Karin Wahlberg - Pocieszyciel.pdf
(
2285 KB
)
Pobierz
Karin Wahlberg
Pocieszyciel
Prolog
SaraIda Stróm powoli uniosła powieki i mrużąc oczy, spojrzała w smugę
bladoróżowego światła sączącego się przez szparę w rolecie.
To wyjątkowy dzień.
Leżała zwinięta w kłębek niczym leniwy syty kot i wpatrywała się w światło.
Przypuszczała, że to blask wschodzącego słońca. Ale przecież mogło być już znacznie
później. Nie chciała wiedzieć. Nie miała na to siły. Dlatego nie odwróciła głowy, żeby
spojrzeć na kanciaste cyfry radiowego budzika na taborecie przy łóżku. W pracy miała
być
dopiero o pierwszej. Mogła się jednak spóźnić, gwizdać na terminy i obowiązki, i zamiast
tego zostać w łóżku i rozdrapywać swoje wnętrze, swoje myśli jak kilkudniowy strup na
skórze.
Myśli o życiu.
Miała bowiem marzenia, które pomagały jej widzieć świat bardziej kolorowym.
Szarość ją przerażała. Przerażały ją ciągnące się bez końca puste dni i całe to życie
bezbarwne
i smutne jak otępiali mieszkańcy domu opieki, zapadnięci w swoich fotelach lub wózkach
inwalidzkich.
Już niedługo uwolni się od tego. Ona pójdzie dalej, a oni tam zostaną.
Za oknem głośno warczał silnik jakiegoś samochodu na wolnym biegu. Głuche
uderzenia i skrzypienie pneumatycznego podnośnika. To pewnie śmieciarka. A więc musi
być
już co najmniej dziesiąta.
W pokoju robiło się coraz cieplej. Pogoda w tym roku, jak na październik, była
wyjątkowo piękna. Lufcik zostawiła otwarty, ale rolety, wykonane z białej tkaniny
powleczonej warstwą srebra i nieprzepuszczającej światła, nie pozwalały, by zimne
powietrze
dostało się do środka. SaraIda nie miała siły się ruszyć. Skierowała wzrok ku wiszącej
lampie,
białej papierowej kuli, od której aż po sufit rozciągała się wspaniała pajęcza sieć. W końcu
doszła do wniosku, że tak czy inaczej da sobie radę. Nie urodziła się po to, żeby być byle
kim.
Po prostu jest na to za ładna.
Nagle wszystko zaczęło jej przeszkadzać. Kołdra była za ciepła, prześcieradło
pościągane. Wyrzuciła ręce za głowę i rozciągnęła się, aż zatrzeszczało w kręgosłupie.
Opuściła nogi na podłogę i stanęła wyprostowana przed dużym lustrem w ramie z
tekowego
drewna, wiszącym naprzeciw łóżka, obok białej komody, którą dostała z domu.
Nie było jeszcze takiego ranka, żeby najpierw nie obejrzała się w tym lustrze. Czasami
trwało to zaledwie kilka sekund, zwykle jednak dłużej. Nie potrafiła odmówić sobie tego
pozowania. Stała i niesamowicie się sobie podobała. Jej mama uważała, że to taki wiek.
SaraIda miała to w nosie. Była przekonana, że jeszcze długo nie przestanie tak robić, bo
uwielbia obserwować, jak różne miny i pozy, które przybiera, zmieniają jej postać.
Najbardziej podobała się sobie z głową odrzuconą trochę do tyłu, z lekko
przymrużonymi oczami, jak u kotki, i z odrobinę rozchylonymi ustami. Trenowała tę pozę
tak
długo, aż potrafiła przyjąć ją bez lustra. Wyglądała trochę zabawnie. On uśmiechnął się
pobłażliwie, jakby miał przed sobą małe dziecko, po czym z naciskiem poprosił, żeby dała
spokój tej dziecinadzie. To było tego dnia, kiedy musiał czekać na nią trzy kwadranse, bo
jeden z pensjonariuszy spadł z łóżka i ona zaoferowała się, że zostanie aż do przyjazdu
ambulansu. Był zły jak nie wiem co, nie pomagały żadne tłumaczenia, którymi próbowała
go
udobruchać. Nic to nie dało.
Lustro jest jej najwierniejszym sojusznikiem. Kiedy spytał, czy nie mogłaby go gdzieś
przewiesić, aż się w niej zagotowało. Wprawdzie już na samo wspomnienie jego imienia,
którego nie śmiała wypowiedzieć nawet w myślach, drżała i czuła błogie zadowolenie, ale
mimo wszystko wolałaby chyba umrzeć, niż pozbyć się swego lustra.
Ustalili, że będą trzymać swoją wielką namiętność w tajemnicy. Czuła całą sobą, że
on traktuje ich znajomość poważnie, choć uważał, że tę miłość, najgorętszą na świecie,
powinni jeszcze przez jakiś czas ukryć przed innymi. A ona się z nim zgadzała.
Kiedy ją poprosił o przeniesienie lustra, zachichotał jednocześnie, jakby chodziło o
jakiś żart. Mówił jednak serio, trudno było tego nie zauważyć. Lustro mu przeszkadzało,
bo
gdy byli razem, czuł się obserwowany i osaczony przez własny wizerunek. Ją to raczej
tylko
podniecało. Przecież nie musi się tam wcale gapić - powiedziała mu. I powinien mieć w
Plik z chomika:
uzavrano
Inne pliki z tego folderu:
Karin Wahlberg - Pocieszyciel.epub
(895 KB)
Karin Wahlberg - Pocieszyciel.pdf
(2285 KB)
Karin Wahlberg - Dziewczynka z majowymi kwiatkam.mobi
(651 KB)
Inne foldery tego chomika:
K. Kaźmierczak
K.A. Tucker
K.L. Slater
Kai Strittmatter
Kaja Platowska
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin