a na ekranie pojawiła się zadowolona gospodyni ciesząca się z usunięcia plamy na koszulce, Lidia wstała i chwyciła pilot, by ściszyć fonię w telewizorze. Za oknem już zapadł zmierzch. Lidia zerknęła na zegar: dochodziła dziewiętnasta. Drobnym krokiem podeszła do lustra wiszącego nad lodówką i spojrzała na swoją sześćdziesięcioletnią twarz. Oczy miała jeszcze zaczerwienione od bezgłośnego płaczu. Splecione w warkocz włosy, uczesane na styl ukraiński wokół głowy, były całkiem białe. Lidia potarła powieki, klepnęła się po zwiotczałych policzkach, by dodać im koloru, i spróbowała uśmiechnąć się do lusterka. Ale oczy nadał pozostały smutne. Wyjęła czerwoną szminkę. Lekko dotknęła nią ust, by twarz stała się wyrazistsza. Zaczęła krzątać się po kuchni; włączyła czajnik na herbatę, pokroiła pomidory, posmarowała masłem bułki. Wyciągnęła ser i wędlinę. Zajęła się robieniem kanapek. Nie chciała, by Borys, jej syn, który zaraz wróci z pracy, zobaczył, że płakała. Wydało jej się, że słyszy warkot silnika samochodu.

- Znów ryczałaś przy „Amandzie”? - roześmiał się Borys, gdy tylko przekroczył próg białego domku. Wysoki, barczysty, o twarzy jak skórę zdjąć z Lidii, tyle, że z mocniej zarysowaną szczęką i kanciasto wystającymi kośćmi policzkowymi. Jego intensywnie zielone oczy śmiały się figlarnie.

- Zaraz twój serial. Ciekawe, jaki dziś dobry uczynek zrobi zakonnica Joanna. Swoją drogą niezła laska z tej siostrzyczki - mówił, jednocześnie przeżuwając kanapki przygotowane przez matkę.

- Też byś pooglądał. To dobry wzór do naśladowania. A szukają statystów do tego filmu - Lidia mówiła jak do małego dziecka. - Zgłosiłbyś się, zarobił parę złotych. Kto wie, może masz talent aktorski?

- Aha, pójdę na casting i od razu zagram Zbyszka z Bogdańca - Borys rechotał ze swojego dowcipu. - Kierownika karmiłaś? - spytał z pełnymi ustami.

- Tak, ale nie miał dziś apetytu - ucięła Lidia.

- Nie miał, bo znów mu dałaś te placuszki z płatków owsianych. Wytrzymać się z tobą nie da - narzekał poirytowany.

- Ale on je lubi. Są zdrowe, na oleju - tłumaczyła już weselszym głosem matka. Zawsze czuła się lepiej, gdy widziała syna: 25-letniego mężczyznę, który wciąż wydawał się jej małym chłopcem. Był jej oczkiem w głowie, „słoneczkiem” i prawdziwym oparciem po śmierci męża. Wierzyła, że wychowała go na dobrego człowieka.

- Tak, tak... A ja słyszałem, że psy wolą mięso od placków nadziewanych jakimś zielskiem.

- Nie jakimś tam, tylko leczniczymi ziołami: skrzypem, pokrzywą i krwawnikiem. Przecież on wciąż sika. Nie trzyma moczu, biedaczysko. Przeziębił się... Od tych ziółek lepiej się czuje - tłumaczyła spokojnie.

- A mówił ci? Skąd wiesz? - machnął ręką Borys i poszedł do swojego pokoju pograć na Play Station II.

Lidia z filiżanką herbaty pośpiesznie wróciła przed telewizor. Spikerka właśnie zapowiadała, że dziś w studiu gościć będą Ninę Frank, odtwórczynię roli siostry Joanny w serialu „Zycie nie na sprzedaż”, ulubienicę telewidzów i laureatkę tegorocznej złotej Telekamery dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej. Wywiad przeprowadzi gwiazda telewizji Piotr Tarczyński.

- Niko, jak ty to robisz, że z każdym dniem jesteś coraz piękniejsza? - zagaił prezenter.

- Och, miłość telewidzów tak na mnie świetnie wpływa. I praca, która daje mi ogromną satysfakcję - perlistym głosem odpowiedziała gwiazda i uśmiechnęła się do kamery, ukazując białe, równe zęby. Jej alabastrowa cera kontrastowała z kruczoczarnymi włosami poskręcanymi w sprężynki. Lidia przyglądała się smukłym nogom gwiazdy w czarnych kabaretkach i pantofelkach z weluru na szpilce. Obserwowała dodatki: mieniące się kolczyki i bransoletkę ze szczerego złota, która brzęczała zmysłowo przy poruszeniu ręki aktorki. Lidia chłonęła każde słowo gwiazdy.

- Mówią, że jeździsz jak pirat... - mówił dalej Tarczyński.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin