Juan Gomez-Jurado - Legenda o złodzieju.pdf

(2147 KB) Pobierz
Pamięci Joségo Antonia Gómeza-Jurada, który nauczył mnie, jak
docenić dobrą historię.
PROLOG
W POŁOWIE DROGI
MIĘDZY ÉCIJĄ A SEWILLĄ
WRZESIEŃ 1587 ROKU
Powietrze okryło ziemię gorącym pledem. Na Trakcie Królewskim
rozbrzmiewał stukot końskich kopyt.
Na czele grupy jechał chudy mężczyzna o ostrych rysach twarzy,
a za nim podążały dwa wozy ciągnięte przez kare szkapy. Na
wozach siedzieli dwaj chłopcy do opieki nad zwierzętami i trzej
najemnicy do noszenia worków ze zbożem. Pochód zamykał sznur
mułów, ze stoickim spokojem łykających kurz podnoszony przez
koła i końskie podkowy.
Mężczyzna jadący na czele ścisnął mocniej wodze. Musiał się
bardzo starać, by nie wbić ostróg w boki konia i nie pogalopować
w kierunku Écichy. To był pierwszy dzień jego pracy na stanowisku
królewskiego komisarza do spraw zaopatrzenia, odpowiedzialnego
za zgromadzenie pszenicy na potrzeby Wielkiej Armady, którą król
hiszpański Filip II przygotowywał do inwazji na Anglię. Zadanie to
napełniało starego żołnierza, a początkującego komisarza, dumą
i poczuciem odpowiedzialności. Czuł, że ma szansę przyczynić się
do chwały, która w najbliższych miesiącach spłynie na Hiszpanię.
Sam nie był już w stanie utrzymać muszkietu, ponieważ w bitwie
stoczonej szesnaście lat temu utracił władzę w jednej ręce, jednak
mógł chociaż zadbać o wyżywienie tych, którzy chwycą za broń.
Nie, żeby to miało być łatwe zadanie. Chłopi i właściciele ziemscy
nie będą zachwyceni rekwizycją zboża. Komisarz dzierżył
wprawdzie laskę sędziowską i miał zezwolenie na wyłamywanie
zamków i opróżnianie spichlerzy – w zamian był zobowiązany
jedynie zostawić weksel królewski. Nie należało się jednak
spodziewać, że kawałek papieru wręczony jako zapłata za ciężką
pracę zostanie przyjęty bez protestów, szczególnie że opieszałość
Korony w spłacie długów, które tak beztrosko zaciągała, była
dobrze znana.
Komisarz otrząsnął się z zamyślenia, kiedy na końcu krętej
kamienistej drogi zobaczył chatę, rzut kamieniem od miejsca, w
którym się znajdował.
– To oberża w Griján, panie – dobiegł go pełen nadziei głos z
jednego z wozów. Podróż z Sewilli do Écichy była ciężka i jego
ludzie mieli nadzieję na dzban wina, aby móc oczyścić gardło
z pyłu, którego nałykali się na szlaku.
Komisarz zamierzał kontynuować podróż. Czuł, że mógłby na
własnych plecach przenieść milion worków pszenicy. Za tydzień
miał skończyć czterdziestkę, jednak wciąż był znacznie silniejszy,
niżby wskazywała na to jego szczupła postura i bystre smutne oczy.
– Zatrzymamy się na krótki odpoczynek – odpowiedział, nie
odwracając się. Ostatecznie trzeba było napoić zwierzęta.
W palącym słońcu ludzie i muły mogli wytrzymać jeszcze wiele mil,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin