Michael Hjorth Hans
Uczeń
przełożyła Alicja Rosenau
Kiedy tuż przed wpół do ósmej
wieczorem taksówka skręciła w
Tolléns väg, Richard Granlund nie
spodziewał się, że jego dzień może
być jeszcze gorszy. Czterodniowy pobyt
w Monachium i okolicach.
Podróż w interesach. W lipcu Niemcy pracowali w zasadzie
normalnie. Od rana do wieczora miał
spotkania z klientami.
Fabryki, sale konferencyjne i całe morze
wypitej kawy. Był
zmęczony, ale zadowolony. Taśmy
transportowe i procesowe może
nie były szalenie ekscytujące – jego
praca rzadko budziła
zaciekawienie, nigdy nie stawała się
naturalnym tematem rozmów
przy kolacjach czy innych okazjach
towarzyskich – ale sprzedawały
się nieźle. Taśmy. Sprzedawały się
naprawdę dobrze.
Samolot z Monachium miał wylecieć o
9.05. Byłby wówczas w
Sztokholmie dwadzieścia po jedenastej.
Zajrzałby na chwilę do biura,
by sprawdzić sytuację. Do domu
dotarłby około pierwszej. Zamierzał
zjeść późny lunch z Kathariną, a potem
resztę popołudnia poświęcić
na pracę w ogrodzie. Taki był plan.
Dopóki nie usłyszał, że lot o 9.05 na Arlandę jest odwołany.
Ustawił się w kolejce do stanowiska
Lufthansy i dostał miejsce w
samolocie o 13.05. Jeszcze cztery
godziny na Flughafen München
Franz Josef Strauss. Nie było mu do
śmiechu. Z westchnieniem
rezygnacji wyjął komórkę i napisał
SMS-a do Kathariny. Będzie
musiała zjeść lunch bez niego. Ale może
zdążą jeszcze spędzić trochę
czasu w ogrodzie. Jaka jest pogoda?
Może drink na werandzie
wieczorem? Mógł coś przywieźć, miał
teraz czas na zakupy.
Katharina odpowiedziała natychmiast.
To przykre z tym
spóźnieniem. Tęskni za nim. Pogoda w
Sztokholmie jest wspaniała,
więc drink to świetny pomysł. Liczy na
niespodziankę. Całusy.
Richard udał się do jednego ze sklepów,
które nadal wabiły
swoją ofertą tax free, choć był
przekonany, że dla zdecydowanej
większości podróżnych nie miało to już większego znaczenia. Znalazł
półkę z gotowymi drinkami i wziął
butelkę, którą znał z telewizyjnej
reklamy. Mojito Classic.
W drodze do Press-Stopu sprawdził
swój lot na tablicy. Gate 26.
Potrzebował dziesięciu minut na
dojście.
Zamówił filiżankę kawy i kanapkę,
potem zajął się
przeglądaniem świeżo zakupionego
numeru „Garden Illustrated”.
Czas powoli posuwał się naprzód. Przez kilka minut oglądał wystawy
sklepów, kupił jeszcze jedną gazetę, tym
razem o gadżetach, poszedł
do innej kawiarni i wypił butelkę wody
mineralnej. Po wizycie w
toalecie wreszcie nadeszła pora, żeby
udać się do samolotu.
W poczekalni przeżył kolejne
zaskoczenie. Samolot o 13.05 miał
opóźnienie. Nowy boarding time 13.40.
Wylot był spodziewany mniej
więcej o 14.00. Richard znów sięgnął
po telefon. Poinformował
Katharinę o dodatkowym spóźnieniu i
dał wyraz swojej złości na
samoloty w ogóle i Lufthansę w
szczególności. Znalazł wolne krzesło
i usiadł. Nie dostał żadnego SMS-a z
odpowiedzią.
Zadzwonił.
Nikt nie odbierał.
Może wybrała się na lunch do miasta z
kimś innym. Schował
komórkę i zamknął oczy. Wkurzanie się
na tę całą sytuację nie miało
sensu, i tak nie mógł nic na to poradzić.
Za kwadrans druga młoda kobieta zza
kontuaru wezwała
pasażerów na pokład, przepraszając za
opóźnienie. Kiedy wszyscy już
siedzieli
w
kabinie,
po
rutynowej
prezentacji
środków
bezpieczeństwa, której i tak nikt nie
słuchał, głos zabrał kapitan. Jakaś
lampka w samolocie pokazywała błędne
wartości. Problem tkwił
chyba w samej lampce, ale nie należało
ryzykować. Obsługa
techniczna już była w drodze, żeby jej
się przyjrzeć. Kapitan
przeprosił za to utrudnienie i wyraził
nadzieję na wyrozumiałość.
W samolocie szybko zrobiło się gorąco.
Richard czuł, jak jego
wyrozumiałość i względnie dobry humor
wypływają z niego wraz z
potem nasączającym koszulę na plecach
i pod pachami. Wreszcie
znów odezwał się kapitan. Z dobrą
wiadomością. Usterka została
usunięta. I z drugą, trochę gorszą.
Przegapili swój przedział czasowy i
wyglądało na to, że muszą przepuścić
jeszcze dziewięć samolotów,
ale gdy nadejdzie ich kolej, wylecą do
Sztokholmu.
Kapitan wyraził ubolewanie.
Wylądowali na Arlandzie o 17.20.
Spóźnieni dwie godziny i dziesięć minut.
Albo sześć godzin.
Zależy, jak na to spojrzeć.
W drodze po bagaż Richard znów
zadzwonił do domu. Nikt się
nie zgłosił. Spróbował jeszcze raz na
komórkę Kathariny. Po pięciu
sygnałach włączyła się poczta głosowa.
Pewnie była w ogrodzie i nie
słyszała telefonu. Richard dotarł do
wielkiej hali z taśmociągami
bagażowymi. Monitor nad taśmą numer
trzy informował, że za osiem
minut zostaną dostarczone bagaże z lotu
LH2416.
Czekali dwanaście minut.
A kwadrans później Richard miał
pewność, że jego walizki tam
nie było.
Znów musiał ustawić się w kolejce,
żeby zgłosić zaginięcie
bagażu w okienku Lufthansy. Zostawił
kwit, podał swój adres i jak
najlepszy opis zaginionej walizki i mógł
wreszcie wyjść do hali
przylotów i poszukać taksówki. Po
wyjściu przez wahadłowe drzwi
zderzył się z upałem. Naprawdę było
lato. Zapowiadał się piękny
wieczór. Czuł lekki nawrót dobrego
humoru na myśl o drinku z
rumem na werandzie w promieniach
wieczornego słońca.
Stanął w kolejce do taksówek. Kiedy wyjeżdżali z kompleksu
Arlandy kierowca powiedział mu, że
dzisiaj na ulicach Sztokholmu
panowało szaleństwo. Kompletne
szaleństwo. Równo...
TOMI-3231