Uzdrowienia otrzymane w Lurdes, Medjugorie i po modlitwie różańcowej - 3 świadectwa Stanisława.rtf

(5 KB) Pobierz

Uzdrowienia otrzymane w Lurdes, Medjugorie i po modlitwie różańcowej - 3 świadectwa Stanisława

 

 

Mam na imię Stanisław. To, czym chcę podzielić się z czytelnikami Głosu, to moje świadectwo, które pragnę złożyć Matce Bożej i Jej miłościwemu działaniu w moim życiu. Mam głęboką nadzieję, że zachęci ono Czytelników Głosu do jeszcze pełniejszego zawierzenia się Panu Jezusowi przez ręce i serce Tej Najlepszej z Matek. Nie będę w tym miejscu opisywał licznych zbiegów okoliczności, które sprawiły, że żyję, choć po ludzku rozumując, powinno się ono skończyć, gdy maiłem 6 lat. Miało to miejsce w sytuacji, gdy strzelał do mnie Niemiec. Odległość między nami była niewielka, jednak nie trafił. Może nie chciał trafić, a może kule sama Matka Boża niosła, jak w 1920 roku…

 

Wszystko zaczęło się od świadectwa życia w wierze, wzajemnej miłości, poszanowaniu dla pracy i patriotyzmowi moich rodziców, którym nasiąkałem od najmłodszych lat.  To właśnie mama podarowała mi różaniec, gdy szedłem do wojska. Od tej pory towarzyszył mi już zawsze. O jego mocy przekonałem się wielokrotnie.

 

W tym miejscu pragnę wspomnieć mój wyjazd do Lourdes. Byłem po zabiegu dentystycznym, niestety nieudanym. Okazało się, że mam zapalenie okostnej. Opuchlizna była tak rozległa, że zniekształciła mi twarz. Lekarz radził mi, bym wracał do Polski, ja jednak postanowiłem kontynuować pielgrzymkę, cierpiąc przy tym bardzo. Jedynym pocieszeniem była mi modlitwa różańcowa, którą gorliwie odmawiałem. Po przyjeździe do Lourdes wrzuciłem walizkę do pokoju hotelowego i od razu pobiegłem do źródełka. Niestety brama była zamknięta. Przeskoczyłem ją i zaraz byłem przy kranach, w których płynęła cudowna woda. Rozebrałem się i myłem całe ciało, polewając je wodą, płukałem też jamę ustną, wierząc gorąco w moc Maryi, która obecna na tym miejscu jest ze mną, czuwa i jako najlepsza Matka pragnie mojego dobra. I wtedy stał się cud. Opuchlizna zaczęła ustępować, a ból zelżał. Kiedy dotarłem do hotelu i udałem się na śniadanie, nie było śladu po bólu i opuchliźnie. Pielgrzymi pytali zdumieni „co się stało?”. Odpowiedziałem: „stał się cud, a wy jesteście tego świadkami”. Niech będzie uwielbiony Pan Bóg w Najświętszej Matce. 

 

Drugiego uzdrowienia doświadczyłem w Medjugorie. Pojechałem tam po wypadku, do jakiego doszło w prowadzonym przeze mnie warsztacie samochodowym. Wypadek był na tyle groźny, że od tego czasu chodziłem podpierając się dwoma laskami. Wtedy to zdecydowałem się na pielgrzymkę do Medjugorie. Postanowiłem wejść na górę Kriżevac. Kapłan i reszta grupy odradzali mi ten wyczyn, a nawet mówili, że wchodząc na górę, mogę przysporzyć kłopotów pozostałym członkom grupy, w wypadku gdyby coś mi się stało po drodze. Ja jednak powiedziałem, że właśnie po to tu przyjechałem żeby podjąć ten trud i wejść na Kriżevac. Ostatecznie grupa poszła przodem, ja zaś powoli z różańcem na ustach zdobywałem kolejne stacje drogi krzyżowej. Modląc się gorliwie do Matki Najświętszej, w pewnym momencie poczułem dreszcz. Zląkłem się, że może wysiłek doprowadził mnie do paraliżu. Okazało się jednak, że był to moment interwencji Tej, która jest nam Matką i Lekarką, także ciał. Do autokaru w obecności zdumionych współpielgrzymów wracałem bez lasek. Niech będzie uwielbiony Bóg w Najświętszej Panience.

 

Dziesiątego marca 2012 roku miałem kolejny wypadek. Przewróciłem się na śliskiej nawierzchni. Coś chrupnęło w kręgosłupie. Diagnoza: ekstrakcja jądra miażdżystego międzykręgowego między 4. i 5. kręgiem i bezwzględne wskazanie do operacji. W przeciwnym razie nigdy nie będę chodził.  Nie zgodziłem się.

 

Po raz kolejny zawierzyłem swoje życie Panu Bogu przez wstawiennictwo Matki Bożej. Gehenna, bo tak tylko mogę nazwać ten okres, trwała dwa miesiące. Nie mogłem leżeć, siedzieć ani chodzić bez użycia kul. Jedyną moją pociechą była modlitwa różańcowa, której oddałem się bez reszty. Uzdrowienie przyszło tak nagle, jak nagle uległem wypadkowi.

 

Dziś mam 76 lat, biegam po schodach, robię pompki, podciągam się na drążku. Wykonuję wszystkie roboty w domu i w ogrodzie. I jeszcze częściej sięgam po różaniec, zawierzając wszystkie swoje sprawy i samego siebie Tej, która wszystko rozumie i sercem ogarnia każdego z nas.

 

                     

                                                                                    Stanisław Piszczelski

https://mali-rycerze.pl/czytam,1282

Zgłoś jeśli naruszono regulamin