Robert Thomas - Pułapka na samotnego mężczyznę.pdf

(645 KB) Pobierz
Robert Thomas
Pułapka
na samotnego
mężczyznę
Przełożyła Jolanta Sel
KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA
Tytuł oryginału francuskiego:
Piége pour un home seul
Fotograficzny projekt okładki:
Jan i Waldyna Fleischmannowie
Układ typograficzny okładki i karty tytułowej
Jan i Waldyna Fleischmannowie
Projekt typograficzny serii
Teresa Cichowicz- Porada
Redaktor techniczny:
Anna Ziemak
Korekta:
Zrena Siemiątkowska
© Copyright by Euredif Paris France
© Copyright for the Polish edition by
Krajowa Agencja Wydawnicza Warszawa 1983
KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA
RSW „PRASA- KSIĄŻKA-RUCH” WARSZAWA 1983
Wydanie pierwsze
Objętość: ark. wyd. 1,73, ark. druk. 7,39
Papier offsetowy, ki. V, 70 g, rola 98 cm
Nr prod. XII-5/1044/78 zam. 5537/K/80, Z-100
ZO „Dom Słowa Polskiego”, Warszawa, ul. Miedziana 11
I
Najpierw słychać piekielny tupot tysiąca i jednego kopyta,
potem potężne beczenie, w końcu hałaśliwe dzwoneczki… i
nagle jesienna sceneria Sabaudii, pełna przejrzałej zieleni i
rudego złota, zmienia się - jakby za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki - w przypływ białego morza…
Fantastyczna fala fryzowanych baranów nadciąga od linii
horyzontu, rozlewa się po pagórkach, drodze, rozpryskuje,
płynie, zagarnia, pochłania wszystko dokoła… Alpejski pejzaż
wygląda, jakby pokryto go drżącą, bielutką watą, jakby
niepokalanie czysty wulkan nieoczekiwanie wypluł nań falujące
i dźwięczące masy wełny.
Tak odbywa się każdego października wyprowadzanie
trzód na pastwiska; w dolinie Chamonix ten doroczny pochód
pozostawi wiele wspomnień miłośnikom folkloru… i tysiąc
okrągłych baranich kupek…!
W kilku domkach z jasnozłotego drewna, tuż przy zakręcie
drogi pnącej się od Chamonix do wąwozu św. Jana, niektórzy
wczasowicze jeszcze się ociągają z odjazdem. Domek noszący
nazwę „Wilczej Jamy” należy do najbardziej uroczych -
położony na odludziu, tuż przy dzikim lesie, w którym ginie
rwący górski strumyk z zielonymi pstrągami na głębokim dnie.
Z nosem przyklejonym do szyby na parterze tego domku stoi
mężczyzna.
3
Patrzy na to baranie morze, z którego wyłaniają się,
niczym peryskopy, chudzi, uzbrojeni w długie drągi pasterze.
Mężczyzna jest jeszcze młody. Ma może ze trzydzieści lat,
twarz dziecka, niebieskie oczy, lekko falujące włosy, na czoło
opada mu niesforny kosmyk. Ubrany w sweter i sztruksowe
przyniszczone spodnie, patrzy nie widząc, myślami przebywa
gdzie indziej.
Niebawem nikną na horyzoncie niespodziewani przybysze.
Hałas powoli milknie. Ta nagła cisza wyrywa mężczyznę z
odrętwienia. Otrząsa się, robi kilka kroków po pokoju, w
którym panuje straszliwy nieład, potem rzuca się na ogromną,
czerwoną, pluszową kanapę, która pod jego ciężarem wydaje
jęk, przymyka oczy, jak gdyby chciał zasnąć, na czole pojawia
mu się wielka zmarszczka… Czyżby liczył barany?
Ten człowiek nazywa się Daniel Corban.
Czarny samochód jadący drogą, która od Chamonix wije
się zygzakami, zagarnięty nagle przez barany, zwalnia, a potem
zatrzymuje się. Jest to wóz komisarza policji z Chamonix, który
wygodnie rozparty na tylnym siedzeniu, ot tak, dla zabicia
czasu wertuje jakieś akta. Drapie się przy tym w nos. To już
taka mania, odruch. Jakby mu przeszkadzał jakiś nieznośny
włosek w nozdrzach.
Aleksander Grandin, pięćdziesięciotrzyletni sympatyczny
grubas, ma dużo siwych włosów, czarne sprytne oczka, ładne
ręce o smukłych palcach i cierpliwość najwyższej próby!… Ma
też wielki żal - nie jest sławny! Od dziesięciu lat, odkąd
wegetuje w Chamonix, ani jednej ciekawej sprawy w rodzaju:
zbiorowe gwałty, szalony morderca, zbrodnia z miłości albo
wyczyny psychopatów, a więc tego, o czym dusza marzy! Nie,
nic… Tylko zwykła rutyna - kradzieże, wypadki…! Teraz
Grandin już się z tym pogodził. Doczeka emerytury w tej szarej
codzienności!
4
Przy kierownicy brygadier Fernand mruczy:
- Przeklęte nasienie! Zabaraniło nas co najmniej na
dziesięć minut…
Grandin nie odpowiada. Znów drapie się w nos, a po
chwili mówi:
- Fernand, wysadzisz mnie na dole, przed „Wilczą
Jamą”.
- Tak jest, szefie…
Tymczasem przebywający w „Wilczej Jamie” Daniel
Corban nie wydaje się być w najlepszej formie. Właśnie
wykończył whisky i z wściekłością rzuca butelkę do
trzaskającego wesoło na kominku ognia. Butelka wybucha.
Przez minutę bawi to młodego człowieka. Potem wstaje i
pocierając sobie dwudniowy zarost, nerwowo chodzi tam i z
powrotem.
Przegląda się w lustrze, odgarnia z czoła kosmyk jasnych
włosów, uśmiecha się, stroi miny. Zabawia się tak przez całą
minutę… Szybko jednak męczą go te sztubackie wygłupy i pada
całym ciałem na kanapę, która znów wydaje przeciągły, ponury
jęk. Młody człowiek przymyka, oczy. Kilka chwil upływa w
ciszy. Niespodziewany dźwięk klaksonu i Daniel zrywa się na
równe nogi. Rzuca się do drzwi, przesadza jednym susem próg i
nachyla się nad drewnianą balustradą ganku. Mruga oczami,
patrząc pod słońce, dostrzega stojący na dole samochód
komisarza i twarz mu się rozjaśnia.
Grandin wyszedł z wozu i przez zwinięte w trąbkę dłonie
woła do młodego człowieka:
- No i co, panie Corban… pańska żona już wróciła?
- Nieeeeee!!! - wrzeszczy Daniel, który wyskakuje ni-
czym diabeł z pudełka i zbiega jak szalony po schodach,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin