PP 09 Wędrowny Handlarz A5 ilustr.pdf

(4196 KB) Pobierz
Wiesław Wernic
Wędrowny Handlarz
Cykl: Przez Góry i Prerie Tom 9
Rok pierwszego wydania polskiego: 1973
Projekt okładki i ilustracje: Stanisław Rozwadowski
Spis treści:
Cisza................................................................................................................................................................................3
Sytuacja się gmatwa......................................................................................................................................................15
Go-ja-tle........................................................................................................................................................................27
Na żelaznym szlaku......................................................................................................................................................48
Bizony...........................................................................................................................................................................66
Nocny gość....................................................................................................................................................................82
Złoty Lewis.................................................................................................................................................................102
Myśliwi.......................................................................................................................................................................129
Tajemnicze złoto.........................................................................................................................................................150
Spisek..........................................................................................................................................................................171
Mój plan......................................................................................................................................................................189
Nieprzewidziane.........................................................................................................................................................206
Mylne tropy.................................................................................................................................................................227
Dolina potrójnego echa...............................................................................................................................................244
Nad Pecos....................................................................................................................................................................267
-2-
Cisza.
Słońce zachodzi, ucicha wiatr,
Samotne ognisko płonie.
Pod ręką strzelba - trapera brat,
Po niebie obłoki gonią.
Chciałbym z obłokiem popłynąć w dal,
Do miejsc, gdzie nikt mnie nie czeka,
Gdzie preria śpi, a pluskiem fal
Podzwania nieznana rzeka.
I dotrzeć tam, gdzie rośnie bór
W zadumie swej mrocznej ciszy
I w grzmocie pian, gdzie spada z gór
Potok ze skalnej niszy.
A kiedy wreszcie zróżowi świat
Zorza, gdy wstanie na wschodzie,
Chcę patrzeć, jak bóbr - nasz młodszy brat,
Opuszcza swój dom na wodzie.
Pochwycić chmurę, okiełznać ją
Niczym dzikiego konia,
Wskoczyć na grzbiet i przez mil sto
Prerii przemierzać błonia!
-3-
- Ładne. Sam pan ułożył?
- Gdzie tam! Nauczył mnie znajomek podczas piekielnie długiej
i mroźnej nocy. Na Alasce. Byłem wówczas cheechako.
- Przybyszem?
- Tak, w języku czerwonoskórych, ale wśród białych słowo to
oznaczało coś nie bardzo dla mnie przyjemnego: frajer albo...
naiwniak. Wędrowaliśmy daleko. Kiedy dotarłem do Fort Yukon
byłem już prawie „kwaśnym chłopcem", a w Nome skwaśniałem
do reszty.
- Nic a nic nie wiem o kwaśnych chłopcach - zauważyłem
popychając obcasem w głąb ogniska długie polano, którego
koniec zdążył się zwęglić.
Drzewa mieliśmy pod dostatkiem, a w miarę jak zachodziło
słońce, wieczorny chłód coraz silniej dawał znać o sobie.
- Ba, pan nie był na Alasce.
- Nie byłem. Cóż to są „kwaśni chłopcy"?
- Ci, którzy nie znają tych wymyślnych proszków, jakie dodane
do mąki czynią pieczywo pulchnym.
- Można jeść podpłomyki. Ja sam... - tu ugryzłem się w język i
urwałem w połowie zdania.
Chciałem przecież powiedzieć, że setki razy wśród prerii i
lasów spożywałem właśnie podpłomyki - twarde placki z mąki i
wody, zastępujące mi chleb przez długie miesiące wędrówek.
Jednak tego nie powiedziałem nie chcąc pozbawiać się
przyjemności zabawy. Jakiej zabawy? Później to wyjaśnię.
- Och - odparł mój towarzysz - kwaśni chłopcy są wybredni.
Jeśli tylko mają okazję, robią zaczyn z mąki, która kwaśnieje i
służy jako drożdże. Kiedy przybyliśmy do Sitki, byłem miękki jak
bułka z takiego ciasta, ale nim doszliśmy do Yukonu,
stwardniałem na suchar. Wiedziałem już bardzo wiele o Alasce, to
-4-
na przykład, że gdy plunąć, a ślina zamarza w powietrzu,
wiadomo: sześćdziesiąt stopni murowane
1
, i jeszcze sporo o
innych sprawach. Dlatego wróciłem cały i zdrowy, a mój brat
stracił tylko jeden palec i tylko u lewej ręki, co nie jest, myślę,
wielkim nieszczęściem.
- Odmrożenie - zgadłem bez trudu.
- Oczywiście, ale operacja odbyła się w warunkach, które pan
uznałby za karygodne.
- To znaczy?
- Na przydrożnym kamieniu, jeśli można mówić o jakiejkolwiek
drodze, i przy pomocy siekiery. Operowany wcale nie czuł bólu, a
operujący musiał się spieszyć, żeby sobie nie odmrozić dłoni.
- Nie było innego sposobu?
- Ba, każda zwłoka kosztowałaby mego brata kilka dalszych
palców. Dlatego nie szukaliśmy ani stołu operacyjnego, ani
szpitala. Gdzież ich tam zresztą szukać?
- Hal! - zawołałem. - Dorzuć drewna!
Przed wyruszeniem w drogę Norton przedstawił mi swego
pomocnika: „To jest Hal Burns. Chłopak poczciwy z kośćmi".
- Ryzykowna decyzja - wróciłem do przerwanej rozmowy. -
Brudna siekiera i brudny kamień, w sumie: otwarta furtka dla
gangreny.
- Nie taka bardzo ryzykowna, doktorze. W klimacie tamtejszej
zimy wszystkie zarazki marzną na kość, na kamień, na śmierć.
Pan nie ma pojęcia, co to jest alaskańska zima. A wiosna wcale
nie lepsza. Wszystko topnieje w oczach, wodospady grzmią pod
byle skałką, śnieg ginie i powstaje jedno gigantyczne błoto, z
którym dają sobie radę tylko łosie. Brr! Nigdy więcej do Alaski,
1
Minus 60° Fahrenheita czyli minus 51° Celsjusza.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin