Abaszydze Grigoł - Długa noc.txt

(756 KB) Pobierz
GRIGOŁ
ABASZYDZE
DŁUGA
NOC
 
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nad strumieniem płynšcym w kamiennym łożysku bawiło się kilkoro dzieci. Był wród nich chłopak najwyżej piętnastoletni, chociaż na pierwszy rzut oka można by mu dać więcej niż piętnacie lat  taki był wyronięty, szeroki w ramionach i tyle miał w twarzy powagi i zadumy.
W tej chwili w skupieniu montował malutkie koło młyńskie. Po obu brzegach strumyka wetknšł cienkie rozwidlone gałšzki, oparł na nich o koła i teraz opuszczał je stopniowo tak, aby płynšca po równym dnie struga wody poruszyła lekkie drewniane łopatki. Potem opucił ręce, wyprostował się. Koło zakręciło się rozpryskujšc na trawę drobniutkie zimne krople. Dzieci tłoczyły się wpatrzone w cudowny młyn przeszkadzajšc sobie nawzajem.
Teraz, kiedy chłopak stał, widać było, że istotnie jest wysoki, barczysty, zgrabny. Oparty nogami na dwóch brzegach strumienia wyglšdał jak wielkolud stojšcy nad szerokš rzekš.
Woda, bieganina dzieci, ich piski i wesoły miech były gdzie na dole, a chłopak nie widział już ani płynšcej w rowie wody, ani zabawnego kółeczka, ani dziecięcych twarzy. Przez otaczajšcy go hałas i miech usłyszał w oddali co, co zwróciło jego uwagę. Skupił się i wytężył słuch. Potem skoczył do szerokiej bramy wychodzšcej prosto na gociniec.
Drogš dreptał kłapouchy osiołek. Siedział na nim niestary jeszcze, ale przedwczenie postarzały, otyły mężczyzna. Był blady tš niezdrowš bladociš, właciwš ludziom, któ-
rzy zażywajš mało ruchu i wieżego powietrza, rzadko widzš słońce.
Osiołka prowadziła młodziutka liczna dziewczynka. Nie miała więcej niż trzynacie lat. Jednš rękš trzymała uzdeczkę, drugš od czasu do czasu leciutko wymachiwała pręcikiem.
Ten włanie malowniczy obraz zobaczył chłopak, kiedy wybiegł przed bramę. Mokre ręce wytarł o spodnie, ale potem zawstydził się i stanšł na skraju drogi. Dziewczynka jednak ucieszyła się, umiechnęła i zatrzymała osiołka.
	Już wyruszacie? Pawlija, Cago, zaczekajcie na mnie, ja zaraz!  i nie czekajšc na odpowied pomknšł do dom- ku w głębi podwórza.
	Gdyby tak Wacze też zabrał się z nami, to byłoby dobrze  westchnęła Cago.
	Tak, byłoby dobrze. Trudno mi będzie bez jego pomocy szkicować mapy  przyznał Pawlija.
Po chwili nadbiegł zasapany Wacze i oddał dziewczynce co zawiniętego w kawałek jedwabiu.
	To dla ciebie  powiedział spuszczajšc oczy.  Jednak zdšżyłem...
Cago odwinęła jedwab i wykrzyknęła ze zdziwieniem i radociš:
	Ależ to poezje Torelego!
Szybko zaczęła przerzucać ksišżkę, niektórym stronicom przypatrujšc się ze szczególnš uwagš. Tak, to poezje sławnego poety Torelego. Ale nie jest to ksišżka zwyczajna, każdš jej stronę z pietyzmem ozdobił Wacze, który stoi tu w tej chwili i wstydzi się podnieć oczy. Cago zamknęła ksišżkę, przycišgnęła do siebie głowę chłopaka, pocałowała go w policzek, potem pręcikiem smagnęła osła i nie odwracajšc się poszła prosto przed siebie.
Chłopak zachwiał się i w obawie, żeby nie upać, oparł się o płot, przysiadł na kamieniu. Chciał zetrzeć dłoniš rumieniec z policzka, ale policzek palił go coraz bardziej. Serce biło gwałtownie, w skroniach huczało. Pociemniało mu w oczach. Ziemia odpłynęła, odpłynęła gdzie, uciekła spod nóg. Pierwsza (czy aby nie ostatnia?) niewiadoma,
niewinna pieszczota ukochanej Cago rozpaliła krew, wstrzšsnęła dreszczem.
Tymczasem nadeszli chłopcy, równienicy Wacze, rozsiedli się dokoła i zaczęli rozmawiać o sprawach, które były tak bardzo dalekie od tego, o czym teraz mylał.
	Słyszałe, Wacze, podobno zdecydowano już, kto zasišdzie na tronie.
	Mówiš, że Rusudan zostanie królowš.
	Nikt nas nie pyta o zdanie, więc co to nas obchodzi, prawda, Wacze?
	Jak to: co nas obchodzi! Wprowadzić na tron kobietę nawet nie pytajšc nas o zgodę! Jakaż to korzyć z kobiety? Czy na przykład może dowodzić wojskiem?
	Tak, koniec już z naszš sławš i zdobyczami.
Byli to sami rówienicy Wacze. Nad górnš wargš każdego zarysowywało się już ciemne półkole przyszłych wšsów. A przecież serce prawie każdego młodzieńca rwie się do miecza i sławy.
	Ba! Tamara też była kobietš. Ale szable Gruzinów nie wiedziały wtedy, co to sš pochwy.
	Tamara to całkiem co innego. Jak wiat wiatem nie było drugiej takiej Tamary. Zresztš, czy warto w ogóle rozmawiać z Wacze, chyba wcale go nie wzrusza los naszego państwa.  Przyjaciele odeszli, ale po chwili jeszcze zawołali z daleka:
	Na wojnę też nie pójdziesz, Wacze?
Chłopak wstał, odwrócił się plecami, wszedł na skalny uskok. W dali, wzdłuż wšwozu, wzdłuż wijšcej się jak wstęga rzeki biegnie kręta droga do stolicy królestwa Gruzji. Tš drogš poszli wędrowcy: Cago i Pawlija na osiołku. Droga wije się, jakby wracajšc cišgle na to samo miejsce, ale za każdym zakrętem wędrowcy sš coraz dalej.
Myli Wacze również jak ta droga odbiegajš daleko, potem wracajš wcišż do tego samego, do Cago, która za każdym zakrętem jest coraz dalej, coraz dalej.
Wacze, który wczenie został sierotš, prawie cały czas spędzał w domu Cago. Ojciec jej był żołnierzem. Nadano
mu szlachectwo, więc jak każdy blisko zwišzany z dworem miał zagrodę w pobliżu letniej rezydencji królewskiej w Achałdabie.
Widocznie kto pozazdrocił mu powodzenia w życiu. Na turnieju wištecznym spadł z konia, ale noga została mu w strzemieniu i rozpędzony koń powlókł go...
Wdowę z trojgiem dzieci opadli ze wszystkich stron wierzyciele. Sprzedała dom i cały dobytek zatrzymujšc tylko mały domek w Achałdabie z niedużym sadem i kawałeczkiem pastwiska. Na szczęcie starszy syn już dorastał i wkrótce stał się podporš dla biednej matki.
A to dzięki temu, że Mamuka jeszcze za życia ojca nauczył się złotnictwa, wykazał niezwykłe zdolnoci do tego pięknego rzemiosła i teraz nawet w stolicy nie uważano go za zwykłego rzemielnika, ale prawie za artystę, który potrafił stare rzemiosło przekształcić w sztukę budzšcš zachwyt.
Do niego włanie, do słynnego złotnika Mamuki, wybrali się teraz jego młodszy brat i siostra, znani już nam Pa- wlija i Cago.
Pawlija w drugim roku życia stracił władzę w nogach. Od tego czasu wszyscy go nazywajš Pawlijš-beznogim, ale w przezwisku tym nie kryje się nic obraliwego. Skazany na to, żeby tylko siedzieć albo leżeć, nieszczęsny chłopiec szybko pogodził się ze swoim kalectwem. Energia, która u dziecka pewno wyładowywałaby się w zabawach, a z czasem grach ruchowych, znalazła sobie inne ujcie. Pawlija zapalił się do nauki i ksišżek.
Nie władał nogami, ale poza tym był zdrowy, a nawet mocno zbudowany. Ręce miał zdatne do kowalstwa, a zjeć potrafił tyle, co trzech kamieniarzy.
Brak ruchu musiał się jednak na nim odbić. Pawlija wczenie stał się ociężały, otyły. Chociaż nie męczyło go przepisywanie ksišg i mógł pracować dzień i noc bez przerwy, dokuczała mu przedwczesna zadyszka.
W Gruzji roiło się wówczas od jeńców i niewolników. Persowie i Grecy, Turcy i Arabowie wałęsali się po całym
państwie z krańca na kraniec, od zagrody do zagrody, w poszukiwaniu bšd pracy, bšd jałmużny.
Pawlija spomiędzy tych włóczęgów dobierał sobie odpowiedniego cudzoziemca, od razu umawiał się z nim co do zapłaty i właciwie robił sobie z niego niewolnika, który bez przerwy, niby przykuty łańcuchem, siedział przy stole beznogiego Gruzina cišgle zajętego pisaniem lub czytaniem. Podczas przechadzek cudzoziemiec popychał fotel na kółkach, na którym siedział Pawlija. W ten sposób sługa nie towarzyszył swemu panu jedynie w czasie snu.
Praca cudzoziemca polegała na tym, że stale musiał wymieniać w swoim ojczystym języku nazwy ptaków, kwiatów, drzew, zwierzšt  wszystkiego, co wpadło w oko lub czym Pawlija aktualnie się interesował. Po trzech miesišcach cudzoziemiec przyzwyczajał się, nabierał sił na pańskim jadle, ale dziwnemu panu przestawał być potrzebny, bo pan znał już język nie gorzej od nauczyciela.
Cudzoziemiec, przywišzany do dobrego w gruncie rzeczy kaleki, płakał odchodzšc, ale nie było rady, Pawlija szukał znów kogo innego, bo chciał opanować jeszcze jeden obcy język.
Kaleka miał piękny charakter pisma. Kiedy starannie przepisał cały psałterz. Potem znawcy kupowali te księgi za duże pienišdze. W pracy nad ksišżkami pilnie pomagał mu Wacze. I włanie wówczas nauczył się od Pawlii czytać, pokochał ksišżki, wiedzę i rysunek. Sierota mógł się odwdzięczyć swojemu nauczycielowi tylko w jeden sposób: pomagał o każdej porze w przepisywaniu, ilustrowaniu i oprawie ksišg.
Wreszcie Pawlija, uzbrojony w zdobytš wiedzę i znajomoć obcych języków, obłożony ksišżkami zabrał się do opisu królestwa gruzińskiego. Zatrzymywał każdego przechodnia, zapraszał do domu, wypytywał, porównywał to, co wyczytał w księgach, z tym, co opowiadali ludzie znajšcy kraj, a potem pisał, pisał dzień i noc, nie podnoszšc głowy znad arkusza papieru.
Opisywał różne miejscowoci, klimat, plony, zwyczaje i obyczaje ludu, który tak kochał i którego czuł się czšstkš.
Pisał o tym, co jest złe i dobre w państwie, którego nie tylko nie mógł przemierzyć, ale nawet w myli ogarnšć wzrokiem. Z balkonu swojego domu widział zawsze to samo  mały odcinek ojczystego kraju. Najbliżej  różnobarwne kobierce pól przeciętych płotami i rzędami drzew. Za polami, w dole, nasycony zielonym mrokiem wšwóz, na jego dnie połyskujšca rzeka i całkiem już czarne otchłanie przepaci. Za wšwozem wyłaniajš się z mroku granatowe zbocza gór, na których  można, jeli nie dojrzeć, to odgadnšć  pasš się wród szmaragdowej zieleni białe trzody owiec. Jeszcze dalej i wyżej, wyżej niż pola i rzeki, nad wšwozem i górami wiszš w powietrzu niemal kryształowe połyskujšce niegiem namioty Kaukazioni.
Obraz ten zamykał się w małej ramce. Ale Pawlija wyobrażał sobie, że cała Gruzja jest równie piękna.
Sława uczonego i mšdrego kaleki rozeszła się po całym państwie gruzińskim. Ksišżki, które przepisał, ogromnie ceniono w klasztorach, trafiły też do domów bogatych wielmożów, a wreszcie dotarły nawet do k...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin