Richard Hey - Fabrykant aniołków.pdf

(900 KB) Pobierz
Richard
Hey
fabrykant aniołków i spółka
przełożyła
Irena Naganowska
Czytelnik Warszawa 1979
Tytuł oryginału niemieckiego Engelmacher und co
© C. Bertelsmann Verlag München 1975
Okładkę i kartę tytułową projektował
ZBIGNIEW CZARNECKI
O Copyright tor the Polish edition
by Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”,
Warszawa 1979
ISBN 83-07-00014-9
„Czytelnik”. Warszawa 1979.
Wydanie I.
Nakład 120320 egz. Ark, wyd. 9,6; ark, druk. 13.
Papier offsetowy ki. VII, 60 g, 93 cm.
Oddano do składania 5 IV 1979 r.
Podpisano do druku 23 VIII 1979 r.
Druk ukończono w październiku 1979 r.
Zakłady Graficzne „Dom Słowa Polskiego”
w Warszawie
Zam. wyd. 662; druk. 2352/K. C-47
Cena zł 35 -
Printed in Poland
1.
W pięć godzin po znalezieniu w piwnicy zdewastowa-
nej willi nad Wannsee zwłok dziewczyny Katarzyna Le-
dermacher rozpoczęła urlop.
Było pół do siódmej rano, na dworze panował jeszcze
mrok, łagodny poranek w końcu lutego. W hali dworca
lotniczego Tempelhof pierwsi pasażerowie czekali przed
okienkami. Katarzyna z zadowoleniem przyglądała się, jak
ważą jej bagaż, po czym wymachując torebką przeszła do
kontroli paszportów.
Drżała z zimna. Była przemęczona i nie wydobrzała
jeszcze zupełnie po ciężkiej grypie jelitowej. Chociaż w
hali było ciepło, podniosła kołnierz wytartego brązowego
płaszcza z jagnięcej skóry. - Przecież nie będzie ci tam
potrzebny - mruknął jeszcze nagi, zaspany Robert, gdy na
dole rozległ się krótki klakson taksówki. A Katinka, za-
grzebana w prześcieradła i poduszki, niechętnie otworzyła
jedno oko, gdy Katarzyna weszła do jej pokoju i pochyliła
się, by ją ucałować na pożegnanie. - Pa, mamo - powie-
działa Katinka, zamykając z powrotem oko. - Zgaś tylko
światło w przedpokoju.
Katarzyna gmerała właśnie w torebce, szukając pasz-
portu, gdy usłyszała za sobą basowy głos:
- Pani Ledermacher!
Odwróciła się lekko.
Przez halę biegł ku niej Gerfried. Starał się przy tym
rozjaśnić ponury wyraz swojej pomarszczonej twarzy i
przytłumić donośny głos.
- Dobrze, że jeszcze panią złapałem.
Gerfried i Katarzyna pożegnali się trzy godziny temu
przy zdemolowanej bramie ogrodowej willi nad Wannsee,
gdy wynoszono już zwłoki dziewczyny na ulicę, kolega od
zabezpieczania śladów sortował swoje plastykowe woreczki
5
i folię w świetle reflektorów samochodu policyjnego, a
fotograf, mrukliwy jak zawsze, rzucił kamerę na tylne
siedzenie swego wozu. Gerfried spojrzał na księżyc do
połowy zasłonięty powoli sunącymi chmurami i życzył jej
przyjemnego urlopu.
- Gerfried. - Katarzyna starała się uśmiechnąć, ale
spostrzegła, że jej się to nie udaje. - Jeżeli przysłał pana
szef, proszę mu powiedzieć…
Wydatne jabłko Adama pod kołnierzem jasnego, je-
dwabistego golfu Gerfrieda poruszało się w górę i w dół.
- Torebka - szepnął.
W torebce tamtej dziewczyny poza kosmetycznymi
drobiazgami i notesikiem z wieloma adresami znaleziono
starannie zasznurowaną paczuszkę, owiniętą w papier z
napisem: REINHARD - Zabawki. Bazylea.
- Tam był granat ręczny - szepnął Gerfried tak wy-
raźnie, że kilka osób obejrzało się. - Starszy typ, brytyjski -
dodał trochę ciszej, ale znacząco, jak gdyby brytyjskie
granaty ręczne starszego typu były szczególnie niebez-
pieczną bronią wybuchową.
- Niech pan to omówi z Doris i Zoblem - powiedziała
Katarzyna i podała paszport urzędnikowi, który nieufnie
spoglądał na Gerfrieda. Urzędnik zaczął natychmiast wer-
tować księgę poszukiwanych.
- Ale szef - szepnął znowu głośno Gerfried - szef
prosi panią, żeby przez wzgląd na tę okoliczność…
- Proszę go pozdrowić - odparła Katarzyna, chwyciła
paszport i ruszyła w stronę kabiny, gdzie sprawdza się, czy
pasażerowie nie mają przy sobie broni. Po trzech krokach
odwróciła się nagle. Zobaczyła to, czego oczekiwała: na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin