Magia Przynależności.pdf

(2316 KB) Pobierz
Phoe
Magia Przynależności
kontynuacja dostępna jest na:
http://www.magia-przynaleznosci.blogspot.com
http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=2&t=17253
https://www.fanfiction.net/s/7745939/1/Magia-Przynależności
tom 1
SPIS TREŚCI
Rozdział 1.
Rozstawienie figur
Rozdział 2.
Przełamane zaklęcie
Rozdział 3.
Mistyfikacja
Rozdział 4.
Zagrajmy
Rozdział 5.
Rozwiązania i dylematy
Rozdział 6.
Przypadkowe wspomnienie
Rozdział 7.
Decyzja
Rozdział 8.
Przebudzenie
Rozdział 9.
Punkt zwrotny
Rozdział 10.
Nowy dom, nowe problemy
Rozdział 11.
Spalone mosty
Rozdział 12.
Bo każdy popełnia błędy
Rozdział 13.
Witaj, Syriuszu!
Rozdział 14.
Pierwsza lekcja oklumencji
Rozdział 15.
Księga Salazara
Rozdział 16.
Podróż po przeszłości
Rozdział 17.
Złamane przyrzeczenie
Rozdział 18.
Rozmowy i wyjaśnienia
Rozdział 19.
Odkrycia
Rozdział 20.
Niespodziewane spotkanie
Rozdział 21.
Malfoyowie
Rozdział 22.
Tiara Przydziału
Rozdział 1
Rozstawienie figur
„Wojna polega na wprowadzaniu w błąd. Jeśli możesz, udawaj, że nie możesz; jeśli
dasz znać, że chcesz wykonać jakiś ruch, nie wykonuj go; jeśli jesteś blisko, udawaj, żeś dale-
ko; jeśli wróg jest łasy na małe korzyści, zwabiaj go; jeśli w jego szeregach dostrzegasz za-
mieszanie, uderzaj; jeśli jego pozycja jest stabilna, umocnij i swoją; jeśli jest silny, unikaj go;
jeśli jest cholerykiem, rozwścieczaj go; jeśli jest nieśmiały, spraw, by nabrał pychy; jeśli jego
wojska są skupione, rozprosz je. Uderzaj, gdy nie jest przygotowany; zjawiaj się tam, gdzie
się tego nie spodziewa.”
— Sun Tzu
„Sztuka Wojny”
everus Snape siedział w ulubionym fotelu za biurkiem. Długimi palcami wystukiwał
na podłokietniku tylko sobie znany rytm, obserwując w ciszy blade cienie rzucane przez dry-
fujące w powietrzu świece. Światło płomieni wiło się i drgało na kamiennych ścianach ma-
leńkiej i nieco obskurnej biblioteczki.
W umyśle mężczyzny skrystalizowała się ostateczna decyzja. Wstał niespiesznie i pod-
szedł do masywnej komody w rogu pokoju. Leżały na niej, poustawiane w równym rzędzie,
niezwykle rzadkie grymuary
1
o czarnej magii, ale tym razem to nie one stanowiły źródło zain-
teresowania. Po wypowiedzeniu cichej inkantacji otworzył sekretne drzwiczki ukryte za półką
z księgami o magii krwi w jej najmroczniejszym wydaniu. Z niewielkiej skrytki wyciągnął
maskę oraz szatę — ubiór śmierciożercy.
Severus przyjrzał się uważnie trupio blademu symbolowi swoich błędów. Maska była
już nieco zniszczona, ale nadal tak samo wywoływała grozę. Westchnął ze zrezygnowaniem.
Od jak dawna nie musiał jej zakładać? Trzynaście lat, nadeszła natychmiast odpowiedź. Jeśli
wierzyć magii liczb, to trzynastka rzeczywiście nie należy do szczęśliwych.
Nie tracąc więcej czasu, zmienił szatę, a maskę schował za pazuchę. Pozostało mu jesz-
cze wsunąć za kołnierz srebrny medalion w kształcie węża, który — nieustannie od miesiąca
— oplatał jego szyję koronkowym łańcuszkiem. Już miał opuścić pokój, kiedy się zawahał.
Po chwili wyjął z sekretarzyka dwie fiolki z eliksirami. Tak na wszelki wypadek.
Minął bramę skromnej posiadłości Snape Manor i aportował się z suchym trzaskiem.
Sekundę później spoglądał na ciche miasteczko Avebury
2
, które znane było ze swojej magii.
Nawet mugole wyczuwali, że w tym miejscu i kamieniach znajduje się coś niezwykłego.
Severus czuł energię krążącą pod jego stopami; pierwotną, potężną i równie niebezpieczną, co
piękną. Tak silne uczucie towarzyszyło mu tylko w pobliskim Stonehenge.
Wiatr szarpał połami szaty, gdy Snape schodził ze wzniesienia, a następnie podążał
główną ulicą oświetlaną na złoto przez przydrożne latarnie. Nie obawiał się, że ktoś rozpozna
w nim śmierciożercę ani że zdradzi się przed mugolami. Avebury było niemal w pełni za-
S
1
Grimoire (pol. grymuar) — bardzo stara księga wiedzy magicznej. Najczęściej przez grimoire rozumie się
księgi magiczne pisane od średniowiecza do XVIII wieku włącznie.
2
Avebury — miejscowość w hrabstwie Wiltshire w Anglii. Znajduje się tam największy w Europie krąg neoli-
tycznych głazów. Składa się on z dwóch mniejszych kręgów, a jego historia sięga 5 tys. lat wstecz. Jest więc
starszy oraz większy niż w pobliskim Stonehenge. Najprawdopodobniej w Avebury odbywały się dawniej cere-
monie religijne.
1
mieszkane przez czarodziejów, a czarna szata, choć chroniona specjalnymi zaklęciami, nie
wyróżniała się wyglądem na tle innych.
Wkrótce skręcił w jedną z zacienionych alejek i pchnął mosiężne drzwi. Jego oczom
ukazało się nieduże, zadymione pomieszczenie. Gospoda „Pod Wisielcem” miała złą sławę,
więc skład jej klienteli nie przedstawiał się ciekawie. Jedni zakrywali kapturami twarz, a inni,
ubrani w znoszone szaty, chowali się w cieniu. Kilku wiedźmom natomiast przydałaby się po-
rządna kąpiel i użycie szczotki do włosów. Jedyną osobą, która wyróżniała się w tym tłumie,
był dostojnie wyglądający mężczyzna z długimi, platynowymi włosami.
Jak zawsze ostrożny, pomyślał Snape z paskudnym uśmieszkiem. Wiedział, że zapro-
szenie do publicznego miejsca miało na celu zapewnienie jego rozmówcy marginesu bezpie-
czeństwa, gdyby naszła Severusa ochota na ciskanie klątwami już na dzień dobry.
Tęgi barman stojący za długim kontuarem kiwnął Severusowi na powitanie. Ten odpo-
wiedział równie oszczędnym gestem i ruszył w stronę arystokraty.
— Witaj, Lucjuszu.
Kiedy usiadł naprzeciwko, drugi mężczyzna uniósł głowę. Zamiast typowej wyniosłości
jego twarz wyrażała zaintrygowanie. Blady palec zatrzymał się na jednym ze słojów dębowe-
go blatu, które z nudów badał jeszcze przed chwilą.
— Nie sądziłem, że przyjdziesz — stwierdził po prostu.
— Nie mam nic do ukrycia — sparował Snape beznamiętnie.
Z lekko zmrużonymi oczami Malfoy przyglądał się mu przez chwilę.
— Ja się w to nie mieszam — oznajmił w końcu, protekcjonalnie przeciągając głoski.
— Po upadku… — Zawahał się. Rozejrzał się po zatłoczonym barze, po czym rzucił wokół
stolika wyciszające zaklęcie. — Po upadku Czarnego Pana każdy musiał sam o siebie dbać.
Nigdy nie winiłem cię, że byłeś tak blisko Dumbledore’a. Swoją drogą, to było genialne po-
sunięcie. Szpiegowałeś tego miłośnika szlam i zdrajców, co w końcu uratowało cię przed Az-
kabanem. Nawet nie wiesz,
ile
kosztowało mnie zachodu, aby uniknąć losu naszej szalonej
Belli i jej męża.
O tak, pomyślał Severus sarkastycznie, gdyby nie zapełniona złotem skrytka w Banku
Gringotta, głowa rodu Malfoyów dzieliłaby właśnie celę ze swoją szanowną szwagierką. Cóż,
korupcja w ministerstwie to nic nowego. Skrzywił się na wspomnienie tych trzech miesięcy
spędzonych w obskurnej celi, zanim zeznanie Albusa oczyściło go z zarzutów.
— Ale już niedługo — zauważył Severus, unosząc elegancko brew. — To tylko kwestia
czasu, aż dementorzy przyłączą się do Czarnego Pana.
Malfoy zaśmiał się na głos i przytaknął z dziwnym błyskiem w oku.
— Drogi Severusie, to nastąpi szybciej, niż myślisz. Aż mi się nie chce wierzyć w głu-
potę starego Korneliusza. Zupełnie nic do niego nie dociera.
Snape’owi nie podobał się ani dobry humor Malfoya, ani to, co powiedział.
— Doszły mnie słuchy, że uznano mnie za zdrajcę. I oczywiście nikt nie pofatygował
się, by użyć swojej pustej makówki i pomyśleć przez chwilę, czy może nie są to trochę za da-
leko idące wnioski?
— Nie stawiłeś się na wezwanie — skwitował Lucjusz. — To jest równoznaczne z by-
ciem zdrajcą.
Nozdrza Severusa zadrżały, a czarne oczy zabłysły niebezpiecznie. Skrzyżował ramiona
na piersi i przez chwilę świdrował rozmówcę lodowatym spojrzeniem.
— Spodziewałem się, że kto jak kto, ale chociaż ty masz na tyle oleju w głowie, by do-
myślić się, że nie miałem możliwości aportowania się na tamten przeklęty cmentarz bez jed-
noczesnego zdradzania swojej roli. Jak wyobrażasz sobie wycieczkę w środku ostatniego za-
dania Turnieju Trójmagicznego, kiedy wszyscy łącznie z
Dumbledore’em
znajdowali się na
trybunach? Już w kilka sekund po aktywowaniu świstoklika dotarło do nas, co się stało.
Pierwsze podejrzenie oczywiście padło na mnie i Karkarowa. A Karkarow zwiał jak tchórz,
2
zanim ktokolwiek pofatygował się, by zmusić go do wyjaśnień. Miał równie dobry powód, by
stawić się nieco później, kiedy sprawa przycichnie. On jednak zbyt obawiał się konsekwencji
swoich zeznań w ministerstwie.
Malfoy jedynie wzruszył ramionami.
— Możliwe. Zawsze byłeś moim przyjacielem i jak mało kto wyznawałeś wierność na-
szym ideałom. Niemniej… nie wiem, czy twoje wyjaśnienie wystarczy Czarnemu Panu. Zbyt
długo znajdowałeś się pod wpływem Dumbledore’a.
Oczy Lucjusza wyrażały zmartwienie, ale Severus wiedział, że było ono jedynie na po-
kaz. Znał tego mężczyznę zbyt długo, by nie rozpoznać fałszu. Choć spodziewał się wrogiego
przyjęcia, poczuł rozczarowanie. Był ojcem chrzestnym Draco, wieloletnim przyjacielem ro-
du Malfoyów, a mimo to Lucjusz nie potrafił zdobyć się nawet na cień żalu.
Snape przytaknął krótko i wstał z miejsca.
— A więc przekonajmy się, Lucjuszu. Prowadź.
Przez kwadrans szli wąską ścieżką, aż z ciemności zaczęły wyłaniać się zarysy budyn-
ku. Na wrzosowisku stał niewielkich rozmiarów kamienny dom, choć bardziej przypominał
ruinę opuszczoną od wielu lat. Nad dziurawym dachem błyskały gwiazdy, lśniąc srebrzyście i
odbijając się ponurą poświatą od potłuczonych okien. Snape poluzował kołnierz szaty. Dusz-
ne, letnie powietrze sprawiło, że materiał nieprzyjemnie przylgnął do spoconego ciała. Nie-
wątpliwie wkrótce nadejdzie burza. Już teraz z północy nadciągały ciężkie chmury, które na
tle ciemnego nieba wyglądały, jakby były nasycone czarnym atramentem.
Severus nie pytał, czemu po prostu nie aportowali się na miejsce ani nie przenieśli się
tam świstoklikiem. Znał zabezpieczenia. Do głównej siedziby można było dostać się tylko
przez bramę reagującą na Mroczny Znak. Stanowiło to ochronę przed zaklęciem wiążącym
czy teleportacją łączną, w razie gdyby jasna strona zastawiła pułapkę na któregoś ze śmier-
ciożerców. Nieistotne było, że zwolennicy Czarnego Pana znali drogę do tego miejsca i dzięki
temu mogli zlokalizować je na mapie. Każdy naznaczony składał Wieczystą Przysięgę, więc
wyjawienie sekretu równało się śmierci. Magia przysięgi sprawiała też, że mieli wybór, by nie
zdradzać sekretu nawet pod wpływem Veritaserum. Eliksir nie miał w tym przypadku władzy,
gdyż nie mógł decydować o życiu i śmierci.
Lucjusz uniósł ramię z ukrytym pod szatą znakiem, na co brama uchyliła się z przecią-
głym jękiem.
— Hasło brzmi: Czarny Dwór. Inaczej nie przejdziesz.
Och, jak oryginalnie, pomyślał Snape kwaśno, Czarny Pan, Czarny Dwór, Mroczny
Znak… Wszystko i wszędzie czarne i mroczne. Doprawdy, można było posilić się o większą
finezję w nazewnictwie. No i oczywiście jego znak został wykluczony z prawa wstępu. Więk-
szość sądziła, że te szpetne tatuaże niczym się od siebie nie różnią, ale choć wyglądały iden-
tycznie, każdy miał unikatową sygnaturę. Umożliwiało to Czarnemu Panu karanie i nagradza-
nie pojedynczych śmierciożerców zamiast całej grupy. I dzięki Merlinowi, bo Severus nie
zniósłby, gdyby miał codziennie przeżywać mentalne tortury za przewinienia idiotów, któ-
rych było notabene całkiem sporo. Owszem, Wewnętrzny Krąg stanowił elitę. Należeli do
niej między innymi Malfoyowie, Lestrange’owie, Avery’owie, Nottowie, no i on sam. Reszta
pozostawała na marginesie i wykorzystywano ją najczęściej do brudnej roboty.
Wypowiedział hasło i poczuł, jak magiczne bariery falują i w końcu ustępują. Zniszczo-
ny dom stracił ostrość, by sekundę później zamienić się w zadbaną rezydencję otoczoną przez
równo przycięte żywopłoty oraz soczyście zielony trawnik.
Severus rozejrzał się uważnie, co było nawykiem z jego śmierciożerczej, a także póź-
niejszej szpiegowskiej kariery. Wewnątrz budynku hol prowadził do szerokich schodów z
opalizującego obsydianu. Wyraźnie odznaczały się w półmroku, gdyż ich powierzchnia mie-
niła się różnymi odcieniami czerni. Do przejścia przylegało kilka bocznych drzwi i jedno
szersze, prawdopodobnie do lochów. Mężczyznę zaskoczyła niezwykła cisza tego miejsca.
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin