Alyxandra Harvey - Krwawiace serce.pdf

(999 KB) Pobierz
HARVEY ALYXANDRA
KRONIKI RODU DRAKE’ÓW 04
KRWAWIĄCE SERCE
Nie jest łatwo być nowym w mieście, a Christabel Llewelyn z pewnością jest nowa.
Nie zna Violet Hill, nic nie wie o życiu na wsi i absolutnie nic o wampirach. A
ponieważ jej kuzynką jest Lucy Hamilton, mogą być z tego problemy… Chłopak
Lucy to jeden z braci Drake’ów, jej najlepsza przyjaciółka jest księżniczką z rodu
Drake’ów, a wszyscy Drake’owie to wampiry. Ale to nie jedyni nieumarli w Violet
Hill. Miasto opanowały inne, dużo bardziej niebezpieczne wampiry – Hel-Blar. Kiedy
Christabel zostaje uprowadzona jako zakładniczka przez ich przywódczynię,
Drake’owie muszą zacząć działać
PROLOG
Connor
- Fakt, że musimy wpaść po naszą młodszą siostrę i zawieźć ją do domu, bo wraca później
niż my, jest po prostu smutny
-skonstatował Quinn z niezadowoleniem.
- Przynajmniej mam okazję sprawdzić te talerze - odparłem z gałęzi starego drzewa
cedrowego. Jego pień, porośnięty mchem i lśniącymi, złotymi porostami był tak duży, że
mógłby unieść pół
tuzina domków na drzewie. Siedziałem wygodnie na jednej z jego licznych grubych gałęzi
i ustawiałem pod odpowiednim kątem ukrytą w nich antenę satelitarną. - Co teraz widać?
Quinn odświeżył stronę na moim laptopie. Stał na dole, gdzieś między korzeniami, które z
tej perspektywy wyglądały jak powykręcane palce starej kobiety.
- Wygląda dobrze! - zawołał.
Dostroiłem ją na wszelki wypadek i ponownie sprawdziłem na moim iPhonie, zanim
zszedłem na dół po gałęziach, jakby to były schody.
- To ostatnia w tym sektorze - powiedziałem, jednym skokiem pokonując ostatnie dwa
metry. - Pozostałe będę musiał odłączyć.
Mogą być w zasięgu obozu. - Będę też musiał chodzić na nocne patrole, żeby blokować
wszelkie nowe sygnały, mimo że obozowisko znajdowało się u podnóża góry i było
bardzo mało prawdopodobne, żeby jakiś się pojawił.
Coś o tym wiedziałem.
Próbowałem.
Wielokrotnie.
Krwawy Księżyc to niezwykle rzadki zjazd wampirów, więc ze względów bezpieczeństwa
nie wolno było używać telefonów komórkowych ani internetu. Nie wzbudzało to mojego
entu-zjazmu. Nie obchodzi mnie, że niektóre zatwardziałe osoby biegają w gorsetach albo
piętnastowiecznej zbroi, żeby w ten sposób zaprezentować swój ród, ale brak dostępu do
internetu to dopiero barbarzyństwo.
- Mam w telefonie pełno numerów do gorących dziewczyn, Connor - zauważył Quinn,
kiedy pakowałem sprzęt do torby przy motorze. - Zanim je usunę, zdecydowanie
powinieneś zrobić właściwy użytek z naszego podobieństwa.
Przewróciłem oczami.
- Może i jestem twoim bliźniakiem, ale i tak nikt nie uwierzy, że ja to ty.
- No cóż, nie, jeśli pokażesz się w koszulce Star Treka. Dobra, owszem, obejrzałem
wszystkie odcinki Star Treka, Battlestar Galáctica i Stargatea, jakie kiedykolwiek
nakręcono, ale nigdy nie miałem koszulki Star Treka.
- Zapomnij.
- A ta przyjaciółka Hunter, Chloe? Kilka tygodni temu do późna gadaliście o
komputerach. - Pomogliśmy Chloe i dziewczynie Quinna, Hunter, odkryć przyczynę
zachorowań uczniów Akademii Helios-Ra. Wzruszyłem ramionami.
- Piszemy do siebie maile, ale to nie to, co myślisz. Quinn pokręcił ze smutkiem głową.
- Kto będzie kontynuował moje dzieło?
- Masz dziewczynę, nie śmiertelną chorobę.
- A jednak, powiedziałem i powtórzę jeszcze raz: seksowny wygląd to wielka
odpowiedzialność.
Chociaż Quinn nosi dłuższe włosy, twarz mamy taką samą. Ale to nie z jej powodu jest
taki popularny wśród młodszych i starszych dziewczyn, to coś bardziej nieokreślonego.
Zawsze taki był. On lubi dziewczyny, a ja - komiksy. Mimo to świetnie się rozumiemy. Od
zawsze. Może i mam sześciu braci, ale tylko jednego bliźniaka.
Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Spróbuj z Duncanem.
- Jasne.
Może i wolę komputery niż ludzi, ale Duncan - on dopiero jest aspołeczny. To, rzecz
jasna, nie powstrzymuje dziewczyn od chodzenia za nim. Strasznie nas to bawi.
- Strażnik na godzinie trzeciej - stwierdziłem z westchnieniem.
Quinn skrzywił się i jednym kopniakiem uruchomił silnik motocykla. Uśmiechnęliśmy się
do siebie i ruszyliśmy.
Z rykiem silników pędziliśmy między starymi drzewami o grubych pniach i przez
gigantyczne paprocie. Wjechaliśmy na wąską polanę, a właściwie na wąski pas trawy i
późno kwitnącej nawłoci, i zaparkowaliśmy w rzędzie obok innych motocykli.
Pomiędzy dębami wiodła ścieżka ku licznym namiotom.
Wszędzie dookoła były wampiry: rozmawiały, rozglądały się,
rozwijały rodowe sztandary i polerowały szpady. Żadnych telefonów, ale szpady są w
porządku - stęknąłem w duchu.
Nie spodziewałem się, że mamy aż tak wielu strażników. Stali przy każdym namiocie w
uniformach z insygniami różnych rodów. Jak dotąd godło rodu Drakeow przeważało nad
pozostałymi, ale co noc przybywały nowe wampiry z całego świata. Plotka głosiła, że
obozowiska pilnuje jeszcze jedna, tajna straż, Chandramaa, ale nikt jej jeszcze nie widział.
Chan-dramaa w sanskrycie oznacza „księżyc”, a straż była tak stara, jak ten język.
Świadomi, że prawdopodobnie jesteśmy obserwowani, ostrożnie szliśmy ścieżką
prowadzącą z lasu na otwartą przestrzeń. Było to całkowicie sprzeczne ze wszystkim,
czego uczyła nas nasza mama. Na szczęście Solange nietrudno było znaleźć. Kręciła się
na obrzeżach, z dala od świateł pochodni, z jakimś chłopakiem.
Zwrócony był do nas plecami i nie wyglądał znajomo. Nie był to Kieran - na teren obozu
mogli wchodzić tylko ludzie związani w rodziną wampirów, a łowcy wampirów w ogóle
Zgłoś jeśli naruszono regulamin