Inglot Jacek_Brzozka i mistrzowie (opowiadanie).rtf

(5958 KB) Pobierz
Inglot Jacek_Brzozka i mistrzowie (opowiadanie)

C:\Users\Agnieszka\Downloads\4 Inglot Jacek_Brzozka i mistrzowie (opowiadanie)-page-001.jpg


Człapanie ucichło i poczuł na twarzy chłód tam na gościńcu musiał być istny wielkolud, skoro jego cień docierał na szczyt wzgórza, na którym urządził sobie popas; co prawda wzgórek nie był nadto wysoki, za to porośnięty kępką świerczków wcale już dorodnych, emanujących przyjemnym chłodkiem i świeżym zapachem lasu.

He, he, niech mię kaci, a któż to, jeśli nie nasz wielmożny Jaycenty Glotzki, zawołany mistrz z Breslau, poważany na całym Szląsku i w Wielkiej Polsce oprawca wszelkiej niegodziwej hołoty tudzież znawca dobrych trunków, wybredny smakosz i czciciel wdzięków niewieścich. Zaiste, prędzej bym się na tej zapomnianej nawet przez diabła ścieżynie spodziewał Kościeja, niźli waszmości!

Uniósł niechętnie prawą powiekę no tak, nie mogło być żadnych wątpliwości: naprzeciwko niego szczerzył się w radosnym uśmiechu mistrz, u którego przed laty terminował, poznając pierwsze rudymenta katowskiego rzemiosła. Nie mógł na niego narzekać, sporo się nauczył, a i termin nie był nadto ciężki, jeśli nie liczyć tego ciągłego latania do gospody pod garniec chłodnego pilzneńskiego.

Witam was, cny Marcusie Rejmusie z Mysłowa, którego imię zna cała Mała Polska, nie wspominając o Czerwonej Rusi czy Górnych Węgrach, mistrzu mej nieodwołalnie minionej tu westchnął nostalgicznie a jakże błogiej młodości. A dokąd to dobre bogi prowadzą, jeśli można wiedzieć, mój drogi konfratrze?

Wielkolud uśmiechnął się jeszcze szerzej spoza swej nad wyraz obfitej, jadowicie rudej brody, wzbudzającej tyle przestrachu u penitentów, i to nim jeszcze mistrz Marcus zdążył ich potraktować rozpalonymi szczypcami. Glotzki zauważył z nostalgią, że końcówki wąsów mu opadły i posiwiały, a i sterczące spod futrzanej czapy włosy wyglądały na mocno przerzedzone. Tym niemniej postrzegał u swego niegdysiejszego mistrza wcale czerstwe oblicze, a i to, jak zwinnie zeskoczył z grzbietu swej rosłej nad podziw szkapy, ani chybi krzyżówki rycerskiego rumaka z pociągowym perszeronem, dowodziło niezbicie, że wcale mu nie zbywa na zwinności i krzepie, tak bardzo potrzebnym w ich niełatwym zawodzie.

Dziwna to historia, warta zacnego kufla, zawszeć pomocnego, by przydać żwawości opowieści odparł Marcus, kierując się w stronę jucznego muła. Glotzki bez specjalnego zdziwienia zauważył, że bagaż mistrza składa się głównie z dwóch zacnych beczułek z kurkami, obijających boki nieszczęsnego bydlęcia, które pewnie wolałoby dźwigać coś lżejszego. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło Marcus, znany ze swego ludzkiego podejścia do wszelkich żywych istot (poza penitentami rzecz jasna), dbał w czasie podróży o równomierny upust z obu beczułek, w związku z tym, im droga wypadała dłuższa, tym brzemię...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin