Jonathan Stroud - Herosi z Doliny.pdf

(1049 KB) Pobierz
Herosi z Doliny
JONATHAN STROUD
Przekład Janusz Ochab
Bohaterowie
DOM SVEINA
Arnkel arbiter Domu
Astrid prawodawczyni Domu
Leif
starszy syn Arnkela i Astrid
Gudny córka Arnkela i Astrid
Halli
młodszy syn Arnkela i Astrid
Brodir brat Arnkela
Katla
piastunka Halliego
DOM HAKONA Hord arbiter Domu Olaf brat Horda Ragnar syn Horda DOM ARNEGO
Ulfar arbiter i prawodawca Domu Aud córka Ulfara Posłuchajcie uważnie, a opowiem
wam raz jeszcze
O Bitwie na Skale. Tylko nie wierćcie się jak zwykle, bo w ogóle nie zacznę.
W tych pierwszych latach po przybyciu osadników tro-wy panoszyły się w całej Dolinie,
od ujścia rzeki po Wysokie Kamienie. Po zmierzchu nikt nie mógł czuć się bezpieczny - w
domu, w stajni ani w stodole. Ich tunele przecinały pola i sięgały pod drzwi domostw.
Każdej nocy krowy znikały z pastwisk, a owce ze zboczy gór. Wieczorami ginęli
mężczyźni, choć oddalili się od domu ledwie na kilka kroków. Trowy wyciągały kobiety i
dzieci z łóżek - rankiem znajdywano tylko koce zagrzebane do połowy w ziemi. Nikt nie
wiedział, gdzie pojawi się następna dziura ani co trowy mogą zrobić.
Na początek mieszkańcy wszystkich Domów wybrukowali swoje farmy ciężkimi
granitowymi płytami -
domy, stajnie, dziedzińce - żeby trowy nie mogły się do nich dostać. Potem otoczyli
budynki wysokimi murami i postawili na nich straże. Zrobiło się trochę bezpieczniej. Ale
nocami wciąż dało się słyszeć, jak trowy stukają od spodu w kamienie i szukają słabych
punktów. Nie było to nic przyjemnego.
Svein od kilku już lat był u szczytu chwały, wszyscy uważali go za największego herosa w
Dolinie. Zabił
wiele trowów w bezpośrednim starciu, przegonił bandytów, wilki i inne okropieństwa. Ale
że nie wszyscy byli tak mężni jak on, postanowił rozwiązać problem trowów raz na
zawsze.
Pewnego dnia, w środku lata, zwołał wszystkich herosów Cała dwunastka spotkała się na
łące pośrodku Doliny, w pobliżu miejsca, gdzie teraz stoi Dom Eirika. Na początku
wszyscy zerkali na siebie spode łba, prężyli mięśnie i trzymali dłonie na rękojeściach
mieczy.
-
Przyjaciele, prawdą jest, że nieraz zdarzyło nam się poróżnić ze sobą - zaczął Svein. -
Ketilu, wciąż mam na nodze bliznę w miejscu, gdzie uderzyło ostrze twojej włóczni, a
ciebie pewnie wciąż bolą plecy po tym, jak trafiła cię moja strzała. Ale dziś proponuję
rozejm. Trowy coraz bardziej się panoszą. Proponuję, żebyśmy połączyli siły i przegonili
je z Doliny. Co wy na to?
Jak można się było spodziewać, herosi mruczeli coś pod nosem, chrząkali i patrzyli
wszędzie, tylko nie na Sveina. W końcu Egil wystąpił przed wszystkich.
-
Sveinie - oznajmił. - Twoje słowa przeszyły me serce niczym strzała. Stanę do walki
razem z tobą.
Inni, kierowani zapewne bardziej wstydem niż męstwem, postąpili tak samo.
-
Doskonale, a co będziemy z tego mieli? - zapytał w końcu Thord.
-
Jeśli przysięgniemy bronić Doliny, już na zawsze będzie należeć do nas - odparł Svein. -
Jak wam się to podoba?
Wszystkim bardzo to odpowiadało.
-
Gdzie będziemy walczyć? - spytał Orm.
-
Znam doskonałe miejsce - odparł Svein, po czym zaprowadził ich do olbrzymiej
przechylonej skały, która wyrastała z wilgotnej ziemi. Nikt nie wiedział, skąd się tam
wzięła. Była niemal równie wielka jak dom. Jakby jakiś olbrzym oderwał kawałek
urwiska znad Doliny i rzucił go dla zabawy na pole. Od dołu skałę porastały trawa i mech,
ale wyżej był już tylko nagi kamień. Dokoła rozciągał się sosnowy młodnik, kilka drzew
wspierało się nawet o kamień. Dawniej nazywano go Klinem, ale teraz wszyscy mówią na
niego Skała Bitwy. Odbywają się tam zgromadzenia Domu Eirika. Pewnego dnia
zobaczycie to miejsce. - Przyjaciele, przywołamy teraz trowy - oznajmił Svein. - Niech
ten czyn zwiąże nas ze sobą, byśmy bronili się wzajem najlepiej, jak potrafimy.
Wyjęli miecze i każdy naciął przedramię swojego sąsiada tak, żeby ich krew spadła na
ziemię u podstawy wielkiego głazu. Słońce właśnie zachodziło.
-
W samą porę - stwierdził Svein. - Teraz pozostaje nam tylko czekać.
Wojownicy stali, ramię przy ramieniu, u stóp skały. Wpatrywali się w puste pola.
Ponieważ bruk i kamienne mury wokół Domów skutecznie chroniły ludzi i zwierzęta,
głód zaczął się wgryzać w trzewia trowów. Były złaknione ludzkiego mięsa. Wyczuły
krew rozlaną w ziemi i pospieszyły tam ze wszystkich stron. Zrobiły to jednak tak cicho,
że wojownicy niczego nie słyszeli.
-
Trowy robią się leniwe - powiedział Svein po jakimś czasie. - Umrzemy z zimna, jeśli
będziemy tu na nie czekać całą noc.
-
Kobiety wypiją nam całe piwo, nim wrócimy do domu - dodał Rurik. - Nie podoba mi się
to.
-
Twoje pole, Eiriku, jest nierówne - dorzucił Gisli. -Powinniśmy wyświadczyć ci
przysługę, zaorać je i splanto-wać, kiedy już zabijemy wszystkie trowy.
Wtedy właśnie usłyszeli stłumiony odgłos, jakby głuchy pomruk. Dochodził spod ziemi,
ze wszystkich stron.
-
Wreszcie - odezwał się Svein. - Zaczynałem się już nudzić.
Czekali na trowy, a księżyc wyszedł nad Wdowę Styra -tę górę z garbatym
wierzchołkiem, którą widać z okna pokoju Gudny - i oświetlił okolicę. W srebrnym blasku
widać było, jak trzęsą się pokrzywy i kępy traw porastające całe pole. Trowy przedzierały
się przez ziemię pod spodem. Wkrótce każdy skrawek wielkiego pola ruszał się i falował
niczym powierzchnia wody. Wojownicy czekali spokojnie na skale, choć na wszelki
wypadek cofnęli się o krok.
- Nie będziemy musieli orać twojego pola, Eiriku -stwierdził Gisli. - Nim minie noc,
zostanie całe przekopane.
Gisli wygłosił o jeden komentarz za dużo. Jeszcze nie skończył mówić, a ziemia u jego
stóp eksplodowała i wychynął z niej trow. Chwycił go długimi, chudymi rękami za szyję i
pociągnął w dół, na kolana. Potem przegryzł mu gardło. Gisli był tak zaskoczony, że nie
wydał z siebie żadnego dźwięku.
Właśnie wtedy księżyc schował się za chmurę. Wojownikom wydawało się, że oślepli.
Cofnęli się jeszcze o krok, trzymając przed sobą miecze. Słyszeli, jak ciało Gisliego pada
na skałę. Minęło kilka chwil.
Nagle pomruk dobiegający spod ziemi zamienił się w ogłuszający ryk. Wokół zaroiło się
od trowów.
Obsypały wojowników świeżym błotem i sięgały po nich kościstymi palcami. Svein i
towarzysze cofnęli się jeszcze trochę, wiedzieli bowiem, że trowy są słabsze, gdy nie
dotykają ziemi. Po chwili usłyszeli, jak pazury zgrzytają o kamień.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin