Andrzej Wydrzyński - Kładka w ciemność świata.pdf
(
1366 KB
)
Pobierz
… dzieło stworzenia jeszcze nie jest skończone i musimy to doskonale pojąć w sobie samych i we
wszechświecie. Trzeba wciąż przerzucać
k ł a d k i w c i e m n o ś ć ś w i a t a .
I nie wiedzą o tym
tylko ci, co zakładają swoją mądrość na obojętności, łudząc się, że nie jest ona egoizmem. Ale
wszystko wokół nas zaprzecza takiej mądrości. Przyzywam was tu na świadectwo: kiedy czuliśmy
się prawdziwie szczęśliwi?
(Antoine de Saint-Exupéry)
1
… istnieją kobiety – a jest to dalszy ciąg moich myśli, których początku ani źródła nie
chcę ujawnić, i dlatego zdanie zaczynam od trzech kropek – więc istnieją kobiety, wobec
których zapomina się o całym świecie, jako o czymś absurdalnym i nierealnym, wymyślo-
nym przez innych ludzi z przyczyn najrozmaitszych, niecnych i szlachetnych.
Jednak najczęściej tak się zdarza, że właśnie ta wyjątkowa kobieta połączy nas ze świa-
tem, a dzięki jej miłości i miłości do niej kocha się namiętnie również innych ludzi i nasz
niedorzeczny, lecz nieunikniony świat, również swoją ojczyznę; bo przecież ta niezwykła
dziewczyna, nieunikniona jak świat, ale wybrana przez przypadek spotkania, stanowi rów-
nież cząstkę mojej ojczyzny, podobnie jak mikroskopijne miejsce na kuli ziemskiej, w
którym człowiek się urodził.
Taką dziewczyną była Teresa.
Była.
I już nią nie jest.
A jednak istnieje w pamięci moich emocji i moich zmysłów.
Jak to wszystko, co związane jest z Teresą, wymazać, wykreślić, zniszczyć w sobie?
Muszę to zniszczyć. Muszę zapomnieć.
Jechałem do Dziury roztrzęsionym wagonem podrygującym hałaśliwie na spojeniach
przedwojennych szyn, pamiętających lub nie pamiętających cesarza Franciszka Józefa –
bo przecież nic nie wiemy o pamięci przedmiotów martwych, chociaż ona zapewne istnie-
je – więc do tego wąsatego Franciszka Józefa, do jego wielkomocarstwowej monarchii
Austro-Węgierskiej, należała również część Polski. Cesarz umarł, a jego wagony pozosta-
ły. I nie tylko wagony. Chyba dzisiaj już ich nie ma, jednak w czasie, do którego wracam
pamięcią, jeszcze istniały i kursowały nie tylko na podmiejskich liniach kolejowych. Pa-
miętam, że każdy malutki przedział miał oddzielne wyjście na peron.
Jechałem tym staroświeckim wagonem do Dziury, opętany rozpaczą po utraconej miło-
ści i pełen obrzydzenia do czegoś, co nazywałem wówczas zdradą. Zdradą Teresy. Tej,
która połączyła mnie swoją miłością z całym światem. Więc dlaczego b y ł a z kimś in-
nym?
Minęły trzy dni od rozstania z Teresą i dwa od ostatniego z nią spotkania, kiedy czekała
w moim pokoju naga i bezbronna w tej nagości, jakby spodziewała się pożądania, litości,
współczucia, przebaczenia. Ponieważ zawsze byłem okrutny wobec siebie, byłem wów-
czas okrutny wobec Teresy. Na tym polegał mój błąd, bo takiej dziewczyny jak Teresa już
nigdy nie znajdę, mimo jej zdrady.
O tej zdradzie później opowiem. Jeszcze w latach 1952-1953, wyprzedzając pamiętny
1956 rok, postanowiłem napisać powieść o boleśnie przejmującej prawdzie: ani miłość,
ani polityka nie mogą istnieć w stanie nie skażonym kompromisami. Obie te pasje, poli-
tyczne i erotyczne, są niemożliwe do przeżycia bez kompromisów.
Przyjmując taką tezę, niczego nowego nie odkrywam. Tak było zawsze, od legendar-
nych czasów Adama i Ewy, nieustannie podpatrywanych, raczej inwigilowanych przez
Boga i jego aniołów. Nigdy nie widziałem aniołów, nie wiem, czy istnieją, jakkolwiek o
ich istnieniu zapewniają nas Księgi Starego i Nowego Testamentu.
