Ks. Józef Kobyliński, Ruch Katolicki, Styczeń 1936, Rok VI, nr 1, str. 5-16
ISTOTA I GENEZA PAŃSTWA TOTALNEGO
Państwo totalne: dużo się dziś mówi i pisze na ten temat, oczywiście jak zwykle optymiści — pro, pesymiści — contra. Nie można jednak powiedzieć, żeby rozważania trafiały w sedno sprawy, najczęściej zagadnienie to ujmuje się pod kątem użyteczności, w odniesieniu do aktualnych stosunków i potrzeb, większość wywodów ma charakter informacyjno-sprawozdawczy: jak jest o miedzę. Właściwy pogląd na postawiony problem można zdobyć jedynie w drodze gruntownej analizy istoty totalizmu, jego genezy i wpływu na rozwój życia zbiorowego. Z dwóch punktów należy patrzeć na to zagadnienie: 1. z religijnego: o ile omawiana ideologia zgadza się z wiarą i moralnością katolicką, 2. z politycznego: czy sprzyja zadaniu obywateli i państwa, czy jest w stanie uporać się z dzisiejszymi trudnościami, wreszcie czy daje rękojmię pomyślnego rozwoju na przyszłość. Żeby sądzić trafnie, trzeba zjawisko znać. W paru artykułach, przeprowadzimy, oczywiście bardzo pobieżną, potrącającą tylko o najważniejsze punkty, analizę doktryny, a właściwie światopoglądu państwa totalnego, uwzględniając w miarę możności oba punkty widzenia.
Najpierw dla przypomnienia parę uwag o państwie. Państwo jest społecznością terytorialną, suwerenną (z udzielnością na zewnątrz i zwierzchnictwem na wewnątrz), doskonałą (z własnymi celami i środkami), posiadającą monopol przymusu. Jako takie, tworzy stosunki z własnymi obywatelami, z organizacjami społecznymi i z innymi państwami. W życiu międzynarodowym. Prawidłowe ułożenie tych stosunków należy do najważniejszych zadań państwa, jest warunkiem sine qua non jego egzystencji i pomyślnego rozwoju. Stosunek do obywateli i zrzeszeń określa przede wszystkim konstytucja, w myśl zasady subordynacji, która wynika ze zwierzchnictwa. Skala możliwości jest bardzo szeroka: waha się między zupełną przewagą jednostki — obywatela (nihilizm), a przewagą państwa, (absolutyzm). Gdzie jest złoty środek, to prawdziwe optimum, trudno z góry przesądzić. Trzeba brać cały szereg warunków moralnych, politycznych, gospodarczych itp. żeby dla określonego miejsca i czasu, tantum quantum, stworzyć coś najodpowiedniejszego, co musi podążać za zmianą warunków. Podobnie układa się stosunek do zrzeszeń np. do samorządu, albo otrzymują duży zakres swobodnego działania, na nich spoczywa ciężar organizowania życia zbiorowego (decentralizm), albo też przeciwnie, otrzymują bardzo wąski wycinek spraw podrzędnych, i to raczej dla odciążenia skarbu (centralizm). Stosunek do sąsiadów układa się inaczej, nie opiera się, jak poprzednie, na sub, lecz na koordynacji, wynika nie z konstytucji, lecz z międzynarodowego prawa zwyczajowego i z umów. Teoretycznie państwa są różne, jednak bardzo często przy pozorach udzielności, panuje wszechstronna zależność.
Państwo totalne dąży do całkowitej przewagi nad jednostkami, grupami społecznymi, a w miarę możności, przez militaryzm i imperializm gospodarczy, nad sąsiadami, chodzi po prostu o pochłonięcie wszystkiego, co by miało się przeciwstawić państwu — ograniczyć jego samowolę. Stopień realizacji, tak pojętej jedni państwowej zależy od układu i stosunku sił moralnych, politycznych i gospodarczych, a nie od racji, wynikających z istoty życia zbiorowego, z uzgodnienia celów najwyższych jednostki i państwa.
Każdy system polityczny przyjmuje określone dobro jako cel najwyższy, któremu wszystkie sprawy odpowiednio podporządkowuje. Inaczej trudno byłoby uniknąć wewnętrznych sprzeczności, prowadzących w praktyce do zamieszania, rozprzężenia, a nawet upadku. Państwo podobnie jak jednostka musi stworzyć hierarchię celów — wartości, tego wymaga logika i natura stosunków, bo przecież główną a konieczną zaletą organizacji życia zbiorowego, w danym wypadku państwowego, oraz harmonijnej współpracy obywateli na rzecz wspólnego dobra, jest; żeby to samo dobro było najwyższym celem jednostki i państwa, dla teistów — Bóg. Najwyższy cel i etyka winny być wspólne, natomiast cele partykularne, ich środki i metody działania — różne, oczywiście nigdy sprzeczne, tu musi być porozumienie — koordynacja. Z różnorodności i podziału, przy jednomyślności (cel i etyka) powstaje harmonijne współdziałanie, dalekie z jednej strony od liberalnego indywidualizmu, który uważał państwo za malum necessarium, z drugiej znowu — od totalizmu, budującego przyszłość zbiorowości na gruzach przyrodzonych praw jednostki.
*
Po tych wstępnych uwagach — sądzę — łatwiej będzie wyłowić z powodzi haseł i programów jądro ideologii państwa totalnego. Według niej najwyższym celem jest państwo. W Rosji jako kolektyw z maksymalną produkcją, o której Kliszewicz pisze[1]: „bolszewizm głosi kult produkcji, ...a ostateczną syntezą bolszewizmu staje się przeto hasło: wszystko dla produkcji, nic poza produkcją, nic przeciw produkcji. Produkcja to krwawy bożek religii materialistycznego monizmu, który pochłania bez reszty jednostkę ludzką”.
W Niemczech mamy do czynienia z innym bożyszczem, jest nim rasa. Hitler w „Mein Kampf” porównuje pojęcie: „rasistowski” z pojęciem: „religijny”, to też Kazimierz Smogorzewski konkluduje: „Trzecia Rzesza nie może być ani protestancka, ani katolicka — musi być rasistowska”[2].
Wynosząc państwo na szczyt piramidy najwyższych wartości i celów, robi się zeń byt samoistny, absolutny, w którym mają się ogniskować dążenia, myśli i uczucia wszystkich obywateli, jak również grup społecznych. Państwo jako absolut jest normą prawdy i dobra, a kryterium zewnętrznym wola jego najwyższych organów. Bezwzględnym następstwem przedstawionych założeń, jest monopol woli, przy zupełnej subordynacji, ślepym posłuszeństwie oraz całkowitej emancypacji spod prawa Bożego i ludzkiego. Przy tym miejsce zasad i argumentów zajmuje: „widzimisię” człowieka, reprezentującego państwo. Za przykład może nam posłużyć charakterystyczne powiedzenie Hitlera: „ja jestem najwyższym sędzią i źródłem prawa, ja rozstrzygam o tym co dobro i zło”[3]. W odniesieniu do monopolu woli, subordynacji, oraz ślepego posłuszeństwa warto zacytować Wyjątek ze wstępu ostatniego statutu partii komunistycznej: „Partia (faktycznie państwo) mocna jest swą spoistością (jednością woli i jednością działań, wykluczających jednocześnie naruszenie programu partyjnej dyscypliny i frakcyjne ugrupowania wewnątrz partii”[4].
Myśl, wola i uczucie o tyle są dopuszczalne i tolerowane o ile są zgodne z wolą państwa, nie naruszają programu. Organy państwa — zakłada się — działające według woli „szczytowej”, nie mogą podlegać żadnej krytyce, ani co do celowości, a tym bardziej co do legalności, ocena bowiem wymaga istnienia wcześniejszych norm, inaczej każde działanie będzie bez zarzutu. Zasada Monteskiusza, dzieląca suwerenną władzę państwa ma ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, urzeczywistnia postulat kontroli, a w dalszych skutkach — odpowiedzialności za naruszenie norm; wola rządzących i rządzonych ma być podporządkowana prawu, porządek prawmy daje pewność egzystencji oraz gwarancję swobodnego działania w ramach obowiązków i uprawnień. Można z totalistami powątpiewać w słuszność zasady podziału władz, nie sposób jednak zaprzeczyć, że kontrola i odpowiedzialność są fundamentem bytu państwowego, koniecznym warunkiem zdrowego, prawidłowego rozwoju.
Państwo totalne z zasady jest ateistyczne; świadczą o tym z jednej strony założenia ideowe, z drugiej praktyka np. krwawe prześladowania w Bolszewii, a ostatnio kulturkampf niemiecki. Walka z Bogiem, religią i Kościołem w tych warunkach jest nieunikniona, bo przecież nie sposób zawsze godzić ogień z wodą; pokojowe współżycie tak krańcowych przeciwieństw jest wykwitem słabości państwa i może potrwać do czasu uporania się z trudnościami politycznymi czy gospodarczymi. Ateistyczny totalizm chce być światopoglądem, sui generis religią tzw. statolatrią. Jest przecież państwo, są wyznawcy mniej lub więcej fanatyczni, są dogmaty — dane przez organ „szczytowy” bez jakichkolwiek sprawdzianów, są normy moralności — bardzo elastyczne zależnie od tego, kogo mają obowiązywać, jest wreszcie kult — z forsowną propagandą, oszałamiającymi manifestacjami, różnego rodzaju „święta”.
Z zaprzeczenia Boga i porządku transcendentalnego wynika odpowiedni pogląd na człowieka, jego naturę, cele, prawa i obowiązki. Po wykluczeniu duszy nieśmiertelnej, odkupionej przez Chrystusa Pana, przeznaczonej do szczęśliwości wiecznej, z człowieka została sama materia z mniej lub więcej subtelnymi siłami, podlegająca mechanizmowi praw przyrody. „Na dnie wszystkich tych kwestii tkwi nic innego — mówi dr. F. Koneczny — jak spór o supremację między pierwiastkiem cielesnym a duchowym”[5]. Teorie organiczne ujmują jednostkę jako komórkę organizmu społecznego. Żeby jednak nie wejść w konflikt z najoczywistszym faktem autonomii człowieka, wzięto porównanie państwa z mrowiskiem, czy też rojem pszczół, np. obywatele są robotnicami, bo rola matki i trutniów przypada wybrańcom. Silne państwo pochłonęło jednostkę, a miejsce rozumu, wolnej woli zajął instynkt społeczny, rozumiany jako bezwzględna uległość. Zasadniczo został pozbawiony obywatel praw publicznych: „obywatelem o tyle się jest, o ile władza państwa pozwoli”[6]. Jednostka to tabula rasa, na której państwo może pisać co uzna za stosowne w formie tzw. kompetencji, tzn. uprawnień, potrzebnych do spełnienia poruczonych zadań. Smogorzewski w cytowanym artykule robi ciekawe spostrzeżenie: że w hitleryzmie „autorytet spływa z góry na dół” a odpowiedzialność: „wzrasta z dołu do góry”, mamy tu dziwaczną konstrukcję — odpowiedzialność bez możności decydowania.
Z poglądu na jednostkę wynikają odpowiednie metody wychowania obywatelskiego, dające w praktyce zupełny zanik walorów umysłowych i moralnych, unicestwienie inicjatywy, a tym bardziej właściwości twórczych. Szablon z pasją od zewnątrz to dwa „środki wychowawcze”, któremu służą organizacje, odrywające człowieka od naturalnego środowiska, np. rodziny, pracy zawodowej. Substratem poczynań wychowawczych jest „masa”, wołająca o chleb i igrzyska, dla mas są organizowane manifestacje, zawody sportowe itp. imprezy.
Nie wystarczy znać cel, posiadać program, sztuka życia polega na zdobywaniu celów; o tym wiedzą przywódcy „silnych państw” i hasła swoje wprowadzają w czyn. A robią to przede wszystkim przez system utożsamiającej się z państwem tzw. monopartii. Obywateli dzielą na prawowiernych wyznawców i na heretyków: pierwsi za oddanie otrzymują prawa i przywileje, drudzy za „upór” ciężary i szykany.
Najskuteczniejszym środkiem ujednolicania, obok propagandy i pieniędzy jest przymus: polityczny przez pozbawienie opozycji wpływu na rozwój życia zbiorowego; gospodarczy przez pensje, swobodny wymiar podatków, cła, premie, koncesje, oraz przez zetatyzowane, a w Rosji skolektywizowane przedsiębiorstwa; wreszcie trzeci — fizyczny w postaci bojkotów, słynnych „czystek”, Sołówek i obozów koncentracyjnych. Przymus stosuje się na dalszy dystans po to, żeby ducha opozycji moralnej czy politycznej zastąpić serwilizmem, stąd ostra walka z ośrodkami, kształcącymi mocne charaktery — z Kościołem i rodziną.
Mając przynajmniej ogólny, szkicowy obraz najważniejszych elementów — cech państwa totalnego, musimy odpowiedzieć na pytanie: jąka jest jego geneza?
Od razu wypada zaznaczyć, że omawiany światopogląd nie jest tworem ostatnich czasów, ani też nie łączy się z jakąś jedną formą ustroju politycznego. Totalizm mniej lub więcej skrystalizowany występował w różnych miejscach i czasach, pod różnymi postaciami, nigdy jednak — wydaje mi się — nie był tak ateistyczny, skrajny i groźny jak dziś.
Wielu autorów słusznie początków ideologii totalistycznej szuka w pojęciach religijnych. Wyobrażenia bóstw i życia pozagrobowego przerzucały się na układ stosunków politycznych, decydowały o tym, jak państwo traktowało obywateli i na odwrót. Inaczej ten stosunek wyglądał u wierzących w indywidualne życie po śmierci np. u Greków, a inaczej u wyznawców Buddy, dla których najwyższym celem jest nirwana — pogrążenie się w nicości. Na tej podstawie Koneczny, w cytowanym artykule, analizując religie i stosunki polityczne Wschodu, przeprowadza tezę: że w cywilizacji Rosji i Niemiec, jaśniejących blaskami omnipotencji, przeważają pierwiastki wschodnio-bizantyńskie, „nawet katolicy niemieccy są grubo podszyci bizantynizmem”.
Za upadkiem wierzeń religijnych postępowało karłowacenie jednostki i społeczeństwa, tak było w Grecji i w Rzymie; niewątpliwie zanik walorów moralnych i umysłowych skończyłby się zupełnym upadkiem — podobnie jak w sferze politycznej, gdyby nie chrześcijaństwo, które w stare formy tchnęło nową treść, nowego ducha, dźwignęło ludzkie aspiracje do Boga, dając zupełną przewagę pierwiastkom duchowym nad materialnymi.
...
bzbij