Bonda Katarzyna - Hubert Meyer - Florystka.pdf

(2127 KB) Pobierz
Katarzyna Bonda
Florystka
Ta opowieść została zainspirowana historią prawdziwej florystki. Na potrzeby książki
zapożyczono wiele elementów z jej życiorysu. Ze względu na dobro osób postronnych oraz
wymagań niniejszej fabuły zostały one odpowiednio zmienione, uniemożliwiając ich
identyfikację. Nie jest to jednak książka dokumentalna, lecz fikcja literacka. Jakiekolwiek
podobieństwo postaci, ich personaliów, okoliczności zdarzeń, sytuacji oraz miejsc z
postaciami rzeczywistymi jest niezamierzone i całkowicie przypadkowe.
To, co nieprzepracowane, wraca do nas w postaci Przeznaczenia.
C.G. Jung
Wy milczcie!... Tak kobieta będzie pełna trwogi
We wszystkim; tchórz do wojny, z pochew broni srogiej
Nie wyjmie, lecz gdy ślubne zbezczeszczą jej łoże, Nikt mściwym ani krwawszym od
niej być nie może.
Eurypides, Medea
Nie można się na nikim zemścić.
Co zrobisz, gdyby kopnął cię koń? Oddałabyś mu?
(fragment powieści)
Białystok, osiedle Dziesięciny, pięć lat wcześniej
Czarna zdezelowana furgonetka zatrzymała się na parkingu przy ulicy Studziennej 11.
Trudno było jej nie zauważyć i nie usłyszeć. Stare auto, ręcznie pomalowane w płomienie
piekielne, nie posiadało tłumika. Ten, kto zdobił blachy furgonetki, nie należał do wybitnych
artystów. Chodziło o szpan, nie o sztukę. Zresztą malunek musiał powstać już jakiś czas
temu, bo w wielu miejscach farbę pożerała rdza.
Osiedle spało. Tylko w nielicznych oknach odbijał się niebieski blask telewizorów. W
oddali, na murku, pod napisem „DziesięcinyLas Vegas. Wchodzisz na własne ryzyko”,
siedziała grupka dresiarzy z puszkami piwa w rękach. Hałaśliwie tokowali przed dwiema
dobrze wysmażonymi w solarium małolatami w za krótkich spodenkach. Jedna z nich miała
całkiem niezłe nogi. Druga była jej gorszą kopią. Chichotała rozpaczliwie, by zwrócić na
siebie uwagę.
Kierowca furgonetki uchylił szybę, wypuścił kłąb dymu. Po chwili widać było
wyprostowaną rękę trzymającą papierosa. Zaraz potem nawet w połowie niewypalony
niedopałek idealnym łukiem pofrunął na trawnik. Kierowca zgasił światła w wozie, wyłączył
kaszlący silnik.
Mężczyzna stojący w oknie w bloku naprzeciwko szybkim krokiem podszedł do
szuflady. Ściszył radiostację, zostawiając jedynie delikatny szum i czerwone światełko, które
pozwalało mu być cały czas na oriencie. Wyjął lornetkę noktowizyjną, wrócił do okna i
śmiało odsłonił firankę, nie martwiąc się, że może być zauważony. Mieszkał w jednym z
szeregu identycznych bloków osiedla Dziesięciny. Kierowca furgonetki nie miał szans
zwrócić uwagi akurat na jego okno.
Mężczyzna zdjął okulary, przyłożył lornetkę do oczu, ustawił ostrość. Poczuł znajomy
ucisk w dołku. Znał kobietę siedzącą na miejscu pasażera; miękkie jasne włosy otulały jej
głowę niczym aureola. Znalazła się tutaj nieprzypadkowo. Wiedział, że właściciel furgonetki
mieszka w tym bloku. Mężczyzna odruchowo wyprostował się i spiął w sobie. Niemal
słyszał, jak łagodnie, ale stanowczo poprosiła, by jej towarzysz nie palił w aucie. Dałby teraz
wszystko, by dowiedzieć się, co mówią kochankowie. Rozmowa musiała być burzliwa, bo
dostrzegł lekką szarpaninę, w trakcie której kobieta próbowała gwałtownie wysiąść.
Obserwujący ich z okna mężczyzna dostrzegł tylko jej szczupłą kostkę i drobną stopę obutą w
płaską balerinę. Kierowca widać jakoś udobruchał partnerkę, bo po chwili drzwi furgonetki
zamknęły się ponownie. Silnik zaskoczył za pierwszym razem i samochód ruszył do wyjazdu
z parkingu.
Obserwator wrzucił lornetkę do szuflady, założył okulary i chwycił kluczyki do
Zgłoś jeśli naruszono regulamin