W przedziale staroświeckiego wagonu siedziała kobieta o twarzy pomarszczonej i
zwiędłej. Zwiędłej jak co? – pomyślałem. Jak jesienny liść, jak zmięty papier, jak nieudol-
nie wygarbowana skóra? Na nic porównania. Była to twarz kobiety przedwcześnie do-
świadczonej przez cierpienia, krzywdy i gorzką wiedzę o życiu.
– Pani jedzie do Dziury? – zapytałem. Nic nie wiedziałem o Dziurze, dlatego zapyta-
łem. A może z innej przyczyny, żeby nie myśleć o Teresie? Raczej to drugie.
Skinęła głową.
– Co to za miejscowość? I skąd ta nazwa?
Stara kobieta miała głęboko osadzone oczy, niezwyczajnie kontrastujące z jej zwiędłą
twarzą. To były oczy młodej kobiety, rozjaśnione wewnętrznym blaskiem, bystre i docie-
kliwe.
– Kiedyś – odparła powoli, jakby żuła gumę – ludzie to tak nazwali; Dziura. A jak już
ludzie coś nazwą, to zostaje, czasami na całe stulecia. Bo ta nędzna mieścina kilkaset lat
temu nazywała się Katownice. W waszych encyklopediach nie odszukałam tej nazwy, bo
tam nie wszystko można znaleźć, nie moja wina. Bo ci panowie, co piszą wasze encyklo-
pedie i przeróżne słowniki, chcą czasem ukryć coś przed nami albo przed władzą… Ka-
townice – mówiła z nieco większym ożywieniem – tak dawniej nazywała się Dziura. A to
nazwanie stąd przyszło, że żyła tu ongiś, jeszcze w średniowieczu, dziewczyna niezwykłej
piękności, Renata się nazywała. A była tak piękna i nasycona od Boga miłością do życia i
mężczyzn – tu zaśmiała się, jakby wspominając mężczyzn, którym sama się oddawała –
że uznali ją za czarownicę i zakatowali na śmierć. I stąd zrodziła się u starosty, a może u
wojewody, który ją kochał, nazwa Katownice.
W tym momencie pomyślałem o Teresie. Chyba jest, nie, nie jest, lecz była, tak piękna,
jak zakatowana na śmierć Renata. Ale Teresy nikt nie utopi ani nie spali na stosie i nikt nie
będzie szarpać jej ciała rozżarzonymi kleszczami. To dobrze, pomyślałem jeszcze, bo ta-
kie jak Teresa należą do dziewcząt niezwykłych, należących do rzadkości, i byłoby bluź-
nierstwem zniszczyć to piękne ciało. Dlaczego palono dawniej ciała? Bo ani oni, ani nikt
po nich nie umiał spalić duszy, myśli, idei… Zapytałem:
– A jak poznali, że Renata była czarownicą? Po donosach tak typowych nie tylko dla
tamtych czasów, podejrzeniach, intrygach, chytrości, zawiści? To wszystko dzisiaj także
może się zdarzyć, wszędzie, na całym świecie. Jak udowodnili Renacie, że jest czarowni-
cą?
Kobieta otworzyła bezzębne usta. Nie, nie były bezzębne: z dolnej szczęki sterczało
kilka sczerniałych pniaków. Górnej szczęki nie mogłem dojrzeć; przesłaniała ją nisko
opuszczona, pomarszczona warga. Powinna wstawić sobie sztuczną szczękę, ale czy miała
na to pieniądze? Chyba nie, bo jej czarny szal był zżarty przez mole.
– Nie, panie – powiedziała. – Może to była nienawiść żony wojewody czy jakiegoś ich-
niego sekretarza od sołtysa, z którym Renata nie chciała obracać się w pościeli albo na tra-
wie? Według rozeznania światłych kapłanów, czarownice po tym możną było poznać, że
Plik z chomika:
uzavrano
Inne pliki z tego folderu:
Andrzej Wydrzyński - Plama ciemnosci.mobi
(981 KB)
Andrzej Wydrzyński - Plama ciemnosci.pdf
(1564 KB)
Andrzej Wydrzyński - Ciudad Trujillo.epub
(776 KB)
Andrzej Wydrzyński - Ciudad Trujillo.pdf
(1204 KB)
Andrzej Wydrzyński - Czas zatrzymuje się dla umarłych.epub
(608 KB)
Inne foldery tego chomika:
A. V. Geiger
A.& B.Strugaccy
A.F. Brady
A.J. Finn
A.J. Kazinski
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin